AKTUALNOŚCI
TEN, KTÓRY POSYPYWAŁ RANY SOLĄ
27 września 2021
Pisarz, kompozytor, krytyk muzyczny i publicysta, nazywany pierwszym felietonistą Rzeczypospolitej. Przez prawie 45 lat publikował felietony w „Tygodniku Powszechnym”, podpisując je po prostu: KISIEL. Mało kto wie, że ich wiernym czytelnikiem był prymas Stefan Wyszyński. 30 lat temu, 27 września 1991 roku, odszedł Stefan Kisielewski.
…zasługi Kisiela są tak ogromne, że moim zdaniem obowiązkiem Polaków jest wystawić mu pomnik. Wiem nawet, gdzie jego pomnik powinien stanąć: na skwerze na Krakowskim Przedmieściu, między pięknym pomnikiem prymasa Wyszyńskiego i ładnym pomnikiem Bolesława Prusa.
Gustaw Herling-Grudziński
W swoim słynnym Abecadle, Stefan Kisielewski wspomina pierwsze zetknięcie ze Stefanem Wyszyńskim, wówczas biskupem lubelskim: „Mianowicie przyjechałem do Lublina i miałem być przez niego przyjęty, przygotowano to. Jednak okazało się, że on musiał wyjechać, ale zostawił dla mnie list. I w tym liście napisał: «Czytam pańskie felietony, ale nie jestem ich zwolennikiem. Naród polski cierpiał, ma bolesne rany, a pan soli dosypuje do tych ran. A to trzeba przecież leczyć». Potem, jak go poznałem, tośmy właśnie na ten temat dyskutowali”.
Prymas jak ulał
Potem zresztą tych spotkań było wiele, w Dziennikach Kisiela osoba prymasa Wyszyńskiego pojawia się wielokrotnie.
Nie wszystkie zapiski dokumentują aprobatę wobec działań prymasa. Kisielewski potrafił o nim napisać, że „niewiele kapuje” (to w kontekście wyjazdu prymasa do Rzymu w 1968 r.), że „postarzał się mocno” (w 1969 r.) albo „dziwnie się zachowuje”. Ale zaraz obok przyznawał, że to prymas „daje narodowi drogowskazy duchowe” i że jest to „człowiek niezwykle wybitny, może w innej epoce byłby kontrowersyjny, tutaj jest jak ulał”. Nie wahał toczyć o prymasa bojów polemicznym słowem i piórem, gotów pokłócić się o pryncypia z najbliższymi przyjaciółmi, także tymi z „Tygodnika Powszechnego”.
Rozżarci idioci
Cezurą był Sobór Watykański II, który podzielił redakcję „Tygodnika Powszechnego”, zaangażowaną w promowanie reform, dla jednych stanowiących „wiosnę Kościoła”, a dla innych „ferment”, który – jak pisał Stanisław Stomma – „u nas, w sytuacji ciągłego zagrożenia Kościoła z zewnątrz, mógł mieć katastrofalne konsekwencje”. Prymas Wyszyński „wiedział dobrze, że nie można doprowadzić do trzęsienia Ziemi, które rodziłoby chaos pojęciowy i niebezpieczeństwo utraty dla szerokich mas wiernych poczucia identyczności Kościoła”.
Kisielewski stanął w tym konflikcie po stronie prymasa. W jego przypadku nie chodziło tylko o wątpliwości teologiczne, które po Vaticanum II wprawiły w zakłopotanie miliony katolików na całym świecie. Chodziło także o funkcjonowanie w ramach realiów komunistycznej Polski, o przetrwanie w trudnych warunkach Kościoła i narodu. Dlatego w Dzienniku notował zirytowany: „Mają w głowie tylko… walkę z prymasem o reformę Kościoła, przy czym są tak rozżarci, że mówią o prymasie dosłownie ostatnimi słowami. […] Ci idioci uważają się niemal za książąt Kościoła i nie mają teraz większych zmartwień, jak tylko owe reformy, które tyczą się może świata zachodniego, ale nie u nas, bo tutaj głupkowaty moloch komunizmu przytłacza wszystko, a wszelkie dyskusje soborowo-reformatorskie toczą się wobec marksistowskiej klaki zainteresowanej tym, aby katolicyzm był jak najmniej intensywny, jak najbardziej rozwodniony przez «liberalizację»”.
Ekskomunika wykluczona
W przywoływanym już Alfabecie z 1988 roku Kisiel podsumowuje osobę prymasa Wyszyńskiego krótko: „wielka postać”. A dalej: „Prowadził Kościół dobrze. Miał twardy charakter, jednocześnie umiał manewrować, umiał komunistów wyprowadzić w pole”.
I jeszcze ta jedna, ale jakże ważna dla tego „Stańczyka Polski Ludowej” uwaga: „Mnie się podobało, że on miał poczucie humoru”. O co dokładnie chodziło Kisielowi, można zrozumieć z anegdoty przywołanej przez dziennikarza Jacka Żakowskiego, a dotyczącej spotkania redakcji „Tygodnika Powszechnego” z prymasem: „[…] kardynał Wyszyński zdziwiony milczeniem zazwyczaj gadatliwego Kisiela, pochylił się nad stołem i, zwracając się do Kisielewskiego z wyraźną troską, zapytał:
– A pan, panie Kisielu, czemu dziś taki milczący?
Kisiel popatrzył po kolegach, ale nie było już żadnego ratunku, prymasowi trzeba było odpowiedzieć.
– Bo ja, Księże Prymasie, chciałbym zapytać, jak to jest z tą etyką seksualną. Dlaczego Ksiądz Prymas uważa…
Prymas stężał. Na oczach wszystkich bardzo dobre spotkanie zamieniło się w totalną klapę. Kto, jak kto, ale kardynał Wyszyński nie mógł spokojnie wysłuchać wykładu poglądów Kisiela.
Kisiel mówił długo i przerażająco ostro. Ale im dłużej mówił, tym prymas był mniej napięty. Kiedy zapadła cisza, prymas niby się zasępił.
– Tak, ja rozumiem, doskonale Pana rozumiem. Pan by chciał, żebym ja pana wyklął – żartował kardynał. – Pan chce być urzędowo wyklęty. Ale: nie! Ja panu tej przyjemności nie zrobię. Niech pan na to nie liczy”.
Największy teolog
Stefan Kisielewski „posypywał rany solą” przez wiele lat, nie tylko współpracując z „Tygodnikiem Powszechnym”, ale także z „Ruchem Muzycznym”, paryską „Kulturą” czy nawet uczestnicząc w obradach Sejmu PRL w latach 1957-1965. Przez cały ten czas utrzymywał ścisłe kontrakty z kardynałem Wyszyńskim, aż do śmierci tego ostatniego w 1981 roku.
Ksiądz Andrzej Bardecki, asystent kościelny „Tygodnika Powszechnego”, nie miał wątpliwości, że Kisiel z prymasem byli „w wielkiej przyjaźni”: „Dla Kisiela, Prymas to był przede wszystkim mąż stanu, polityk, człowiek walczących z komuną. A ksiądz kardynał Wyszyński miał do Kisiela wielką słabość”. Do tego stopnia, że nawet mawiał, iż z całego „Tygodnika Powszechnego”, „największy teolog to Kisielewski”.
Stefan Kisielewski zmarł 27 września 1991 roku. Nad trumną, x. Janusz St. Pasierb przypominał zapis z dzienników prymasa Wyszyńskiego Pro memoria z lutego 1968 roku: „Stefan Kisielewski w sprawach ogólnonarodowych”. „To zdanie brzmi jak streszczenie całego życia Stefana Kisielewskiego”, podsumował nie bez racji kapłan.
Artykuł został opracowany m.in. z wykorzystaniem «Alfabetu» i «Dzienników» Stefana Kisielewskiego, a także książek Joanny Pruszyńskiej «Kisiel» (Warszawa 1998) i Moniki Wiszniowskiej «Stańczyk Polski Ludowej. Rzecz o Stefanie Kisielewskim» (Warszawa 2004).