EN

AKTUALNOŚCI

przewiń w dół

ZMARŁ O. JERZY TOMZIŃSKI, LEGENDA JASNEJ GÓRY

15 listopada 2021

O. Jerzy Tomziński OSPPE z prymasem Stefanem Wyszyńskim na Jasnej Górze, sierpień 1966 r. fot. NAC

ZMARŁ O. JERZY TOMZIŃSKI, LEGENDA JASNEJ GÓRY

15 listopada 2021

W nocy 14 listopada, 10 dni przed swoimi 103. urodzinami, na Jasnej Górze zmarł o. Jerzy Tomziński OSPPE, najstarszy paulin na świecie, ostatni żyjący polski uczestnik Vaticanum II, któremu dane było poznać wielkich ludzi Kościoła: kard. Stefana Wyszyńskiego i o. Pio oraz papieży – Piusa XII, Jana XXII, Pawła VI i Jana Pawła II.

W 1932 r. związał swoje życie z Jasną Górą, poza nią spędził raptem 10 lat: najpierw na studiach w Krakowie (1938–1939), jako przeor i proboszcz w Leśnej Podlaskiej (1949–1951) oraz prokurator zakonu paulinów w Rzymie (1957–1963). To na Jasnej Górze w 1942 r., podczas wojny światowej, złożył śluby wieczyste w zakonie paulinów, a w 1944 r. przyjął święcenia kapłańskie. Był długoletnim przeorem klasztoru jasnogórskiego i generałem paulinów przez dwie kadencje.

Z jego nazwiskiem wiążą się ważne wydarzenia w historii Kościoła i Polski. To on zainicjował na Jasnej Górze odmawianie Apelu Jasnogórskiego w intencji uwolnienia prymasa Stefana Wyszyńskiego. Jako młody przeor zorganizował uroczystości w 1956 r., który przeszły do historii jako Jasnogórskie Śluby Narodu. Zgromadziły one milion uczestników, co było niewyobrażalnym osiągnięciem, jeśli się weźmie pod uwagę, że nie można było oficjalnie ogłosić uroczystości z obawy przed storpedowaniem ich przez władze komunistyczne. Dzięki zorganizowanej potajemnie sieci młodych współpracownic, zaufanych dziewcząt, które w różnych miastach wrzuciły listy do skrzynek, zaproszenia na uroczystości dotarły do wszystkich polskich parafii. Decyzja o. Tomzińskiego o przygotowaniu namalowanej przez prof. Leonarda Torwirta kopii wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej, tzw. obrazu nawiedzenia, umożliwiła peregrynację obrazu po całej Polsce.

Jak spotkam Żydów, to wytrwam w zakonie

Ojciec Jerzy był wspaniałym gawędziarzem. Tak wspominał swoją pierwszą pielgrzymkę z ojcem na Jasną Górę, która odbył jako kilkuletni chłopiec: „Poszliśmy na Drogę Krzyżową, była chyba X Stacja. Patrzę jednak nie na Drogę Krzyżową, tylko na klasztor. Okno było otwarte, widzę, w środku ciemno, siedzi jakiś biały zakonnik, kto to jest? Widzę krzyż, obrazów nie ma, jest tylko obraz Matki Bożej, a w domu to kupa obrazów była. – O Boże, żebym ja nie musiał tutaj mieszkać! – modliłem się w duchu, bo mnie ten pokój przeraził. No, ale Pan Bóg ma poczucie humoru. Potem jako przeor i jako generał przez trzydzieści lat tam mieszkałem. Autentyczne!”.

Kiedy jako młodziutki chłopak z podczęstochowskiej Przystajni wstąpił do paulinów, miał obawy, czy podoła wówczas bardzo surowym regułom życia zakonnego: „Skończył się juwenat i powiedziano nam, że jak kto idzie dalej, do nowicjatu, to punkt zborny jest na Jasnej Górze. Wyjechałem z Przystajni 22 lipca 1935 r. Akurat był poniedziałek, dzień targowy. Na targi zawsze zjeżdżali wozami Żydzi. W przeddzień powiedziałem sobie tak: jak spotkam pierwszy wóz Żydów, to wytrwam w zakonie. Całą noc nie spałem z emocji. Nazajutrz, patrzę, a tu jeden wóz Żydów, drugi wóz. No, myślę sobie, dobra prognoza, chyba wytrwam”.

Kawaler prezydenta

Ojciec Jerzy Tomziński miał nieprawdopodobne szczęście w życiu. Jako 14-letni kandydat do zakonu zastępował brata furtiana, kiedy pojawiła się najważniejsza osoba w państwie. Zresztą niech sam o tym opowie: „15 sierpnia 1932 r. przeżyłem nieprawdopodobną przygodę. Był jubileusz 550-lecia Jasnej Góry. Przyjechałem, oczywiście pod krawatem, w mundurku, spodniach do kantu. Brat furtian mówi do mnie: – Jasiu, przypilnuj tutaj, bo ja muszę iść. – I ja, Jasiu z Przystajni, furty pilnuję, a tu przyjeżdża prezydent Ignacy Mościcki. Do dzisiaj go widzę, nie macie pojęcia, jaki był elegancki: cylinder, białe rękawiczki, biały szalik. Razem z nim idą generałowie, przechodzą. Ja stoję, prezydent podaje mi rękę i mówi: – Dzień dobry, panie kawalerze. – Tak mi mówił, «panie kawalerze», mnie, smarkaczowi z Przystajni. Ale na tym nie koniec. Prezydent poszedł na górę, gdzie miał apartament, a tam ciepłej wody nie było. Mówią mi: – Leć do kuchni. – Ja – buch do kuchni, dzban złapałem i z tą ciepłą wodą idę, a przed drzwiami stoi dwóch pułkowników na warcie i mnie salutują. A prezydent Mościcki znowu: – Dziękuję, panie kawalerze. – Możecie sobie wyobrazić, jak wielkie wrażenie to zrobiło na chłopaku z podczęstochowskiej wsi. Potem byłem na mszy z udziałem prezydenta. Wybiegnę w przyszłość. W 1990 r., jako przeor Jasnej Góry, witam na dziedzińcu prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego. – Panie prezydencie, proszę uważać – zatrzymał się, może myślał, że bomba. Proszę uważać, bo ja jestem kawalerem ostatniego prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego. – Generał nie wierzył, zrobił wielkie oczy, może myślał, że ja kpię. Więc tłumaczę, że on mi mówił: panie kawalerze, a w Polsce już nie ma kawalerów od Mościckiego, a teraz witam pierwszego prezydenta III Rzeczpospolitej jako przeor Jasnej Góry. Taki nieprawdopodobny zbieg okoliczności. Generała Jaruzelskiego to rozbroiło, rozmawiał z paulinami dwie godziny, dużo opowiadał o sobie, także o swoich przeżyciach wojennych, gdy deportowano go z rodziną w głąb Związku Sowieckiego”.

Podczas okupacji niemieckiej był świadkiem odwiedzin hitlerowskich dygnitarzy na Jasnej Górze, którzy, jak wspominał, zachowywali się kulturalnie: „Najwięcej sensacji wzbudził przyjazd Hitlera. O tej wizycie myśmy wiedzieli, bo na jego przyjazd musieli stawić się wszyscy gubernatorzy. Mówiono nam, że przyjeżdża ktoś ważny z Berlina, nie wyjawili kto. Kazali pozamykać okna w godzinie przyjazdu gościa, zażądali dla niego trzech przewodników znających niemiecki. Dla niepoznaki on nie grał pierwszych skrzypiec, tylko ktoś inny. Kościelny, pan Bronisław, twierdził, że poznał Hitlera po charakterystycznej grzywce, ale to jego prywatna opinia. Natomiast nasi ojcowie słyszeli, jak ludzie z otoczenia Hitlera mówili mu, aby się nie podpisywał w księdze w bibliotece klasztornej. Chodziło o to, żeby nie pozostawić żadnego śladu”.

Rozbrajająca szczerość bp. Wyszyńskiego

Stefana Wyszyńskiego poznał w 1946 r., kiedy młody biskup lubelski przyjechał na Jasną Górę na rekolekcje przed otrzymaniem sakry biskupiej. Spotykał się z nim w celu omówienia ceremonii. „Kiedyś do mnie powiedział: «Słuchaj, pomódl się za mnie, bo ja pisać trochę potrafię, ale rządzić – to chyba nie». Bezgraniczna pokora, prawda?” – przywoływał z uznaniem o. Jerzy.

Kiedyś, już jako kardynał, Wyszyński opowiadał o. Tomzińskiemu o rozmowie z watykańskim sekretarzem stanu: „On mówił do prymasa: – No co wy tak się bratacie z komunistami? Co wy wyprawiacie?. – Na to Prymas: – Eminencjo, gdyby w rogu tego pokoju siedział lew, czy eminencja drażniłby go?. – Na to sekretarz stanu: – No nie. – Prymas Wyszyński odpowiedział: – My jesteśmy w takiej sytuacji, że siedzimy w pokoju, w którym znajduje się lew. Nie możemy go drażnić. Papieże kochali i szanowali naszego prymasa, uważali go za bohatera. Niedługo przed śmiercią Piusa XII byłem u niego na audiencji. Papież złapał mnie za obie ręce i potrząsając nimi, pytał: – Mów, mów, jak się trzyma prymas Wyszyński, czy zdrów?. – To było niesamowite”, wspominał po latach o. Tomziński.

Legendarny już za życia zakonnik często wracał wspomnieniami do obchodów milenium w 1966 r., czasu ostrej konfrontacji władzy ludowej z Kościołem. Na trasie nawiedzenia kopii cudownego obrazu przeżył następującą przygodę: „Kiedy cała kawalkada wiozła obraz z Gniezna do Poznania, minęli nas dygnitarze partyjni z pierwszym sekretarzem «Towarzyszem Wiesławem», czyli Władysławem Gomułką. Rozpierzchnęliśmy się wszyscy na boki, aby im zrobić miejsce. W Poznaniu mszę milenijną odprawiano przy ołtarzu na frontonie katedry. Celebransem był abp Karol Wojtyła, a kazanie miał prymas Wyszyński. W tym czasie Gomułka grzmiał tym swoim charakterystycznym głosem z trybuny i przechwalał się, że partia nie pozwoliła przyjechać papieżowi na uroczystości milenijne. Paradoks polegał na tym, że przyszły papież był wtedy wśród nas”.

„Wy tu herbatę pijecie, a papież się modli!”

Ojciec Jerzy lubił żartować, o czym przekonała się świta papieska w czerwcu 1979 r. podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Któregoś wieczora na Jasnej Górze o. Jerzy podszedł do osób z otoczenia papieża, aby zapytać, czy czegoś nie potrzebują. Odpowiedzieli, że nie, teraz mogą odpocząć, bo papież poszedł spać. Ojciec Tomziński przypomniał sobie, że nie odmówił brewiarza. Było już bardzo późno, po północy. Wszedł do kaplicy cudownego obrazu i osłupiał. „Patrzę i oczom nie wierzę” – wspominał po latach: „Papież się modli. Pomyślałem sobie – zrobię kawał. Nie papieżowi oczywiście, ale osobom z delegacji watykańskiej. Wracam do nich i krzyczę: – Tak papieża pilnujecie! Wy tu herbatę pijecie, a papież w kaplicy! – Natychmiast zrobił się szum, wszyscy się zerwali i pobiegli do kaplicy towarzyszyć papieżowi”.

Doczekał beatyfikacji swego przyjaciela, kard. Stefana Wyszyńskiego, która odbyła się 12 września. Był prawdopodobnie najstarszym uczestnikiem tej uroczystości. Po jej zakończeniu powiedział, że teraz już może odejść.

Grzegorz Polak, Mt 5,14

Cytaty pochodzą z książki Znam tu każdy kamień. Z o. Jerzym Tomzińskim rozmawia Grzegorz Polak (Kraków 2016).