EN

AKTUALNOŚCI

przewiń w dół

WIECH, CZYLI STARSZY KOLEGA ZE SZKOŁY

10 sierpnia 2021

Stefan Wiechecki w dorożce podczas przejażdżki po Szmulowiźnie, październik 1960 r., fot. NAC

WIECH, CZYLI STARSZY KOLEGA ZE SZKOŁY

10 sierpnia 2021

120 lat temu, 3 sierpnia 1901 roku, urodził się Stefan Wyszyński. Niemalże równo pięć lat wcześniej przyszedł na świat jego późniejszy kolega z Gimnazjum Wojciecha Górskiego, Stefan Wiechecki „Wiech”. Urodził się 10 sierpnia 1896 roku na warszawskiej Woli jako najmłodsze dziecko właściciela sklepu wędliniarskiego przy ul. Marszałkowskiej.

„Właściwie powinienem teraz być jakimś emerytowanym generałem brygady lub co najmniej kapitanem piechoty, oczywiście też na rencie” – pisał w Piąte przez dziesiąte: „Dziecinne lata moje bowiem upływały w atmosferze bojowo-patriotycznej, w cieniu powstań narodowych, w ogniu walk rewolucyjnych roku 1905. Cień powstania listopadowego zaciążył już nad moim urodzeniem, gdyż przyszedłem na ten świat w małym domku na Woli, na wprost kościółka Sowińskiego. Rodzice moi opuścili to historyczne sąsiedztwo, kiedy miałem chyba coś z półtora roku, więc o bohaterskiej śmierci generała i walkach na wolskiej reducie dowiedziałem się znacznie później, ale coś tam widocznie wsiąkło w duszę oseska, bo niesłychanie potem byłem dumny ze swego miejsca urodzenia i na wałach reduty spędzałem liczne wagary w latach szkolnych. Leżąc w bujnej trawie, rozpamiętywałem przebieg ostatniej bitwy tego powstania i w wyobraźni brałem w niej czynny udział jako adiutant jednonogiego dowódcy” – wyjaśniał.

Warszawskie gimnazjum

Nie w wyobraźni, ale rzeczywiście wziął czynny udział w walkach o odzyskanie niepodległości. Po zdaniu matury w 1916 r. w warszawskim Gimnazjum Wojciecha Górskiego, gdzie jego kolegą był między innymi Stefan Wyszyński, wstąpił do I Brygady Legionów Polskich. W 1918 r. wrócił do cywila i jako Stefan Gozdawa grywał w różnych teatrach – m.in. role Ketlinga i Winicjusza. W 1920 r. wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej w 2. pułku ułanów – został odznaczony Krzyżem Walecznych.

Już w gimnazjum próbował pisać w języku, który wiele lat później wybitny językoznawca prof. Witold Doroszewski nazwie po prostu „wiechem”. „Trafiłem na światłego pedagoga polonistę, który nie podszedł do gwary po belfersku, traktując ją jak zepsutą mowę polską, ale uważał gwarę za ludowy język warszawski, który należy zapisać, żeby nie poszedł w zapomnienie” – wspominał Wiechecki. „Pedagogiem tym był Norbert Barlicki, działacz polityczny, jeden z przywódców robotniczej lewicy, z zawodu nauczyciel języka polskiego. Barlicki zachęcał mnie do pisania tą gwarą, aczkolwiek postępami moimi nie zachwycał się zbytnio. Mawiał zwykle oddając moją pracę piśmienną: – Pan Wiechecki, jak zawsze, prześlizgnął się po temacie, ale że zrobił to nieźle – trzy plus. Poza owe trzy plus nie udało mi się nigdy w szkole wyskoczyć, ale na tej gwarze ślizgam się już kilkadziesiąt lat i chwalę to sobie. Właśnie jej znajomość pozwoliła mi na zajęcie w «Kurierze Czerwonym» dobrej pozycji. Codziennie niemal dostarczałem gazecie swoje «michałki» z warszawskiej ulicy. Były to najczęściej gwarowe dialogi, podsłuchane niby rozmowy przechodniów lub takich funkcjonariuszy, jak dozorca domu, zwrotniczy tramwajowy czy stróż nocny, zwany w gwarze «papugą»” – opisywał początki swej literackiej kariery.

Znakiem tego

Stefan Wiechecki nie celebrował zbytnio tego, co pisał, w traktowaniu pisarstwa niedaleki był chyba od swych bohaterów, dla których redaktor czy literat to taki „osobnik, co wypadki i kradzieże w «Ekspresiaku» streszcza”. „Trudno powiedzieć, że życie domagało się powstania tej książki” – pisał przekornie we wstępie do swego pierwszego zbioru felietonów zatytułowanego Znakiem tego. Książkę wydał własnym sumptem, bo profesjonalni wydawcy nie wierzyli w sukces. Marian Kister z „Roju” miał powiedzieć: „To są cukierki. Jeden cukierek każdy zje chętnie, ale torbę cukierków kto kupi?”. „Książka się ukazała i poleciała jak szatan. W ciągu dwóch tygodni nie było śladu nawet pod ladami” – wspominał Wiechecki.

„Jego felietony stanowią pociechę w smutnych chwilach, poza tym są wynikiem obserwacji bardzo uważnej, pracy w swoim rodzaju całkiem twórczej i na wskroś oryginalnej” – zauważyła Maria Jasnorzewska-Pawlikowska. „Wiech to gentleman, szalenie dowcipny, nigdy jadowity, często wzruszający” – podkreśliła. Wiechecki nigdy w zasadzie nie zaprzeczył tej opinii; adwersarzy swych, jeśli już w ogóle zauważał, traktował umiarkowanie i niejako przy okazji. Na przykład bohaterką opowiadania Adwokat w spódnicy uczynił „Marię Dąbrowską, osobę zresztą niepiśmienną”. Wcześniej, bo w 1937 r. przyznano jednak Wiecheckiemu Srebrny Wawrzyn Polskiej Akademii Literatury, za „szerzenie zamiłowania dla literatury polskiej”. Recenzując tomik Ja panu pokażę! Juliusz Kaden-Bandrowski napisał: „Każde zdanie tej zabawnej książki świadczy o niebywałej swobodzie, z jaką porusza się autor w mieszanym, pstrym, niby to nie ujętym, a jednak bardzo syntetycznym folklorze Warszawy współczesnej… Wszystko, co jest napisane żywo, po prostu, co rozumieją wszyscy, a co duszę ludzką przekazuje poznaniu, należy chyba do spraw i prac dzieł literatury pięknej”.

Stefan Wiechecki zmarł 26 lipca 1979 r. w Warszawie, jest pochowany na Starych Powązkach.

Wierny miłośnik książek

Przypominamy list prymasa Stefana Wyszyńskiego ze zbiorów Biblioteki Publicznej im. x. Jana Twardowskiego, świadczący o podobnych zainteresowaniach oraz wzajemnej sympatii obu absolwentów Gimnazjum Wojciecha Górskiego, która przetrwała ponad pół wieku. „Mam w sercu wiele sympatii dla wytrwałego zbieracza i miłośnika osobliwości języka mieszkańców przedmieść Warszawy. Podzielam tę miłość ku tradycjom autentycznej Warszawy. Należę do wiernych miłośników książek Kolegi, z których poznaję wiele osobliwości społeczno-obyczajowych Stolicy. Ma to duże znaczenie dla pasterza Warszawy tym więcej, że zbierane przez Kolegę okruchy są autentyczne. Zachowuję wiele sentymentu dla wszystkiego, co łączy się z wspólną nasza szkołą imienia W. Górskiego i dla wszystkich, którzy przez nią przeszli…”, pisał do Wiecha w liście z 12 kwietnia 1969 roku Prymas Tysiąclecia.

źródło: PAP

Zdjęcie