EN

Człowiek jest powołany do zwycięstwa!

Jan Paweł II (Stadion X-lecia w Warszawie, 17.06.1983 r.)

 

Od początku swojego pontyfikatu Jan Paweł II przeciwstawiał się przekonaniu, że świat musi być stale podzielony ideologicznie. Wyrazem jego wysiłków w tym kontekście była także II pielgrzymka do Polski. Jej efekty można sprowadzić do kilku wymiarów:

– nauczanie papieskie natchnęło Polaków nadzieją na zmianę ich położenia i podtrzymało sprzeciw wobec komunistycznej dyktatury;

– umocniło polską wspólnotę i jej solidarnościowy charakter;

– podkreśliło realność obecności Polski wśród narodów Europy;

– uzmysłowiło władzom komunistycznym siłę Kościoła jako partnera dialogu;

– papieski sprzeciw wobec zdelegalizowania „Solidarności”, utwierdził Polaków w słuszności ich oczekiwań i działań.

II pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny w dniach 16-23 czerwca 1983 r. przypadła w trudnym okresie dla Polaków, przygnębionych wprowadzonym półtora roku wcześniej przez  gen. Wojciecha Jaruzelskiego stanem wojennym i delegalizacją „Solidarności”. Wprawdzie na czas papieskiej wizyty stan wojenny został zawieszony, ale kilkuset działaczy związkowych nadal pozostawało w więzieniu. Opozycja wyrażała obawy, że władze komunistyczne wykorzystają pielgrzymkę do celów politycznych, uznając ją za przejaw normalizacji życia społecznego. Jednak Jan Paweł II już od pierwszego dnia pobytu w Polsce wyraźnie dawał do zrozumienia, że Kościół nie akceptuje delegalizacji „Solidarności” i nie przestaje ufać, że umowa społeczna zawarta w porozumieniach sierpniowych w 1980 r. zostanie przywrócona. Już w pierwszej swojej homilii w katedrze warszawskiej papież wyraził solidarność z rodakami, „którzy najboleśniej czują cierpki smak zawodu, upokorzenia, cierpienia, pozbawienia wolności, krzywdy, podeptanej wolności człowieka”. Tylko dzięki uporowi Jana Pawła II doszło do jego konspiracyjnego spotkania z przewodniczącym zdelegalizowanej „Solidarności”, Lechem Wałęsą.

W swoim nauczaniu Papież kładł akcent na powołanie chrześcijanina do zwycięstwa i prawo jego ojczyzny do suwerennego bytu. Jako wzorce ukazał Polakom troje patriotów, których beatyfikował podczas pielgrzymki: matkę Urszulę Ledóchowską oraz powstańców styczniowych 1863 r. – oo. Alberta Chmielowskiego i Rafała Kalinowskiego. Tą pielgrzymką Jan Paweł II dodał Polakom ducha i nadziei na odzyskanie upragnionej wolności. Jeden z zagranicznych obserwatorów pielgrzymki, późniejszy minister spraw zagranicznych Francji, Jean-Bernard Raimond, zobaczył papieża „przemierzającego Polskę czasów stanu wojennego i rozkładającego, systematycznie i ze spokojem, kazanie po kazaniu, system Jaruzelskiego w samym sercu imperium sowieckiego”.

* * *

Na temat dziedzictwa pontyfikatu będą rozmawiać uczestnicy międzynarodowej konferencji 17 października 2023 r. Papież światu. 45-lecie pontyfikatu Jana Pawła II  w Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. Swój udział potwierdzili m.in. Valentina Alazraki, rabin Jack Bemporad, prof. Rocco Buttiglione, prof. Chantal Delsol, Andrea Gagliarducci, prof. Mirosław Marynowicz oraz George Weigel.

XIX Konkurs Papieski, organizowany przez Instytut Tertio Millennio, został rozstrzygnięty. Tegoroczna edycja, w której partnerem było Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, przebiegała pod hasłem Z nadziei, która jest w nas – tymi słowy Ojciec Święty zwrócił się do młodych ludzi w swoim słynnym liście Parati semper.

Do konkurencji, która obejmowała nauczanie społeczne papieży Jana Pawła II i Benedykta XVI, przystąpiło ponad 2000 uczniów szkół średnich. W ostatniej turze Konkursu Papieskiego jego uczestnicy odpowiadali na pytania związane z esejem, który przygotowali. Wielu z finalistów wybrało wątki pochodzące z listu Jana Pawła II do młodzieży Parati semper (1985).

Wszystkim uczestnikom – a szczególnie zwycięzcom – serdecznie gratulujemy wiedzy i zapału życząc, aby nieustająco mieli odwagę „wypływać na głębię”.

Duc in altum!

W środę 17 maja w Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego miało miejsce podpisanie listu intencyjnego o współpracy z dr hab. Michałem Białkowskim, profesorem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Wydarzenie inicjuje realizację działań w ramach projektu naukowo-badawczego Biografia Karola Wojtyły. Okres krakowski 1938–1978.

Wyniki badań będą istotnym elementem tworzonej przez nas wspólnej bazy źródłowej na temat działalności Karola Wojtyły – Jana Pawła II. Efekt projektu będzie także istotnym wzbogaceniem tworzonej właśnie na ekspozycji Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego strefy Pasterz Krakowa. Projekt wymaga przeprowadzenia szczegółowej kwerendy w kilkudziesięciu archiwach kościelnych i państwowych w Polsce i zagranicą. W warstwie wydawniczej projekt naukowo-badawczy Biografia Karola Wojtyły. Okres krakowski 1938–1978 zakończy się przygotowaniem i wydaniem pełnej, opartej na źródłach archiwalnych biografii Karola Wojtyły obejmującej okres krakowski 1938–1978 autorstwa właśnie prof. Michała Białkowskiego. Czas trwania projektu przewidywany jest na lata 2023–2026.

PROF. MICHAŁ BIAŁKOWSKI – historyk Kościoła i politolog, od 2020 r. profesor na Wydziale Nauk o Polityce & Bezpieczeństwie Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Od 2017 r. prezes Klubu Inteligencji Katolickiej w Toruniu, w latach 2017–2021 sekretarz Porozumienia Klubów Inteligencji Katolickiej w Polsce. Opublikował m.in.: Apostołowie Afryki. Studia poświęcone Wandzie Błeńskiej i kardynałowi Adamowi Kozłowieckiemu SI, Toruń 2022 (współautor i współred.); Prymas i Papież. Studia poświęcone prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu i papieżowi Janowi Pawłowi II, Toruń 2021 (współautor i współred.); S. Wyszyński, Pro memoria, t. 4: 1956–1957, Warszawa 2020 (red.); Protokoły konferencji polskich ojców soborowych. Zbiór dokumentów 1962–1965, Lublin 2019 (wyd.); «Radość i nadzieja, smutek i trwoga…». Sobór Watykański II z perspektywy półwiecza, Toruń 2016 (współautor i red.); Wokół Soboru Watykańskiego II. Studia i szkice, Toruń 2016. Inicjator i redaktor naukowy wielotomowej publikacji Studia soborowe, Toruń 2015. W ub.r. staraniem Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego wydał publikację Sobór Watykański II. Polska historia.

fot. Monika Dejneko-Białkowska

.

 

Ukazała się książka poświęcona ojcom i braciom posługującym w Świętej Lipce. Jezuici w Świętej Lipce Edgara Sukiennika – historyka związanego z Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego – to monografia poświęcona wielowymiarowej działalności Towarzystwa Jezusowego przy sanktuarium świętolipskim, gdzie kult maryjny rozwija się od 700 lat.

Umiłowanie Świętej Lipki jest charakterystyczną cechą badawczą dr. Edgara Sukiennika – historyka Kościoła, pracownika naukowego Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, autora kilku opracowań związanych z dziejami przepięknego i budzącego podziw sanktuarium maryjnego na pograniczu Warmii i Mazur. Przed dwoma laty historyk zredagował wspólnie z o. dr. Aleksandrem Jacyniakiem obszerną pracę zbiorową Święta Lipka. Perła na pograniczu ziem, kultur i wyznań, w której znalazły się referaty z sympozjum upamiętniającego 50-lecie koronacji obrazu Matki Bożej Świętolipskiej oraz 400-lecie oddania Świętej Lipki pod opiekę króla Zygmunta III Wazy i jego następców. Rok temu ogłosił drukiem samodzielną publikację – bogato ilustrowany album zawierający życiorysy 100 postaci szczególnie zasłużonych dla rozwoju sanktuarium, parafii i domu zakonnego jezuitów. Dlatego z dużym zainteresowaniem przeczytałem wersję próbną kolejnej książki dr. Edgara Sukiennika – tym razem traktującej w sposób naukowy o jezuitach posługujących tu od 1632 r.

Myliłby się ten, kto sądziłby, że o Świętej Lipce napisano już wszystko i nie da się dodać do tego, nic poza powtórzeniem już znanych faktów. Powstało wiele przewodników i albumów ukazujących przede wszystkim wartość artystyczną kościoła, słynnych organów, obrazu Matki Bożej z Dzieciątkiem czy krużganków odpustowych. Nie brakuje także opracowań ukazujących zmagania konserwatorów o ocalenie zabytku narażonego na destrukcyjne działanie niesprzyjających warunków klimatycznych. Brakowało natomiast publikacji poświęconych samym jezuitom – gospodarzom tego miejsca, stróżom kultu Matki Bożej Świętolipskiej i współtwórcom Jej krajobrazu religijnego, bez których trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie sanktuarium w obecnym kształcie. Dr Edgar Sukiennik konsekwentnie wychodzi naprzeciw tym oczekiwaniom i prezentuje publikację przygotowaną według wymogów warsztatu naukowego historyka – publikację, której głównymi bohaterami nie są wcale słynne organy, ani pięknie wyzłocone figury, ani nawet cudowny obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem – główny cel pielgrzymów. Głównymi bohaterami opracowania są sami jezuici i to przez pryzmat ich działalności autor prowadzi narrację poświęconą historii klasztoru, sanktuarium i parafii.

[…] Dr Edgar Sukiennik kilka razy podkreślił, że historię tworzą konkretni ludzie. Jego najnowsza książka przypomina tę prawdę w całej pełni. Bez ludzi nawet najpiękniejsze perły architektury będą puste i martwe. To działalność człowieka ożywia je i nadaje im kształt. Dobrze, że dr Edgar Sukiennik uchwycił tę zależność i pokazał ją na przykładzie pracy misyjnej, duszpasterskiej, inwestycyjnej i kulturalnej konkretnych jezuitów. Dzięki temu czytelnicy otrzymają wartościowe opracowanie naukowe, ukazujące zupełnie nowe spojrzenie na Świętą Lipkę – spojrzenie od strony ludzi będących jej gospodarzami i kierownikami duchowymi.

[z recenzji x. prof. Józefa Mandziuka]

Edgar Sukiennik, Jezuici w Świętej Lipce, Warszawa 2023

Książka dr. Edgara Sukiennika dostępna jest w Sklepie Mt 5,14.

Konferencja naukowa  w ramach projektu Karol Wojtyła Polsce – Jan Paweł II światu  

Karol Wojtyła wobec wyzwań PRL, 18 maja 2023, godz. 10.00-17.00

Rejestracja i program konferencji

 

Czyż może historia popłynąć przeciw prądowi sumień?

Karol Wojtyła, Myśląc Ojczyzna… (1974)

Bieg historii okrutnie doświadczył ludzkość w XX w., totalitaryzm chciał zapanować nad ludzką wolnością. W latach 70. świat wydawał się być trwale podzielony militarnie i ideologicznie. Nic nie zapowiadało upadku systemu komunistycznego. W takiej rzeczywistości papież z Polski rozpoczął swój pontyfikat, mając za sobą lata doświadczeń życia w systemie komunistycznym, gdzie łamane były prawa człowieka, a inwigilacja i prześladowania ograniczały wolność jednostki.

Imię Karol Wojtyła pojawia się po raz pierwszy w aktach bezpieki w 1946 roku. Jako biskup krakowski był nieustannie obserwowany przez funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL. W otoczeniu bp Karola Wojtyły działało kilkudziesięciu tajnych współpracowników. Byli wśród nich pracownicy kurii, kapłani z diecezji krakowskiej i osoby świeckie. Podsłuchy umieszczone były m.in. w mieszkaniach na ul. Kanoniczej, Franciszkańskiej oraz w Kurii, a także redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Metropolita krakowski miał świadomość prowadzonych wobec niego działań, dlatego wiele rozmów prowadził podczas spacerów.

Biskup Karol Wojtyła w swojej pracy administracyjnej mierzył się z wieloma trudnościami, które piętrzyli partyjni decydenci. W latach 60-tych z dokumentów urzędowych znika przychylność opinii dla jego wniosków i petycji. Wojtyła zaczyna być rozpoznawany jako przeciwnik groźniejszy dla komunistycznego porządku niż Prymas Stefan Wyszyński. Mimo tych doświadczeń, jako biskup miejsca jest coraz silniej rozpoznawalny przez chrześcijan jako orędownik dialogu, pojednania i budowania podmiotowości społeczeństwa.

O skali tej inwigilacji i formach opresyjności wobec Kościoła katolickiego oraz o metodach pracy biskupa Wojtyły afirmujących człowieka i jego wolność, będziemy rozmawiali podczas najbliższej konferencji „Karol Wojtyła wobec wyzwań w PRL”.

Jako arcybiskup Krakowa podejmował wiele starań, aby system totalitarny nie zdominował ludzkich sumień. Doświadczenia krakowskie przygotowały go do głoszenia całemu światu odważnego wezwania: „Nie lękajcie się” i wytyczenia kierunku jego pontyfikatu jako orędownika najsłabszych i obrońcy praw człowieka.

Na arenie międzynarodowej upominał się o prawa narodów i grup etnicznych dotkniętych konfliktem zbrojnym lub pozbawionych suwerenności do pokoju i poszanowania praw człowieka, m.in. przywrócenia wolności religijnej w Europie Środkowo-Wschodniej. W ONZ w 1979 r. jako pierwszy mówił, że każda propozycja rozwoju społecznego musi opierać na godności osoby, ponieważ to ona jest fundamentem pokoju i sprawiedliwości.

Zmiany, które inicjował, miały także swoje konsekwencje na gruncie religijnym i kulturowym. Jako pierwszy papież przemawiał do muzułmanów i przekroczył próg synagogi, wytyczając nową erę w stosunkach Kościoła katolickiego z Żydami i judaizmem. Był też pierwszym następcą św. Piotra, który wszedł do pagody i świątyni ewangelickiej. Światowe Dni Młodzieży, które zainicjował, zyskały miano fenomenu, który kontynuowany był przez kolejnych papieży – Benedykta XVI i Franciszka. Niezwykły gest przeproszenia za grzechy przeszłości w 2000 roku miał prowadzić ku pojednaniu i jedności. Swoją rolę pojmował jako służbę pojedynczemu człowiekowi, jak i społeczności międzynarodowej, wskazując w swoich wypowiedziach wartości, na których winny opierać się porządek moralny i społeczny wspólnoty ludzkiej.

Swoją postawą wiary i niezłomności w czynieniu dobra zmobilizował polityków, zdynamizował działania świeckich w Kościele, zainspirował do powszechnej solidarności. Pokazał, że historia nie może „popłynąć przeciw prądowi sumień”.

Obrony praw narodów, umiejętność dialogu międzyreligijnego, szacunku dla osoby, pomocy ludziom i  współpracy ze świeckimi uczył się z doświadczeń własnego kraju – z jego kultury, historii, tradycji. Pragniemy, aby obchody 45-lecia pontyfikatu skoncentrowały nasze rozważania na zasługach Jana Pawła II, które wciąż na nowo odkrywamy.

Głównymi wydarzeniami Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego są dwie konferencje:

Transmisja:

 

 

 

Współfinansowane:

Logotypy - Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego - Portal Gov.pl

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach zadania Organizacja cyklu dwóch konferencji: ogólnopolskiej Karol Wojtyła Polsce i międzynarodowej Papież światu wraz z wydarzeniami towarzyszącymi.

Stefan Wyszyński był twórcą oryginalnej teologii pracy, którą wyraził w swej książce Duch pracy ludzkiej wydanej bezpośrednio po wojnie. Staraniem x. Josemaríi Escrivy de Balaguera, twórcy Opus Dei, została ona przetłumaczona na kilka europejskich języków. Najprawdopodobniej była znana także papieżowi Piusowi XII, który w 1955 r. ustanowił – obchodzone 1 maja – święto Józefa Robotnika. Ludzką pracę Wyszyński traktował jako istotną drogę do samorozwoju, uświęcenia się człowieka oraz uświęcania świata i budowania wspólnoty społecznej.

W okresie przedwojennym działającego na polu robotniczym x. Stefana Wyszyńskiego, jego krytycy nazywali „czerwonym księdzem”. W latach 30. we Włocławku był on nie tylko redaktorem naczelnym „Ateneum Kapłańskiego” i wykładowcą w seminarium duchownym, ale aktywnie działał w chrześcijańskich związkach zawodowych. Znał rzeczywistość trudnego życia robotnika. Upominał się o prawa robotników chodząc jako ksiądz do właścicieli zakładów pracy. Znał szarość życia ludzi ciężkiej pracy fizycznej i walczył o ich prawa.

Duch pracy ludzkiej

Prowadził Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy, był asystentem kościelnym Chrześcijańskich Związków Zawodowych oraz publicystą. Prowadził też wykłady z ekonomii społecznej w Seminarium Duchownym we Włocławku. Działał również w Akcji Katolickiej, organizował m.in. Katolicki Związek Młodzieży Robotniczej, sieć Katolickich Uniwersytetów Ludowych. Zaangażowanie społeczne x. Wyszyńskiego dostrzegł August kard. Hlond, który w 1937 r. zaprosił go do Rady Społecznej przy Prymasie Polski.

x. Stefan Wyszyński, Duch pracy ludzkiej (1946)

Wydana po wojnie jego książka nosi tytuł Duch pracy ludzkiej. Jest to jasny i głęboki wykład teologii pracy. Ten temat przez lata był obecny w jego myśli i homiletyce. Św. Josemaría Escrivá de Balaguer, założyciel Opus Dei, znał tę książkę i polecał ją jako lekturę duchową swoim duchowym podopiecznym. Z jego inspiracji książka ta została przetłumaczona na kilka języków europejskich.

Teologia pracy ludzkiej

Przedmiotem szczególnego zainteresowania x. Stefana Wyszyńskiego, jeszcze jako młodego kapłana, było zagadnienie pracy. Tym bardziej, że to wokół tematyki pracy i związanego z nią wyzysku klasowego toczył się wówczas podstawowy spór pomiędzy przedstawicielami katolickiej nauki społecznej a różnych nurtów marksizmu.

Prymat człowieka – podkreślał x. Wyszyński – w życiu społeczno-gospodarczym stawia szczególne postulaty w dziedzinie stosunków pracy. Już w czasie swych studiów na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim zajmował się polityką społeczną, której problematyka skupiała się wówczas na zagadnieniu pracy najemnej. Nieobce były mu też kwestie wychowania, do czego przywiązywał ogromną wagę oraz miejsce jakie Kościół winien zajmować w rzeczywistości publicznej. Obronił pracę doktorską poświęconą relacjom pomiędzy szkoła, Kościołem a państwem, pod kierunkiem x. prof. Antoniego Szymańskiego, jednego z najwybitniejszych w Polsce znawców nauczania społecznego Kościoła, autora słynnej Polityka społecznej.

W latach 30. jako profesor seminarium duchownego we Włocławku i redaktor naczelny „Ateneum Kapłańskiego” x. Wyszyński miał okazję w bardzo praktyczny sposób zapoznać się z problematyką dotyczącą pracy. Prowadził wówczas Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy oraz był asystentem kościelnym Chrześcijańskich Związków Zawodowych, pozostających wówczas w opozycji wobec związków o obliczu socjalistycznym bądź komunistycznym. Te ostatnie były silnie rozwinięte we Włocławku. Dzięki codziennej ich obserwacji dobrze poznał główne założenia marksizmu, wobec którego aż do końca życia był nadzwyczaj krytyczny.

Przepis na rozwój wewnętrzny

Wydana bezpośrednio po wojnie jego książka Duch pracy ludzkiej jest jasnym i głębokim wykładem teologii pracy, który to temat przez lata był obecny w jego myśli i homiletyce. Jak zauważyła podczas konferencji poświęconej 75. rocznicy pierwszej edycji książki dr Justyna Majewska z Mt 5,14, „Stefan Wyszyński stworzył kompleksową teorię dotyczącą rozumienia pracy od jej strony duchowej: wyprowadził jej podstawy z Pisma Świętego i nauczania Kościoła; oparł ją na ascetyce chrześcijańskiej polegającej na pracy wewnętrznej. Koncepcja ta stała się doskonałym przepisem na rozwój wewnętrzny, udoskonalanie się i świętość, dając jednocześnie możliwość osiągania celów zawodowych. Jest propozycją stylu życia nie tylko dla mnichów, ale i pracowników”.

Konferencja Trudny obowiązek czy twórcze wyzwanie? Praca w myśli prymasa Stefana Wyszyńskiego, Mt 5,14, 3 września 2021 r, 

Ludzką pracę x. Wyszyński traktował jako istotną drogę do samorozwoju, uświęcenia się człowieka oraz uświęcania świata i budowania wspólnoty społecznej. Pracę pojmował nie tylko jako rodzaj działania umożliwiającego człowiekowi zdobycie środków na utrzymanie, ale również w kategoriach metafizycznych. Odnosił ją bezpośrednio do Boga, który stworzył świat i który sam pracował. Ukazywał sumienne wykonywanie pracy jako drogę rozwoju i doskonalenia się człowieka – drogę do Boga i do czynienia „bardziej ludzką” otaczającej nas rzeczywistości. Krótko mówiąc chodziło mu o to, aby człowiek poprzez pracę kształtował się wewnętrznie, aby zbliżał się przez nią do Boga i do drugiego człowieka.

Ład w człowieku

Przypominał, że praca może być także modlitwą. Wskazywał, że przez pracę „składaną Bogu w ofierze łączymy się z dziełem zbawczym Jezusa Chrystusa, który pracując własnymi rękami w Nazarecie nadał pracy znamienną godność”. Zauważał, że bez pracy człowiek nie może „dojść do pełni rozwoju osobowości”. Wyjaśniał, że skoro natura ludzka zawiera zarówno elementy materialne jak i duchowe, to praca nie może służyć tylko postępowi materialnemu, lecz „rozwojowi całej osoby ludzkiej, a więc i postępowi duchowemu”. Wymagał więc rozwoju cnót związanych z pracą: miłości i pokory, pracowitości, sumienności, obowiązkowości, odpowiedzialności, cierpliwości, wytrwałości, stałości i wreszcie cichości, która zapewnia wewnętrzny ład w człowieku.

Zarazem był konsekwentnym promotorem koncepcji „płacy rodzinnej” czyli takiej, która pozwoli pracownikowi na utrzymanie rodziny. Podkreślał – co było nowością w jego czasach – że także kobieta ma prawo do pracy zawodowej a nawet do kariery uniwersyteckiej, ale przy tym nie powinna rezygnować ze swej pierwotnej misji bycia żona i matką.

źródło: Katolicka Agencja Informacyjna (KAI)  

I. INWOKACJA

1. ROZPOCZYNA SIĘ ROZMOWA Z SOBĄ
Czy to znaczy, że trafiam w treść, co do której umówili się ludzie,
by ją nazwać ważną i wielką – i głosić sobie nawzajem?
Czy to znaczy, że jestem zgodny w rachubie lat z kronikarzem Thietmarem z Merseburga
– że widzę przeszłość podobnie jak mistrz Wincenty,
że chcę być w harmonii z tym, co minęło?
(a może przedkładam widzenie dróg przeszłości wyczytane z kronik
ponad widzenie w mroku wykopalisk Wiślicy?)

To znaczy, że trafiam na korzenie własnego drzewa,
że zagłębiam się w jego tajemny wzrost,
który i mnie się udzielił i ze mnie ma swe ciało.

Czuje, ze jestem w nim i ono we mnie.

Drzewo jest ciałem fizycznym.
Historia ludzi takich jak ja szuka swojego Ciała.

2. ROZPOCZYNA SIĘ ROZMOWA Z BOGIEM
Ciało ludzkie w historii umiera częściej niż drzewo, umiera wcześniej

Trwa człowiek poza progiem śmierci w katakumbach i kryptach.
Trwa człowiek, który odszedł, tych, co po nim przychodzą.
Trwa człowiek, który nadchodzi, w tych, co odeszli.
Trwa człowiek poza wszelkim odejściem i przyjściem
w sobie
i w Tobie.

Historia ludzi takich jak ja szuka Ciała, które Ty im dasz.
Każdy w historii traci swe ciało i każdy odchodzi ku Tobie.
W chwili odejścia każdy jest większy niż dzieje, których
cząstkę stanowi (fragment jakiegoś stulecia
lub dwóch stuleci fragmenty scalone w jedno życie).

3. ROZPOCZYNA SIĘ ROZMOWA Z CZŁOWIEKIEM, SPÓR O ZNACZENIE RZECZY
W tym punkcie nie możemy się zgodzić.
On mówi, że człowiek jest tylko skazany na to, by stracić swe ciało.
Historia ludzi nie szuka niczego innego prócz ciała rzeczy:
te zostają, gdy człowiek umiera, żyją nimi potem pokolenia.
Rzeczy nie są śmiercią osób, człowiekowi pozostaje nieśmiertelność rzeczy.

Mówię: ogromnie wiele z człowieka umiera w rzeczach,
więcej niż pozostaje. Czy próbowałeś ogarnąć to,
co umiera? Czy próbowałeś znaleźć dla tego przestrzeń i profil? –

– Nie mówi o niewiadomych! Niewiadomą nie jest człowiek!
– Człowiek napełniony jest zawsze tym, co człowiecze.
– Nie odłączaj człowieka od rzeczy, które ciałem są jego historii!
– Nie odłączaj ludzi od Człowieka, który stał się Ciałem ich historii:
tego, co wskroś człowiecze, nie ocalą rzeczy – tylko Człowiek!

Stoimy przed frontem przeszłości, które się dla nas zamyka
i równocześnie otwiera. Jedność odejść i przyjść nie zamykaj
świadomością jakąś oderwaną, tętniły bowiem życiem i ociekały krwią.

– Powracaj na każde miejsce, na którym umierał człowiek, jeszcze
bardziej na miejsce, na którym się rodził. Przeszłość jest czasem
narodzin, nie śmierci.

4. WŁAŚCIWA INWOKACJA, CZYLI WOŁANIE DO CZŁOWIEKA, KTÓRY STAŁ SIĘ CIAŁEM HISTORII
Do Ciebie wołam, Człowieku, Ciebie szukam – w którym
historia ludzi może znaleźć swe Ciało.
Ku Tobie idę, i nie mówię „przybądź”,
ale po prostu „bądź”,
bądź tam, gdzie w rzeczach żaden nie widnieje zapis, a człowiek był,
był duszą, sercem, pragnieniem, cierpieniem i wolą,
gdzie go trawiły uczucia i palił najświętszy wstyd –
bądź jak wieczysty Sejsmograf tego, co niewidzialne a Rzeczywiste.
Człowieku, w którym ludzkie dno się spotyka ludzki szczyt,
w którym wnętrze nie jest ciężarem i mrokiem, lecz właśnie sercem.

Człowieku, w którym każdy człowiek odnaleźć może zamysł najgłębszy
i korzeń własnych uczynków: zwierciadło życia i śmierci wpatrzone w ludzki nurt,
do Ciebie – Człowieku – stale docieram przez płytką rzekę historii,
idąc w stronę serca każdego, idąc w stronę każdej myśli
(historia – myśli stłoczeniem i śmiercią serc).
Szukam dla całej historii Twojego Ciała,
szukam Twej głębi.

II. OPOWIEŚĆ O DRZEWIE ZRANIONYM

1.
Był wokół sad, szczepiono drzewa.
Mieszko przechadzał się w cieniu i patrzył.
Nie widział ogrodnika, nie widział drzew, nie widział szczepów.
Myślał: nie skosztuję już tych owoców, gdy wzejdą.
Skosztuje syn, skosztują wnuki, prawnuki.
Czy sad obrodzi? Jaki owoc uznają ludzie za dobry?
Nie lęka się ogrodnik nacinać kory. Wierzy drzewu:
życie będzie silniejsze od nacięć, na nowo wzbierze…

Na siebie patrzeć muszę jako na pień –
rozrasta się przeze mnie też ZRANIONE DRZEWO.

2.
Dlaczego przeze mnie rozrastać się ma ZRANIONE DRZEWO?
Dlaczego patrzeć mam na siebie jak na jego owoc?
Korzeń, z którego wyrastam, jest mną – do rozkwitu dochodzę:
jest to rozkwit własny,
jest to własne piękno i brzydota scalone w jeden twór,
własne dobro i zło wypełnia moją świadomość i od niej zależy.
Gdy owoc spada z drzewa historii – własnym opada ciężarem
i dojrzałością istnienia, po którym zostaje znak.
I znak mnie zasklepia.

Drzewo nie wciągnie mnie w swe arterie: w cieśniny życia.
nie przejmuję jego kory ni cienia, który roztacza…

3.
A jednak przyjąłem DRZEWO ZRANIONE, choć mu się wciąż sprzeciwiam.

Przyjąłem, by rosło przeze mnie, przez moich wnuków, prawnuków,
by rodziło nas jako owoce –
owoce nacięć, w których przyjmuje się szczep.

Zrozumiałem: musi być zranione, by szczep miał gdzie utkwić.
Zrozumiałem: musi być zranione, aby mogło przesączyć się życie.
Zrozumiałem: muszę się otworzyć…
(granice mego życia przesuwają się tak, ze to, co nie-moje, staje się moje –
czyż nie muszą się przesunąć tak, że co moje stanie się nie-moje?)

4.
DRZEWO mówiło tak:
nie lękaj się, gdy umieram – nie lękaj się ze mną umrzeć,
nie lękaj się śmierci – bo patrz, odzywam: śmierć tylko dotknęła kory.
Nie lękaj się ze mną umrzeć i odżyć. Zasklepi się znak.
Dojrzeje w nim wszystko na nowo –
i owoc nie opadnie ciężarem własnym.
DRZEWO odda owoce temu, kto je szczepił –
będziecie pożywać owoce wyrosłe ze Mnie, Zranionym Drzewie.

DRZEWO mówiło „na Mnie” – nie czułem jego obcości,
znikło poczucie przeciwieństw pomiędzy Nim a mną
(może zrazu na chwilę?).

Odchodziłem, a DRZEWO stało obejmując przeszłość i przyszłość.

5.
Mówiłem: dobrze, przerośnij mnie, gdy masz moc taką,
przerośnij wszystkich ludzi albo ich wchłoń
(nie wchłania się ludzi, można ich przerosnąć:
wtedy powstaje przestrzeń, w której mieści się każdy –
każdy zostaje sobą, choć zaczyna na nowo żyć).

III. SPOJENIA

Chodzimy po spojeniach. Ziemia zdawała się gładka, zdawała się równa.
Długi czas myślano, że płaski jej krąg oblany jest wodą od dołu, od góry słońcem.
Potem przyszedł Kopernik: ziemia straciła zawiasy, zawiasem ziemi stał się ruch.
Chodzimy po spojeniach inaczej niż przedtem. (Kopernik zatrzymał słońce, a ziemię pchnął.)

Na spojeniach stawiamy stopy, na spojeniach kładziemy myśl:
chodzi o zasięg spojeń (mówisz tak: przyjmuję te które widzę –
chcę widzieć wszystkie – jeśli nie ujrzę, nie dotknę – nie przyjmę spojeń.)

Mieszko stąpał po spojeniach, często odczuwał lęk:
nie tylko z lęku składał ofiary, nie tylko – żeby przeważyć los.
Gdy szukał bóstw w spojeniach świata i niewiadomych losu,
gdy do wielu docierając bóstw, wypowiadał z lękiem imiona (najstarsze w języku praojców),
stało się jawne, że Bóg nie mieszka w spojeniach świata, w zawiłościach ludzkiego losu,
lecz przemawia własnym językiem, mową najprostszej szczerości.
Przenikła szczerość Boga poprzez spojenia świata:
(oto mowa nie złożona z dociekań, nie mowa poszukiwań, lecz odnalezień).
Ktoś stanął i mówił. Słowa były ludzkie, słowiańskie.
Świat był w nich ważny i nieważny. Śmierć surowa i obiecująca.

SPOJENIA (CIĄG DALSZY)

Do spojeń świata przywiąż myśl! lecz zwolnij serce i duszę otwórz!
Ciało umrze i zmartwychwstanie. Życie potwierdzi się poza życiem,
(Gdy będziesz starał się zrozumieć to wszystko z śmiertelnych zmagań Słowian,
pozwól, że spojrzę przez spojenia duszy – mej własnej,
wracając duszą do dusz moich Wiślan i Polan)

Spojeniem dusz jest słowo, jest mowa – mowa wzajemna.
Chrztem nazwijmy ten moment –
(gdy Bóg wyszedł ze spojeń świata, z zawiłości ludzkiego losu)
gdy przemówił do Mieszka tak, że Mieszko mógł odpowiedzieć.

Ach, to spojenie osób – niewidzialne, niedotykalne – przecież musi mieć swój znak!
Ach, to wciągnięcie w ojcostwo, które jest bardziej wewnętrzne niż
jakichkolwiek widzialny świat –
to wciągnięcie przez Słowo: przez milczenie bardziej niż przez mowę –
to wciągnięcie przez Miłość, która porusza i zarazem unieruchamia –
to wciągnięcie – mysterium tremendum et fascinum – mieć swój znak!
W znak chodzimy od wieków. Myśl nie przylega do spojeń –
sama się staje spojeniem, zawiasem wszelkiego ruchu, jaki przenika człowieka.
W znaku chodzimy od wieków. Znak zastąpił spojenia i
zawiłość ludzkiego losu.

IV. ROZWÓJ JĘZYKA

Nie znam tych słów najstarszych. Gdy wracam do zapisów, jeszcze
jestem daleko od żywych słów
napełnionych tchnieniem i dźwiękiem historycznym człowieka.
Śmierć odsunęła ten dźwięk poza tyle stuleci. Został zapis, jedyny
ślad dla żarliwego potomka – na nim urywa się ścieżka –
a wiadomo przecież,  że dalej prowadzi…)
…a wiadomo przecież, że musi prowadzić do pierwszych natchnień języka,
do tych w człowieku odkryć, którym odpowiada przedmiot.

Jedność natchnień i znaczeń.
Kiedyż zaczęły brzmieć tym nurtem dźwięków, którym płyną do dzisiaj w nas?
Jak rzeźby sobie łożysko kształtów najprostszych, którymi wciela się duch?
Wyróżniają się rody, plemiona, naród?
Długo trwała fala narodzin skupionych w łonach matek, skupionych
w słów tożsamości,
przekazywanych wraz z życiem –

Jak zaczęło w tej fali brzmieć słowo „Bóg” i jak zaczęło znaczyć,
nim doszło do znaczenia, jakie ma w odwiecznym Słowie?
Człowiek doszedł –
może nie wiedział, że dochodzi –
czy znaczenie nadaje się umysłem, czy także sercem?
(Kiedy wracam do tego momentu, jestem już „ja”, a nie „on”
– znaczenie słów dojrzało, jak wypowiada się serce?)
Ty jeden, który chodzisz za sercem, który osłaniasz korzenie
naszego wzrostu –
wielości słów przyniosłeś jedność.

V. ECHO PIERWORODNEGO PŁACZU

1.
Czy przyniosłeś nam jedność chceń?
Jak ogarnąć tę jedność przez taką wielość chwil – w każdej wola
może się rozszczepić na dobro i zło
(wola, wola – pierworodny płacz zalega dno historii).
Jesteś czuły, jesteś wrażliwy -każde rozszczepienie ma w Tobie
swoje miejsce i swój ślad.
Zostałeś dla nas na zawsze w znaku naszych rozszczepień.
W znaku naszych rozszczepień objawia się Twoja jedność,
jedność Człowieka i Słowa: tą jednością idziesz w rozszczepienia
rozsiane szeroko wśród nas
– w rozszczepieniu rozsiane jak ziarno, by było płodne –  .
by rosło w bogactwo, by rosło też przeciw jedności człowieka w Słowie.
Po latach, po tysiącu lat, przyniesiemy Ci bogactwo chceń,
przyniesiemy Ci bogactwo klęsk
(wola, wola: płacz pierworodny zalega dno historii).
Twój znak – znak naszych rozszczepień, stał się znakiem naszego bogactwa –
w tym znaku bronisz wolności: wolność rodzi nasze bogactwo.
Wypełniłeś naszą wolnością Twój znak. Czy wolność jest przeciw Tobie?

Przez tyle pokoleń idziemy – każdy z nas idzie – na spotkanie wolności,
która się nie sprzeciwi miłości, ale miłością wypełni
Przez tyle pokoleń idziemy – każdy z nas idzie – w stronę swej
własnej wolności.
Czy wolność jest próżnią…

2.
(Wielką próżnią człowieka i próżnią historii – na tej próżni
zaszczepiono bogactwo i ubóstwo, zwycięstwo i klęskę –
na tej próżni łamano piony i ścieśniano horyzonty – granice wolności –
wolność potwierdzała się wciąż – wolność przewyższała ludzi –
odchodzili ludzie, nie wiedząc, ze jej nadużyli – gdy widzieli,
odchodzili z poczuciem winy – czasem spadały głowy –
wolność pozostawała wielką próżnią do wypełnienia).
Wypełniłeś naszą wolnością TWÓJ ZNAK.

3.
Pozwól mi patrzeć własnymi oczyma i poprzez własne „ja”:
ojczyzna posiada bliskość niewysłowioną – ruch, który przenika
stulecia, który pozwala wyłonić z pokoleń nie treść, lecz właśnie
osobę, jej życie mierzyć swym życiem – i nagle znajdować
wzajemność – to Ktoś inny moją stał się miarą.

VI. OBRZĘD

1.
Ziemia nasza stała się obrzędem, znakiem odnalezienia, w którym
odnalazł się CZŁOWIEK,

Czy pojednanie z ziemią może zastąpić konieczność,
czy może zastąpić przymus istnienia, jakim jest ziemia –
każda ziemia, nawet ta, którą sercem wybierasz ze wszystkich ziem?

Gdy w niej się zakorzenisz na życie i śmierć wtedy ona ściera
ciebie na proch.
Z trudem przezierasz i z trudem jesteś przejrzany poprzez
konieczność ziemi.

Jest trud dźwigania stale tylu ludzi z przymusu ziemi –
ten trud nazywa się historią
Historia nie jest zmartwychwstaniem jest stałą zgodą na śmierć –
daje tylko przejrzystość ciągowi ludzkich umierań
Nie dosięga ona obrzędu jakim stała się ziemia, nasza ziemia.
Stąd nasza miłość do niej. Miłość nie płynie ze śmierci,
lecz wybiega poza nią.

Z miłości, która wybiega poza śmierć, obrzędem stała się ziemią.
Z miłości, która wybiega poza śmierć, nasza ziemia stała się obrzędem.

2.
Jest to obrzęd wielu wód tryskających z ziemi na podobieństwo roślin
– rośliny tej ziemi to rzeki, jak woda ziemią jest roślin –
rzeki marzną na zimę, marzną jeziora i stawy, tryskają źródła:
życie wody rozsadzi lód.
Ziemia nasza będzie bliżej słońca, bliskości wystarczy dla życia.
Ożyje woda, ożyją drzewa, OŻYJE ZIEMIA, stanie się obrzędem –
wprowadzi cię poza krąg umierania, jaki w niej samej tkwi.

Czyż konieczność ŻYCIA – jak mówi ziemia i Woda każdej wiosny
– nie jest głębsza niż konieczność śmierci?
-tak mówią ziemia i woda, szemrząc do siebie wzajemnie.

Jak przetłumaczysz ich szemranie wzajemne na twoją własną mowę?
Śmierć oraz życie ziemi jak zaszczepisz w myśli?

Obrzęd wód przemawia inaczej wiosną, gdy życie przywraca ziemi,
inaczej latem, gdy człowiek wysycha z pragnienia, jakby łożysko rzeki,
gdy ciało błaga o czystość i chłód… Wówczas człowiek chłonie obrzęd wód – jest w nim równowaga.

Człowiek przechodzi w równowagę wewnętrzną wody,
w której łączy się bieg przeznaczeń właściwy każdej fali
i pokój całości – ten pokój nie jest zastojem.

Woda mówi bardziej o trwaniu niżeli o przemijaniu –
trwaj w biegu swoich przeznaczeń, wodo!
Mówię tobie człowiecze ogarniony wodą –
ze jesteś przeznaczeniem ziemi.

Ziemia nasza stała się obrzędem roślin i drzew,
które pękają jak myśl dojrzała mądrością –
ta Mądrość jest naszą ojczystą, którą wybraliśmy sercem za przyzwoleniem ziemi.

3.
Człowiek ima się światła oburącz jak wioślarz, który prowadzi łódź,
przechodzi przez nią całą swą substancją, brzmieniem czynów i słów.
Czy chce się w nim zatrzymać? czy chce zatrzymać je w sobie?
czy z siebie urodzić?
Odczuwa mrok, odczuwa cień, kruchą warstewkę światła
nosi czasami w dłoniach
jak narodzone dziecię, jak niemowlę,
śpiewa światłu piosenki podobne piosenkom piastunek –
potem milknie, piosenki świecą, dopokąd nie ogarnie dziecięcia
cień istnienia.

Ziemio, która nas rodzisz, nie rodzisz wraz z nami światła –
rodzisz warstewkę cienką i kruchą, która starczy dla roślin i zwierząt.

Jakże innego światła trzeba dziecku, którego substancji nie ogarniesz
uściskiem piastunki.
Jak innego światła trzeba dziecku…

Z wierności dla ciebie, ziemio, mówię, którego ty dać nie możesz,
mówię o ŚWIETLE: bez niego nie spełni się CZŁOWIEK,
bez niego i ty się nie spełnisz – ziemio – w człowieku.

W obrzędzie wody i światła jesteś obecna i milczysz.

Człowiek przejdzie po obrzędzie życiem, przejdzie śmiercią,
pomyślisz, ze zdepce…
Przejdzie człowiek, przejdą ludzie – przebiegną, wołając „życie jest walką” –
z walki wyłonią kształt ziemi nowej czy tylko nowej śmierci
(gdy ziemia zostanie poza walką ludzi, pełna własnego spokoju)?
pomyślisz, że zdepcą?…

VII. WIGILIA WIELKANOCNA

Jest taka Noc, gdy czuwając przy Twoim grobie, najbardziej
jesteśmy Kościołem –
jest to noc walki, jaką toczy w nas rozpacz z nadzieją:
ta walka wciąż się nakłada na wszystkie walki dziejów,
napełnia je wszystkie w głąb
(wszystkie one – gdy tracą swój sens? czy go wtedy właśnie zyskują?)

tej Nocy obrzęd ziemi dosięga swego początku.tysiąc lat jest jak jedna Noc: noc czuwania przy twoim grobie.

Karol Wojtyła, 1966

 

Jan Paweł II zmarł 2 kwietnia 2005 r. o godz. 21.37. W odejściu do domu Ojca towarzyszył mu cały świat. Na uroczystości pożegnalne przyjechało 4 królów, 5 królowych, ponad 70 prezydentów państw, a prawie 200 zagranicznych przywódców wyraziło chęć uczestniczenia w żałobnej Mszy Świętej. W pogrzebie wzięły udział liczne delegacje Kościołów i wspólnot kościelnych, jak również innych religii światowych. W całym tylko Rzymie przed ekranami rozstawionymi w wielu miejscach miasta zgromadziło się 5 mln ludzi.

Listy kondolencyjne, które wpłynęły w tym czasie do Watykanu są świadectwem szacunku i uznania, jakie Jan Paweł II zyskał sobie u ludzi różnych religii i kultur. Wyłania się z nich obraz kapłana, który stał na straży godności i wolności osoby ludzkiej; męża stanu, który z dialogu i przebaczenia uczynił narzędzie pojednania; człowieka, który inspirował do walki z niesprawiedliwością społeczną i kłamstwem. Wiele z tekstów naznaczonych jest osobistym świadectwem i wielkimi emocjami, które ujawniają trwałe więzi, jakie Jan Paweł II budował z ludźmi niezależnie od roli i funkcji, jaką pełnili w społeczeństwie.

Publikujemy wybrane świadectwa żałoby wyrażone pismami, jako cząstki tworzonej historii, osadzone na realnych doświadczeniach przywódców, którzy wspólnie z Janem Pawłem II kształtowali losy świata i dla których to on, papież Polak był drogowskazem i autorytetem:

Jej Królewska Mość pamięta niestrudzone wysiłki papieża Jana Pawła II w krzewieniu pokoju i dobra na całym świecie. Królowa dobrze pamięta też dzieło papieża Jana Pawła II na rzecz jedności chrześcijan, w tym zacieśnianie więzi pomiędzy Kościołami rzymskokatolickim i anglikańskim, w szczególności zaś wizytę Jego Świątobliwości w Wielkiej Brytanii w 1982 r. – pierwszą taką w historii.

Elżbieta II, królowa

Świat stracił przywódcę religijnego, który był czczony przez ludzi wszystkich wyznań i niewierzących. Był naszym natchnieniem, człowiekiem niezwykłej wiary, godności i odwagi. Przez całe swoje często jakże trudne życie bronił sprawiedliwości społecznej, stając po stronie uciśnionych… Nigdy się nie zawahał, nigdy nie cofnął w walce o to, co uznawał za dobre i słuszne. Bez względu na własne trudności i świadomość tego, co było złe w człowieczej naturze, nigdy nie stracił wiary w ludzkiego ducha i jego ostateczną zdolność do czynienia dobra. Pozostanie w naszej pamięci otoczony głębokim szacunkiem i podziwem.

Tony Blair, premier Wielkiej Brytanii

Kościół katolicki stracił pasterza, a świat stracił orędownika człowieczej wolności, dobry i wierny sługa Boży został wezwany do Domu Ojca. Papież Jan Paweł II opuścił tron Piotrowy w taki sam sposób, w jaki na niego wstąpił – jako świadek godności życia ludzkiego. Świadek ten zapoczątkował w swojej ojczystej Polsce demokratyczną rewolucję, która przetoczyła się przez wschodnią Europę, zmieniając bieg historii. Na Zachodzie świadectwo Jana Pawła II przypominało o naszym obowiązku budowania kultury życia, w której silni chronią słabych. A w ostatnich latach papieża jego świadectwo było jeszcze potężniejsze dzięki codziennej odwadze w obliczu choroby i wielkiego cierpienia. Papieże należą do całego świata, ale Amerykanie mieli szczególny powód, by pokochać człowieka z Krakowa. Podczas swoich wizyt w naszym kraju papież nawiązywał do naszej „opatrznościowej” Konstytucji, o oczywistych prawdach o ludzkiej godności zawartych w naszej Deklaracji i „błogosławieństwach wolności”, które z nich wynikają. Mówił, że właśnie te prawdy sprawiły, że ludzie na całym świecie patrzą na Amerykę z nadzieją i szacunkiem. Papież Jan Paweł II sam był inspiracją dla milionów Amerykanów i wielu innych na całym świecie. Zawsze będziemy pamiętać pokornego, mądrego i nieustraszonego kapłana, który stał się jednym z największych moralnych przywódców historii. Jesteśmy wdzięczni Bogu, że zesłał nam takiego człowieka, syna Polski, który został biskupem Rzymu i bohaterem na wieki.

George W. Bush, prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki

Poruszyło mnie wtedy, podobnie jak to jest teraz, że Jego Świątobliwość Jan Paweł II, który widział i poznał tak wiele ze świata – jego szczyty piękna i jego głębie barbarzyństwa – ta wielka postać historii świata, dawała również świadectwo spokojnej potęgi i trwałej tradycji naszego pokornego Kościoła i że kochał nieustraszonych i nieugiętych ludzi, którzy przechowali naszą wiarę w ciągu tak wielu pokoleń. Nasz świat jest znacznie bogatszy dzięki jego życiu i posłudze. A my wszyscy jesteśmy znacznie ubożsi dzisiaj bez jego życzliwej twarzy, jego ojcowskiej troski, jego pouczającej i mądrej obecności wśród nas.

Chadżag Barsamian, prymas Kościoła Ormiańskiego Ameryki

Jan Paweł II był przed wszystkim człowiekiem wiary, widzialnym dla ludzi współczesnym świadkiem Boga. Dla ludzi z różnych kultur stał się odniesieniem moralnym. Jego ludzkie ciepło fascynowało, jego siła duchowa przekonywała. Był przykładem dla nas wszystkich. Jan Paweł II, mówiąc płynnie po niemiecku, zawsze działał na rzecz pojednania Polaków i Niemców. Jego odwiedziny Niemiec dobitnie to pokazały. My Niemcy, nigdy też nie zapomnimy, z jaką determinacją, konsekwencją i umiejętnościami dyplomatycznymi Jan Paweł II inspirował i towarzyszył ruchowi wolności w Europie Wschodniej. Ponadto sprzyjał i popierał od początku proces jedności niemieckiej. Niezapomniane jest jego przejście przez Bramę Brandenburską w 1996 r.

Horst Köhler, prezydent Niemiec

W chwili, gdy właśnie zmarł papież Jan Paweł II, pragnę w imieniu Francji złożyć hołd człowiekowi, który z zapałem, przekonaniem i niezrównaną odwagą niósł słowo nadziei dla wszystkich narodów świata. Żałoba dotyka dziś Francję, którą Jan Paweł II okazywał szczególną miłość. Odbył liczne wizyty duszpasterskie do naszego kraju. Wszyscy pamiętają Światowe Dni Młodzieży, podczas których zgromadził w Paryżu w 1997 r. setki tysięcy młodych ludzi. Przesłanie ufności i niestrudzone działanie Jana Pawła II przyczyniły się do zmiany biegu historii. Będzie niestrudzonym pielgrzymem dialogu, pojednania i pokoju. Cały świat poruszają dziś ogromne emocje. Francja podziela to uczucie. Nasz kraj, ożywiony uniwersalnymi zasadami wolności, równości i braterstwa, stoczył z Janem Pawłem II wiele wspólnych bitew o pokój, demokrację, walkę z ubóstwem, a także o afirmację jedności Europy. Tę Europę, której poświęcił tyle wysiłków, aby przezwyciężyła swoje podziały, wyzwoliła się spod sowieckiego jarzma i pokojowo odnalazła drogę ku wolności.

Jacques Chirac, prezydent Francji

Był on kluczową postacią najważniejszych wydarzeń w dziejach świata, w moralnym centrum współczesnego życia… Świat stracił przywódcę religijnego, który był czczony przez ludzi wszystkich religii i nie tylko przez nich.

Paul Yazigi, metropolita Aleppo

Świat buddyjski przeżywa smutek z powodu śmierci Papieża Jana Pawła II. Był kochanym, współczującym przywódcą duchowym, który zdobywał serca wyznawców wszystkich religii. Jako buddyści znamy jego wysiłki na rzecz stworzenia świata bez przemocy. To przesłanie Powszechnej Miłości jest podzielane przez nas. Był bardzo dzielny, udając się do regionów wojny, aby działać na rzecz pokoju. Podziwiamy jego konsekwentne wysiłki zmierzające do usunięcia ubóstwa i chorób na całym świecie. Mamy nadzieję, że jego przykład czynów humanitarnych będzie nadal natchnieniem do podobnych działań dla każdego.

Walpola Piyananda, Dharma Vijaya Buddhist Vihara

Kongijczycy nie zapominają i nigdy nie zapomną wizyty, jaką Ojciec Święty złożył im 5 maja 1980 r. Zdajemy sobie sprawę, że straciliśmy jednego z najbardziej zdecydowanych naszych obrońców, który w każdym swym orędziu nie pomijał okazji, aby bronić jak najlepszego podziału dóbr naszej planety, z korzyścią dla poszkodowanych, zwłaszcza na kontynencie afrykańskim, oraz głoszenia że rozwój jest innym imieniem pokoju. Najlepszym hołdem, jaki możemy mu złożyć, jest działanie na rzecz zapanowania powszechnej zgody i pokoju, dla których nie szczędził żadnego wysiłku.

Denis Sassou N’Guesso, prezydent Kongo

Świat stracił przywódcę, który dawał natchnienie i inspirację, oraz bezinteresownego pasterza wiary chrześcijańskiej, bezinteresownego przywódcę duchowego, żarliwego obrońcę pokoju i sprawiedliwości. W czasie swego pontyfikatu głosił przesłanie miłości i pokoju oraz niestrudzenie orędował za prawami człowieka i sprawiedliwością społeczną. Jego walka z uciskiem i troska o ludzi przynosiła nadzieję i dawała inspirację milionom osób na całym świecie. Determinacja zmarłego Papieża prowadzenie Kościoła skupionego na duchowej misji świętości i na świeckim obowiązku wspierania godności ludzkiej będzie na zawsze pielęgnowana w pamięci. 

Levy P. Mwanawasa, prezydent Zambii

[źródło: Acta Apostolicæ Sedis XCVII, 17 kwietnia 2005 r.]

W 18. rocznicę śmierci Jana Pawła II, Mt 5,14 zaprasza na wyjątkowe widowisko multimedialne Droga Krzyżowa malowana piaskiem, które odbędzie się w Niedzielę Palmową 2 kwietnia o godz. 16.00. Koncert transmitowany będzie w mediach społecznościowych Muzeum.

W najbliższych dniach tym szczególniej zapraszamy do odwiedzenia jednej z najmocniej poruszających stref całej ekspozycji Muzeum – MIASTU I ŚWIATU – gdzie wielkoformatowa projekcja przenosi w ostatnie dni Jana Pawła II. Oglądamy sceny z pogrzebu papieża, przypominamy sobie jego testament i zadanie, które nam zostawił: „Wypłyń na głębię!”.

„Przystojna, elegancka, bardzo wysoka i bardzo dystyngowana… Opanowana, jasna, logiczna…. Dyskrecja i erudycja, inteligencja i umiar idą tu w parze” – pisał o niej Stefan Kisielewski. W 40. rocznicę śmierci Hanny Malewskiej (1911-1983), wybitnej pisarki historycznej i publicystki, długoletniej redaktor naczelnej miesięcznika „Znak”, publikujemy fragment wspomnień zmarłego niedawno prof. Stanisława Grygiela, które znalazły się w książce Żyć znaczy filozofować, wydanej przez Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. Książka jest zapisem wywiadu-rzeki, jaki z profesorem Stanisławem Grygielem przeprowadziła dr Maria Zboralska.

Hanna Malewska służyła i nadal służy opowieściami o trudnym pięknie, jakie promieniuje z człowieka szukającego prawdy i dobra. Jej mądre słowa urzekają umysł i porywają wolę czytelnika, zobowiązując go do wierności rzeczom odległym, ale obecnym w jego sumieniu.

W myśli Hanny Malewskiej jest coś więcej niż tylko myśl. Czytając jej teksty, czujemy żar miłości, w jakiej rodziła się i dojrzewała osobowa odpowiedź na wezwanie przychodzące od Rzeczy najdalszej, a równocześnie przenikającej zarówno wielkie wydarzenia, jak i szarą codzienność. W tekstach autorki Sir Tomasz More odmawia nie ma słów pustych, w każdym z nich ona sama jest obecna. Dlatego są one darami; można je tylko przyjąć lub odrzucić. Tego, kto je przyjmie, czeka daleka i trudna wędrówka; będzie musiał się zmieniać.

Moralna i intelektualna przeźroczystość słów Hanny Malewskiej odsłania historię jej przyjaźni z mądrością, czyli filozofię w pierwotnym tego słowa znaczeniu (filo-sofia). Patrząc na fragmenty rzeczywistości, autorka Przemija postać świata czy Panów Leszczyńskich kontemplowała je w perspektywie całości, jaka konstytuuje się w człowieku, którego oczu nawet grób nie jest w stanie zatrzymać. Troska, by nie dać się zwieść widzialności rzeczy, sprawiała, że Malewska wznosiła się na wysoki stopień obiektywności w wydawaniu sądów o sobie oraz o innych. „Ten stopień obiektywizmu, który w każdym wypadku wprowadzić umie do obrachunku wszystko, i każdą sprawę widzieć w świetle «wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych» – to uniwersalizm”.

Malewska oglądała „rzeczywistość życia w płomiennych barwach, jakie nadaje jej atmosfera, którą Chesterton nazywa «upalnym latem miłości i gniewu Bożego»”. Mówiąc po prostu, ona żyła w Łasce. W jednym z artykułów pisała: „Łaska otwiera mu [katolikowi, SG] oczy na Prawdę, czyli między innymi na to, że nie jest czymś pierwszym i najważniejszym na świecie, tak jak skłonny jest czuć z natury: Łaska daje mu impuls i siły odrywania się od tej monstrualnej pretensji”. Czerpiąc siły z Łaski, Malewska nie przywiązywała wielkiej wagi do rzeczy, które można zamknąć w garści. Ona była naprawdę kath-oliké – w całości, w powszechności. Nie wchodziła w oportunistyczne kompromisy z kłamstwem i złem. Była zbyt wolna, żeby móc tak poniżać siebie.

W jej sercu niezmąconym pragnieniami, jakie prowadzą do kompromisów, panował trzeźwy pokój – owoc miłości rzeczy odległych. Kształtowana przez tę miłość wymagała wiele zarówno od siebie, jak i od innych. Czasem, jak mówiła Zofia Starowieyska-Morstinowa, Malewska była wręcz uparta. Ale jej upór nie wynikał z „monstrualnej pretensji”. Kiedy osądzała czyjeś postępowanie bezsłownym spojrzeniem, od którego prawie że nie było odwołania, budziła w drugim jedynie żal i pytanie o siebie samego. Podobnie jak jeden z jej Leszczyńskich, Malewska podziwiała człowieka, nie jego sukcesy. Patrzyła na niego trzeźwo i równocześnie była nim zachwycona. Dlatego jej osąd oddawał mu sprawiedliwość. Każdy liczył się z jej zdaniem, niezależnie od stanowiska, jakie zajmował w hierarchii społecznej czy kościelnej.

Jak Tobiasz swojemu psu, tak Malewska bez lęku pozwalała prowadzić się swojemu artyzmowi. Zawierzyła się bowiem Opatrzności, która opiekowała się nią, tak jak archanioł Rafael opiekował się Tobiaszem: „Wątpić o Opatrzności Bożej byłoby czystym szaleństwem: tak jakby miała rybka wątpić o morzu, które ją unosi”. Ani ludzka małość, ani pasożytująca na niej głupia i okrutna polityka nie wytrącały Malewskiej z równowagi. Wstrząsem było dla niej powstanie warszawskie, ale i on przerodził się w niej w modlitwę.

Zawierzona Opatrzności, tropiła Boga we wszystkim i we wszystkich. Tropiła Go zmysłem piękna, dzięki czemu jej myślenie zrastało się z rzeczywistością budzącą w niej zachwyt. Malewska myślała konkretnie w etymologicznym znaczeniu tego słowa. Jej intelektualizm miał charakter egzystencjalny, nie polegał na tworzeniu abstrakcyjnych figur. Teksty nadsyłane do redakcji „Znaku”, którego była naczelnym redaktorem, czytała z taką wnikliwością, że jej uwadze nie umykały niedociągnięcia nawet w myśleniu filozofów i teologów. Jej „tak!” powiedziane przeczytanemu esejowi nobilitowało autora. Pomiędzy nim a Malewską zadzierzgiwał się węzeł duchowej przyjaźni, którą ona przeżywała jako „krzepiącą rzeczywistość”. Do swojej przyjaciółki pisała: „Przypomniałam sobie Twój dawniejszy list o zrośnięciu z ziemią, z całym światem, z przyrodą. Tu w Pewli odczuwa się to jako olbrzymią, krzepiącą rzeczywistość. I na tym tle być człowiekiem – o czym także wtedy pisałaś, to taka prosta i wielka prawda, wyższa ponad «akcydensy», co się robi, co się zrobiło, czego już nie będzie się robić”.

Konkretne myślenie Malewskiej świadczyło o prawdzie odciśniętej w ludziach i pomagało róść kiełkującemu w nich dobru. Służyła im, dzieląc się z nimi tym, ku czemu wędrowała prowadzona przez swój artyzm i z czym się zrastała. Miało to swój wyraz nie tylko w słowie, ale także i w zwykłych uczynkach miłości wobec  ludzi cierpiących materialną biedę. Dzieliła się z nimi tym, co miała. Czyniła to jednak tak, żeby prawica nie wiedziała, co czyni lewica. Sama żyła ubogo. Paczkę, którą przyniosłem jej z darów napływających z Zachodu w okresie stanu wojennego, oddała sąsiadce, bo, powiedziała mi, jej należał się ten dar. Któregoś zimowego dnia, kaszląc i zażywając aspiryny, poprosiła mnie o zaniesienie dosyć ciężkiego pakunku do jakiegoś mieszkania przy ulicy znajdującej się niedaleko krakowskiego dworca kolejowego: „Nie miałam wczoraj sił, żeby to zanieść”. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy wszedłszy do obskurnego pomieszczenia w suterenie, znalazłem tam kobietę w sile wieku, która na widok paczki burknęła: „Od wczoraj marznę”. W pakunku był obiad, ale był też i węgiel. Potem dowiedziałem się od redakcyjnego kolegi, że pani Hania dzieliła się z tą kobietą także swoim przydziałem węgla.

Życie pani Hani nie kłamało jej słowom. Była intelektualistką najwyższej rangi. Czyniła się bliźnim ludzi, zrastając się ze zranioną w nich prawdą człowieka. Służyła im darem, jaki otrzymała od Boga, pomna na słowa św. Piotra: „Jako dobrzy szafarze różnorakiej łaski Bożej służcie sobie nawzajem tym darem, jaki każdy otrzymał. Jeżeli kto ma dar przemawiania, niech to będą jakby słowa Boże!” (1 P 4, 10–11). „Posiadacz wielu talentów nie wykręci się dorobieniem jednego tylko; jego powołanie osobiste, tajemnicze, to dać «wszystko za wszystko»; a okoliczność życia, która nie zobowiązywałaby innego – jego wiąże, i to może pod grozą utraty wszystkiego”. „Nawet szarość i małość nie ma prawa pozostawać tym, czym jest, i tam, gdzie jest – bo oto przeminie czas i okaże się, że zakopała tchórzliwie skarb”. Świadoma, że sensu życia nie nabywa się po zniżonej cenie – gdyż jest on bezcenny – Malewska żyła w ogołoceniu. Dawała „wszystko za wszystko”.

Z przekonania, iż sens życia jest bez-cenny, rodziło się jej poczucie odpowiedzialności za słowo. Kiedyś usłyszałem od niej niemalże wyznanie: „Żałuję, że zaczęłam pisać w tak młodym wieku”. Chyba każdy dostrzega, jak należało żyć i robić to, co się robiło, dopiero pod koniec życia, kiedy ogląda i pozdrawia z daleka obiecaną ziemię prawdy i dobra (por. Hbr 11,13). Wtedy człowiek staje się najbardziej krytyczny w stosunku do siebie oraz w stosunku do swoich osiągnięć. Malewska patrzała krytycznie na siebie dużo wcześniej. „Mało jest ludzi tak głupich, żeby naprawdę myśleli o sobie to, co o sobie myślą. Ale pozwalają sobie mniej lub więcej świadomie na ten miły i krzepiący mit”. Ale żeby móc nie tworzyć żadnych mitów o sobie, trzeba podporządkować swoją wolę Woli Boga i Jego zamysłom. Miłość prawdy człowieka musi być uznana za najwyższe prawo. Pani Hania powtarzała słowa św. Teresy z Lisieux wypowiedziane przed śmiercią: „Liczy się tylko miłość”. Ona „współweseli się” tylko „z prawdą” (l Kor 13,6). Kto żyje poza miłością, pustoszy swoje życie oraz życie innych. Unicestwia Łaskę, którą Bóg wszystkich obdzielił.

Ten, kto „współweseli się z prawdą”, stroni od spektakularnych gestów. Nie szuka rozgłosu nawet wtedy, kiedy kłamstwu mówi zdecydowanie: „Nie!”. O tym, że pani Hanna walczyła w Armii Krajowej w stopniu kapitana, u boku generała Bora-Komorowskiego, dowiedziałem się od innych. Ona sama nigdy o tym nie wspominała, jakby to był epizod niemający większego znaczenia w jej życiu. Niech mi będzie wolno wyznać, że Malewska należy do tych kilku osób obecnych w moim życiu, które mnie uczą, że w naszym życiu najważniejsze rzeczy dzieją się w ciszy. Hałas je niszczy.

Asceza, czyli wznoszenie się (ascendere) ku prawdzie, sprawiała, że Malewska nie kłaniała się warunkom i okolicznościom, w jakich przychodziło jej żyć. Żyła „tu”, ale przebywała „tam”. Była wolnym człowiekiem. Interesowała się tym, co działo się wokół niej, ale przebywała trochę dalej i wyżej. Politycznie czytała wydarzenia polityczne, ale interpretowała je w perspektywie ich niepolitycznego sensu, ewentualnie jego braku. Nie odrywała się od rzeczy codziennych, ale szukając ich sensu, zachowywała się w stosunku do nich trzeźwo rozumnie.

Hanna Malewska żyła modlitwą i pracą. Duch św. Benedykta i duch Kasjodora kształtowały jej codzienność. Jej ubogi pokoik przy placu Axentowicza w Krakowie był małą oazą, gdzie jak kiedyś w klasztorach benedyktyńskich na ziemi pustoszonej przez barbarzyńców można było odetchnąć swobodnie i szeroko. Kiedy przeszła na emeryturę (rok 1973), modlitwa stała się dla niej jedynym źródłem radości i siły niezbędnych do życia. Przygotowywała się na ostatnie spotkanie i na ostatnią niespodziankę. W liście pisanym do przyjaciółki w 1974 r. czytamy: „Moją sprężyną w życiu była zawsze praca. A teraz – to zaledwie jej marna namiastka. Tylko kiedy wieczorem modlę się, wszystko mi się ustawia i porządkuje na nowo – i to są chwile spokoju pełnego nadziei. Ogołocenie. Godzę się z nim całkowicie”.

Malewska wierzyła niezachwianie, że Ciało żywego Chrystusa w Eucharystii ożywia nawet martwe serce człowieka. Zapatrzona i zasłuchana w Nadchodzące, żyła nadzieją, która, jak pisała, jest „przebudzeniem wiary”. Nadzieja uwalniała panią Hannę od smutnej i szarej teraźniejszości; czyniła jej wiarę coraz bardziej eschatologicznie konkretną. Do ostatnich dni zaczynała swoje życie od nowa.

Nie zapomnę jej płonących oczu, kiedy mówiła: ,,Jak pięknie prawdziwe są słowa Psalmisty: «On wypełnia dobrami pragnienie twoje, odnowi się jak u orła młodość twoja»” (Ps 103,5, tłum. Jakuba Wujka). Tak odnawiała się „orłowa młodość” Kasjodora, kiedy temu 93-letniemu starcowi, odczytującemu w Przemija postać świata na ocalonej z pogorzeliska pergaminowej kartce greckie słowa: „…jakże piękny jest człowiek, gdy jest człowiekiem…”, „spod… zrogowaciałych, sinych powiek wytoczyły się dwie łzy. W trzy dni później… do pół tuzina swoich skrybów, którzy pisali średnio prędko, rzekł: – Dziś weźcie nowe zwoje, bracia. Zaczynamy od początku”.

Modlitwa, praca i czujność kształtowały życie Malewskiej. W aktach „pietyzmu… i czujności” spełniała się jej wiara utrzymywana w tym, co nazywała „klimatem piękna”. Jej serce i umysł wrażliwe na piękno nie zatrzymywały się przy rzeczach, tak jak zatrzymują się przy nich ludzie uważający się za ich właścicieli. Serce i umysł Malewskiej zmierzały do piękna, którym można się jedynie stawać. Piękna nie można posiadać. Dla niej wyjście z „klimatu piękna” równało się opuszczeniu siebie samego i szukaniu jakiegoś miejsca przebywania poza swoim wnętrzem w czymś, co nazwałbym „klimatem niewoli i lenistwa”. Piękno, będące „kształtem miłości”, jak mówił ukochany przez autorkę Żniwa na sierpie Norwid, wzywa człowieka do pracy, ale także i do modlitwy. Dla Malewskiej niewola i lenistwo to „ucieczka nade wszystko od modlitwy myślnej”.

Ucieczka od modlitwy jest ucieczką od prawdy człowieka, jest sprzeniewierzeniem się tej prawdzie. „Wierność prawdzie rodzi cześć dla niej. Na jakimś szczeblu wewnętrznego oczyszczenia wierność i cześć wzdragają się przed jakimkolwiek przymusem. Narzucać prawdę to nie tylko profanacja. To często zabójstwo samego pojęcia prawdy, już nie mówiąc o miłości do niej”. Kto nie umie prosić, będzie wszystko narzucał wszystkim. „Wolność jest samą istotą chrześcijaństwa, religii, związku człowieka z Bogiem”. Skutki ucieczki od modlitwy są fatalne dla człowieka; jego umysł i wola schodzą z drogi wiodącej do prawdy i do dobra. „Eksarcybiskup Cranmer był też w moich oczach człowiekiem, którego największą tragedią stało się zwątpienie w myśl i jej związek z prawdą. Uleganie przymusowi i zadawanie przymusu zniszczyło w nim samo pojęcie prawdy. Zawrót głowy w śmiertelnej pustce, jaka pozostała, stał się jego ostatnim ratunkiem”.

„Zawrót głowy w śmiertelnej pustce” to ostatni czyn, na jaki zdobywa się sumienie broniące człowieka przed zniewoleniem i lenistwem. Człowiek więc musi bronić sumienia przed samym sobą, tak żeby ono mogło wyrażać się jasno i nieskrępowanie. O tym chyba myślała Malewska, kiedy pisała: ,,«Nienawiść siebie» świętych to nienawiść do wiecznego najeźdźcy, codziennego tyrana. Uzurpatora, oszusta”. Albo: „Najważniejsze to kiełznać bestię w człowieku. I na tym froncie nie ma z góry wyznaczonych dowódców i szeregowców. Każdy ma własny odcinek, własną kampanię do rozegrania. W sobie przede wszystkim zdusić, wytępić te same siły, które obracają w perzynę świat. Nie, nie wytępić, bo one nie umierają, ale tępić zawsze i zwyciężać co dzień”. Te słowa pisane w 1945 r. współbrzmią ze słowami Jana Pawła II skierowanymi do polskiej młodzieży w czerwcu 1987 r. na skrawku ziemi bronionej przez Polaków w 1939 r.:  „Każdy ma swoje Westerplatte”. Malewska uważała – jestem o tym przekonany – że walka człowieka z samym sobą w obronie sumienia stanowi zasadniczy wątek dziejów ludzkości. Zakochana w historii, z jej pomocą zmierzała do prawdy człowieka w powszedniości życia codziennego. „Każda czynność dnia powszedniego ma w sobie cząstkę historii. Jest tą żywą, kto wie czy nie najbliższą nam dzisiaj nauką przeszłości”. W latach komunistycznego barbarzyństwa, kiedy należało ratować kulturę, tak jak ratowali ją mnisi w okresie przez św. Hieronima i św. Augustyna nazwanym excidium mundi, Malewska, wzruszona i poruszona postacią Kasjodora, który mając dziewięćdziesiąt trzy lata, opracowuje zasady ortograficznego pisania dla swoich skrybów, tworzy Przemija postać świata. W ruinach pewnego świata dostrzega przestrzeń, w której wieczne bosko-ludzkie wartości odsłaniają się wyraźniej, wzywając człowieka do budowania wszystkiego od nowa. Powszednia obrona kultury tych bosko-ludzkich wartości według ora et labora św. Benedykta sprawiała, że głos Malewskiej brzmiał czysto. Jednych podnosił na duchu, drugich zawstydzał, ale wszystkim pomagał przychodzić do siebie. Był bowiem wezwaniem…

Stanisław Grygiel, Żyć znaczy filozofować, Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, Warszawa 2020

Książka, wyróżniona w ub.r. nagrodą Książka Historyczna Roku, jest do nabycia w Sklepie Mt 5,14.

Trailer oraz opis promujący reportaż Franciszkańska 3 – siódmą część z cyklu dokumentów Marcina Gutowskiego, przyciąga uwagę zawartą w nich sugestią, że oto mamy do czynienia z przełomowym odkryciem. Dziennikarz dotarł do dokumentów potwierdzających działania i zaniechania kard. Karola Wojtyły, a dzięki nowym ujawnionym w materiale faktom, dowiemy się, że papież Jan Paweł II miał wiedzę na temat masowych przestępstw pedofilii księży już z czasów archidiecezji krakowskiej. Źródłem dla reportażu Franciszkańska 3 mają być dokumenty IPN, świadectwa ofiar przestępstw pedofilii z lat mniej więcej okresu 1950-1978, oraz uzupełniające komentarze Anny Karoń-Ostrowskiej, Tomasza Terlikowskiego, Thomasa Doyle’a, Ekke’a Overbecka i Tomasza Krzyżaka. Sam Marcin Gutowski, jak czytamy w opisie filmu, próbuje odpowiedzieć m.in. na pytanie, co papież Jan Paweł II wiedział na temat pedofilii w Kościele.

Po zapoznaniu się z reportażem uznałam, że powinnam podzielić się kilkoma obserwacjami, które powodują, że nie tylko mam wobec tego dokumentu dystans, ale wręcz żałuję, że to kolejny materiał, który niczego nie wyjaśnia, który mimo zapowiedzi obiektywizmu jest przygotowany z tezą negującą wysiłki Karola Wojtyły wobec nadużyć w Kościele, a materiały ukazane jako źródłowe nie stanowią źródła, ale tło do założeń, jakie ma redaktor i cztery komentujące osoby, za wyjątkiem wypowiadającego się Tomasza Krzyżaka.

Jeszcze w latach 70. kanadyjski teoretyk komunikacji Herbert Marshall McLuhan ukuł stwierdzenie, które bardzo pasuje do reportażu Franciszkańska 3. Mianowicie „środek przekazu sam w sobie jest przekazem”. Redaktor Marcin Gutowski musi przecież wiedzieć, że jeżeli zakłada szukanie prawdy obiektywnej, to stawia sobie niezwykle istotne i odpowiedzialne zadanie, jaki sposób przekazu wybrać.

Pierwsza nadinterpretacja z jaką zderza się odbiorca, to pojawiająca się wielokrotnie w filmie teza: „Wojtyła wiedział”. Działa ona nie inaczej jak w taki sposób, że pozostawia w masowym odbiorcy silny, utrwalony przekaz, z którym trudno dyskutować, a tym bardziej poddać przytaczane fakty własnej, indywidualnej ocenie. Przeskoki między dokumentami, świadectwami, hipotezami w materii mało znanej szerszemu gronu poza historykami, utrudniają samodzielną analizę. Odbiorca musi w związku z tym zaufać prowadzącemu go narratorowi. Dlatego troska o obiektywizm przekazu jest tu tak niezwykle istotna a wielkiego znaczenia nabiera operowanie słowem, obrazem i muzyką. Tym trudniej, że masowy odbiorca, który korzysta ze współczesnej popularnej formy komunikacji, jaką jest profesjonalnie wyprodukowany materiał filmowy, często nie ma potrzeby poddawać krytycznej analizie tego, z czym się spotyka.

Film Franciszkańska 3 pozostawia odbiorcę z jednoznaczną, zinterpretowaną tezą: Karol Wojtyła jako pasterz archidiecezji krakowskiej wiedział o bardzo wielu przestępstwach pedofilii księży tego regionu. Dokonał zaniechań w tej sprawie pobłażając przestępstwom. Kard. Adam Sapieha, którego traktował jako ojca i wzór kapłaństwa, przyzwyczaił młodego wówczas Wojtyłę, że pedofilia zdarza się w Kościele i nie należy z nią walczyć. Film kończą dopowiedzenia: Anny Karoń-Ostrowskiej, która zadaje filozoficzne pytanie: czy my ludzie wierzący poradzimy sobie z takim obrazem Kościoła, jaki odsłaniają przedstawione fakty i podsumowaniem Ekke’a Overbecka, że wyjawienie tych faktów może tłumaczyć, dlaczego Karol Wojtyła nie chciał jako papież wiedzieć o przestępstwach pedofilii wśród kapłanów i duchownych Kościoła katolickiego.

Chciałabym podzielić się trudnościami narracyjnymi, jakie dostarczył mi omawiany tu materiał. Generalna uwaga jest taka, że nie jest to, jak przedstawia się ten materiał, reportaż o Wojtyle. Nie jest to materiał o odkryciu przełomowych faktów i nie jest to materiał o zaniechaniach kardynała Wojtyły z okresu krakowskiego. Obiektywny obserwator, który zechce odrzucić powyższą, ukierunkowującą i nadinterpretującą narrację spostrzeże, że jest to film o czterech księżach przedstawionych jako przestępcach pedofilskich, z których dwóch zostało skazanych, a pozostałych dwóch omawiany materiał przedstawia jako przestępców. Wokół tych czterech postaci kapłanów zbudowany jest filmowy komunikat.

Teza pierwsza: Karol Wojtyła wiedział o przestępstwach ks. Bolesława Sadusia?

Pierwszy wprowadzony obraz dotyczy zarzutu, iż Karol Wojtyła jako arcybiskup wiedział o przestępstwach ks. Bolesława Sadusia, i aby ukryć i zatuszować sprawę organizuje mu przeniesienie do pracy na parafii w Austrii. Co w perspektywie faktów mówi nam materiał red. Gutowskiego? W jaki sposób zbudowany jest przekaz? Słyszymy z off i z komentarzy anonimowych świadków, że w latach 60. wszyscy znali sprawę przestępstw ks. Sadusia. Dokumentem, który zostaje przywołany jako główny w tej sprawie jest list kard Wojtyły do swojego odpowiednika w Wiedniu kard. Franza Königa, który Tomasz Terlikowski nazywa skandalicznym. Powodem jest fakt, że kard. Wojtyła prosi w liście o przyjęcie księdza z Polski i nie wspomina nic o przestępstwach księdza Sadusia, ale nadmienia, że kapłan chce pracować naukowo nad m.in. problematyką psychologii dzieci.

Tu pojawiają się moje pierwsze pytania, które obiektywny reportaż, bez postawionej tezy wyjściowej powinien wyjaśnić. Po pierwsze dlaczego założono w filmie, że Wojtyła powinien informować kardynała z Austrii, że powodem przyjazdu ks. Sadusia do pracy w parafii w Austrii jest ukrycie go przed odpowiedzialnością za przestępstwa pedofilskie? Brakuje komentarza czy fakt tych przestępstw ma swój ślad w dokumentach, do których dotarł redaktor czy ogranicza się do świadectw anonimowych ofiar lub świadków pamiętających tamte czasy. Dlaczego nie pada pytanie do aktualnego proboszcza parafii austriackiej, ani do nikogo ze strony Kościoła w Austrii czy są jakieś ślady przestępstw seksualnych ks. Sadusia w nowej parafii? Narracja wokół pracy ks. Sadusia w Austrii zbudowana jest wyłącznie na wspomnieniach o tym, że do dzisiaj na terenie tej parafii kultywuje się pamięć (zdjęcia i wpisy w księgach), które mówią o bardzo dobrej relacji ks. Sadusia z kardynałem Wojtyłą, a potem Janem Pawłem II. Przedstawiony obraz uzupełnia informacja świadków, że Wojtyła podczas odwiedzin ks. Sadusia, wyjechał stamtąd z grubą kopertą pieniędzy. Dlaczego pojawia się ten fakt i jaki ma związek z badaną sprawą a więc ewentualnymi zaniechaniami Wojtyły? Dla kogo były te pieniądze? Jak zostały wydane – nie ma próby zinterpretowania tego faktu. Tylko znawca biografii Wojtyły i historii Polski tamtego okresu równolegle będzie mógł postawić kolejne pytania: jak to się ma do powszechnych świadectw, że ks. Wojtyła słynął z tego, że żył bardzo ubogo i wszystko co miał oddawał potrzebującym. Po drugie, że w naszej historii tamtych czasów było częstą praktyką, że pieniądze dla opozycji przekazywane były za sprawą hierarchów Kościoła katolickiego. Z nadmiaru możliwych interpretacji i niedomówień trudno zrozumieć, dlaczego redaktor ujął ten wątek w materiale. Z filmu nie dowiemy się także czy kard. Wojtyła podczas pobytu w Austrii spotkał się z kard. Königiem. W rozmowie mógłby przekazać dużo więcej niż poprzez listy, które jak wiemy podlegały inwigilacji. Tak więc obraz dotyczący ks. Sadusia pozostawia odbiorcę z tezą: ks. Kardynał Wojtyła przenosi przestępcę seksualnego do Austrii i komentarz podprogowy: czerpie z tego zyski finansowe.

Teza druga: Karol Wojtyła wiedział o poczynaniach seksualnego drapieżcy i jedyne co zrobił, to zwolnił go z posługi kapłańskiej?

Drugim negatywnym bohaterem materiału jest ks. Eugeniusz Surgent. Z reportażu dowiadujemy się, że jest wiele ofiar pedofilskich czynów księdza, że ofiary do dziś chcą pozostać anonimowe, a wypowiadają się tylko na potrzeby filmu i z tego powodu, że to do nich ktoś przyjechał i im zadaje pytanie o bolesną dla nich przeszłość. W tej części dowiadujemy się, że ks. Surgent został skazany przez ówczesną milicję za przestępstwa na nieletnich. Zarzut postawiony Wojtyle dla tego przypadku został w filmie sformułowany następująco: Wojtyła zwolnił ks. Surgenta z pracy w archidiecezji, ubiegł służby bezpieczeństwa, aby chronić duchownego, był pobłażliwy wobec przestępcy i że pozostaje bez empatii i współczucia dla ofiar, a w samej kurii nikt nie oferował pomocy pokrzywdzonym. W tej części filmu nie ma komentarza, że zdanie „oferowanie pomocy ofiarom” jest naszą współcześnie wypracowaną  ścieżką budowania zadośćuczynienia i wsparcia. Nie przekonuje redaktora i osób komentujących następstwo zdarzeń, że Wojtyła zadziałał zgodnie ze swoimi kompetencjami i zwolnił ks. Surgenta z pracy w archidiecezji, a sąd osadził przestępcę zamykając go w więzieniu.

Redaktor pozostawia odbiorcę z interpretacją: Wojtyła był odpowiedzialny za wszystko co działo się na terenie archidiecezji, wiedział przez kilkanaście lat o poczynaniach seksualnego drapieżcy Surgenta i jedyne co zrobił, to zwolnił go z posługi kapłańskiej. Redaktor Gutowski w tej części materiału, przyznaje, że tak – Wojtyła działał zgodnie z prawem kanonicznym i ówczesnymi procedurami, ale zostały one stworzone po to, aby tuszować sytuacje księży przestępców. Czego redaktor oczekiwałby od Wojtyły, nie wiemy. Mogę się tylko domyślać, że redaktor szuka w zachowaniu i postępowaniu ówczesnego społeczeństwa, tego co z takim trudem i wciąż niedoskonałymi rozwiązaniami osiągamy w roku 2023.

Przytacza się w tym momencie filmu kanon 2359 z Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1917 r. do którego zastosował się Karol Wojtyła: §2 „Jeśli popełniono przestępstwo wbrew szóstemu przykazaniu Dekalogu, względem nieletnich poniżej szesnastego roku życia lub cudzołóstwo, gwałt, zoofilię, sodomię, namawianie do prostytucji, kazirodztwo z krewnymi pierwszego stopnia, sprawca powinien zostać zawieszony w obowiązkach, obłożony infamią, pozbawiony jakiegokolwiek urzędu, beneficjum, godności i zadania, a w cięższych przypadkach także usunięty ze stanu duchownego”.

Teza filmu wciąż krąży wokół zdania Wojtyła wiedział i nic nie zrobił, aby zatrzymać działania pedofila i pomóc ofiarom, czego z przytoczonych faktów nie możemy, ani potwierdzić, ani zanegować. Dla mnie jako osoby zainteresowanej działaniami Jana Pawła II ważny jest dalszy ciąg historii związanej z KPK. Mianowicie ważne w tym kontekście doświadczeń kard. Wojtyły są jego działania jako papieża. 27 listopada 1983 r. promulgowany został przez Jana Pawła II Kodeks Prawa Kanonicznego, który nie był nowelizacją  istniejącego prawa, lecz był nowym, powszechnie obowiązującym dokumentem, który zastąpił Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r. Prace nad kodeksem trwały 20 lat i uczestniczyli w nich reprezentanci wszystkich episkopatów świata, co dodatkowo oznaczałoby tutaj, że mamy do czynienia z tematem trudnym i niemożliwym do rozwiązania dla jednej osoby. Kodeks ten odszedł od kazuistycznych wyliczeń przestępstw przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu a interesujący i obowiązujący aktualnie kanon 1395 §2 brzmi: „Duchowny, który w inny sposób wykroczył przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu, jeśli jest to połączone z użyciem przymusu lub gróźb, albo publicznie lub z osobą małoletnią poniżej lat szesnastu, powinien być ukarany sprawiedliwymi karami, nie wyłączając w razie potrzeby wydalenia ze stanu duchownego”.

Teza trzecia: Karol Wojtyła zbyt łagodnie potraktował ks. Józefa Lorenca?

Trzeci z zaprezentowanych w materiale księży to znany już przed publikacją materiału Gutowskiego przypadek, podobnie jak ks. Surgenta – ks. Józefa Lorenca, także prawomocnie skazanego i także ukaranego przez kard. Wojtyłę, zdaniem redaktora filmu, zbyt łagodnie. Redaktor podaje w tym miejscu interesujący fakt, że w roku 1974 bezpieka spreparowała list do kard. Wojtyły, w którym anonimowa osoba prosi o interwencję w sprawie nowych rzekomo przestępstw ks. Lorenca (już po odbyciu przez niego kary pozbawienia wolności). Jak w tej sytuacji Wojtyła miał rozeznawać co jest prawdziwą a co fałszywą informacją, tego reportaż nie podejmuje.

Teza czwarta: Karol Wojtyła wychował się w atmosferze pedofilskich i homoseksualnych zachowań swojego mentora kard. Sapiehy?

I ostatni przedstawiony w materiale przykład dotyczy kardynała Sapiehy i dwóch świadectw księży, w tym jednego przestępcy seksualnego, którzy wskazują na homoseksualne zachowania przełożonego. Teza wypowiedziana w filmie jest następująca: Wojtyła wychował się w atmosferze pedofilskich i homoseksualnych zachowań swojego mentora kardynała Sapiehy, w związku z tym zrozumiałe jest, że przez całe dalsze życie, nie walczył z księżmi przestępcami. W tym kontekście przytacza się komentarz Anny Karoń-Ostrowskiej, przedstawionej jako wychowanki Jana Pawła II, która parafrazując mówi: bardzo ważne jest, że Wojtyła został wyświęcony przez kard. Sapiehę w pojedynkę i znaczące jest, że już na początku drogi kapłańskiej spotkały Wojtyłę niezwykłe profity: odbył fantastyczne wakacje po Europie i jeszcze w czasie studiów, bez doktoratu otrzymał stanowisko asystenta. Kolejny więc komentarz z tezą, który wymagałby dłuższego wyjaśnienia znanych biografom faktów tej części życia młodego Wojtyły.

Zaskakująco na tym kończy się przekaz filmu, pozostawiając pomieszanie i chaos informacyjny. Reasumując, szukajmy dalej, analizujmy dokumenty, łączmy fakty, ale bez tezy i z powstrzymaniem się od interpretacji dopóki nie będzie pewności, że zgromadzony materiał możemy nazwać obiektywnym. A niestety próba, którą red. Marcin Gutowski podjął swoim reportażem wolna od negatywnych nadinterpretacji nie jest.

Dominika Żukowska-Gardzińska, Mt 5,14

źródło: DEON