72 lata temu, w mroźny, lutowy dzień nowy Prymas Polski, abp Stefan Wyszyński został wprowadzony na urząd arcybiskupa metropolity warszawskiego. Ponieważ archikatedra pw. św. Jana Chrzciciela była jeszcze zrujnowana po wojnie, ingres odbył się w prokatedrze Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa Oblubieńca, która jako jedna z nielicznych warszawskich świątyń przetrwała okres wojny w prawie nienaruszonym stanie.
Ingres nastąpił niemal trzy miesiące po tym, jak papież Pius XII ogłosił nominację biskupa Wyszyńskiego na konsystorzu 12 listopada 1948 r., a cztery dni później podpisał bullę nominacyjną. W tym czasie Episkopat Polski, nie wiedząc o woli umierającego prymasa Augusta Hlonda, który wskazał biskupa lubelskiego jako swego następcę, ani o decyzji papieża w rezydencji kard. Adama Stefana Sapiehy w Krakowie, opowiedział się za likwidacją unii kościelnej Gniezna i Warszawy, przywróceniem dawnej unii Gniezna z Poznaniem oraz wysunął kandydaturę arcybiskupa poznańskiego Walentego Dymka na wakujące arcybiskupstwo gnieźnieńskie i biskupa Stefana Wyszyńskiego na arcybiskupstwo warszawskie. Memoriał w tej sprawie zawieźli do Rzymu biskupi Michał Klepacz i Tadeusz Zakrzewski. Tam dowiedzieli się o decyzji Piusa XII. Stało się jasne, że następcą kard. Augusta Hlonda zostanie biskup Wyszyński, który obejmie rządy w dwóch archidiecezjach: gnieźnieńskiej i warszawskiej.
Sam zainteresowany długo się bronił przed objęciem zaszczytnej funkcji prymasa, ale przekonał go argument abp. Sapiehy, wielkiego autorytetu w Episkopacie, który stwierdził, że „Ojcu Świętemu się nie odmawia”.
Niedługo po nominacji abp Wyszyński napisał do swojego ojca Stanisława: „Nie grozi mi, mój Drogi Ojcze, ani próżność, ani duma, ani zarozumiałość, ani wyniosłość. Jestem przytłoczony poczuciem małości”.
Szedł w procesji od kościoła akademickiego św. Anny do konkatedry „wśród morza głów ludzkich, tłumów młodzieży i dziatwy” – jak zapisał w swoich Pro memoria. „Zwalona kamienica – czytamy dalej w relacji Prymasa – pokryta była ludźmi. Poważnie lękałem się wypadku. Zewsząd podnosiły się okrzyki. Gruzy i zwaliska ożyły, kamienie wołały. Trzeba zachować wiele spokoju, by nie zapomnieć, jak szybko głos przebrzmiewa, a pozostaje trud i mozół, jakżeż często osamotniony i milczący. Ale dziś jest godzina okrzyków, za chwilę tłum się rozejdzie w spokoju do domu. Praca zazwyczaj odbywa się w ciszy. W wielkim tłoku dotarliśmy do Prokatedry. Tutaj posuwanie naprzód stało się niemożliwe. Długi czas stałem na placu, spokojnie czekając, aż zapanuje jakiś ład. Trzeba było jednak użyć jakiegoś wysiłku, by przedostać się do wnętrza. Mogliśmy tak stać na placu godzinami. Dopiero młodzież akademicka umożliwiła nam wejście do świątyni. I tutaj pełno, chociaż wejście było za biletami”.
Warszawiacy nie znali swojego nowego pasterza, który przybył do nich z Lublina. Wiele powiedział i o sobie, i o swojej wizji pasterskiej w liście z okazji ingresu do Gniezna i Warszawy: „Nie jestem ci ja ani politykiem, ani dyplomatą, nie jestem działaczem ani reformatorem. Ale natomiast jestem ojcem waszym duchownym, pasterzem i biskupem dusz waszych, jestem apostołem Jezusa Chrystusa. […] Zadaniem moim jest: chrzcić, bierzmować, konsekrować, święcić, ofiarować, nauczać i sądzić […]. Niosę wam Lumen Christi – światło Chrystusowe, i wołam do wszystkich – do was, kapłani, i do was, domownicy wiary: pomóżcie mi wdźwignąć w dom nasz pochodnię Bożą i umieścić na wysokim miejscu, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu, aby rozświeciła mroki i zakątki umysłów i serc, aby naród, który jeszcze w ciemności siedzi, ujrzał światłość wielką. Z każdym z was, dzieci moje, pragnę wołać: Światła! Więcej światła! Więcej Bożego światła!”.
Mimo to wierni chcieli na własne oczy zobaczyć nowego pasterza i usłyszeć swojego biskupa. Z miejsca zaskarbił sobie sympatię, kiedy zaczął kazanie słowami: „Umiłowane dzieci Boże, dzieci moje”. Warszawianie tłumnie wypełniający świątynię nie mieli wątpliwości, że mają przed sobą pasterza, przy którym mogą się czuć bezpiecznie. Ich sympatię i uznanie zjednał także gest wobec sędziwego biskupa Antoniego Szlagowskiego, który wspierając się na podtrzymujących go kapłanach, ledwo wstał, aby złożyć hołd nowemu pasterzowi. Prymas natychmiast opuścił miejsce przewodniczenia, podszedł do starego biskupa i serdecznie go objął.
Z miejsca pokochał swoje nowe miasto. W Pro memoria zapisał: „Od dzisiaj zaczyna się moja droga przez Warszawę. Znam ją dobrze; jestem z nią związany tak blisko, chociaż nigdy się nią nie entuzjazmowałem. Może najbardziej była mi bliska, gdy broczyła krwią w Powstaniu, gdy patrzyłem z Izabelina na dymy ofiarne wielkiego ołtarza całopalenia. Po ulicach Warszawy biegała od młodości moja matka, która jako sierota wcześniej zetknęła się ze Stolicą. Ja też, już jako sierota, po zgonie Matki, znalazłem się w Warszawie, w gimnazjum Górskiego, w którym coś dwa lata spędziłem; dopiero zajęcie Stolicy przez Niemców przecięło mi powrót do szkoły. W okresie wojny spędziłem w Stolicy trzy lata. Obecnie jestem tutaj trzecim nawrotem. Dzisiaj muszę pokochać Warszawę i oddać jej swe siły i życie […]”.
Nowy prymas nie mógł przypuszczać, że w ten sposób rozpoczął nie tylko nowy etap w historii stolicy, lecz także w dziejach Kościoła i Polski.
Grzegorz Polak, Edgar Sukiennik, Mt 5,14
Źródła:
Andrzej Micewski, Kardynał Wyszyński, prymas i mąż stanu, Paris 1982.
Anna Rastawicka, Ten zwycięża, kto miłuje, Warszawa 2019.
Stefan Wyszyński, Pro memoria. Zapiski z lat 1948-1949 i 1952-1953, Warszawa-Ząbki 2007.
Stefan Wyszyński, List pasterski na ingres do Gniezna i Warszawy, w: Dzieła zebrane, t. I, Warszawa 1991.
W 2021 roku przypada 120. rocznica urodzin i 40. rocznica śmierci kardynała Stefana Wyszyńskiego. Zapewne w tym roku ogłoszona zostanie także jego beatyfikacja, pierwotnie zaplanowana na 2020 rok, ale odłożona z uwagi na pandemię. Rocznice zadecydowały o uchwaleniu przez Sejm i Senat Rzeczypospolitej Polskiej 2021 Rokiem Prymasa Tysiąclecia.
Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego pragnie aktywnie włączyć się w obchody upamiętniające jednego ze swych patronów. Mimo utrudnień związanych z pandemią pracujemy nad wystawami czasowymi związanymi z Prymasem, planowane są publikacje książkowe i okolicznościowe imprezy.
Biorąc pod uwagę sytuację, jaka panuje w kraju i na całym świecie, część przedsięwzięć planowanych jest w formule on-line, także w mediach społecznościowych. W celu ujednolicenia komunikacji internetowej wyznaczone zostały specjalne znaczniki do stosowania przy okazji publikowania informacji związanych z prymasem Stefanem Wyszyńskim. Te znaczniki to: #RokPrymasa oraz #PrymasWyszyński. Ten drugi funkcjonuje już w sieci od dłuższego czasu, używany przez coraz więcej instytucji i podmiotów.
Komunikację z użyciem tych określonych znaczników rozpoczęliśmy już w styczniu br., jednak intensyfikację planujemy począwszy od 6 lutego – rocznicy ingresu arcybiskupiego do prokatedry warszawskiej.
Z naszej strony można także pobrać okolicznościowe materiały graficzne przygotowane w Mt 5,14, w tym nakładkę na zdjęcie profilowe Facebook. Serdeczne zachęcamy do ich wykorzystywania!
Życie człowieka, który przeszedł do historii jako Prymas Tysiąclecia mogło się zakończyć lutowego mroźnego popołudnia 1949 r. Gdyby plan komunistów się powiódł, zapewne inaczej potoczyłyby się dzieje Kościoła katolickiego w Polsce i polskiego narodu.
Biskup Stefan Wyszyński podczas krótkiej misji w diecezji lubelskiej szybko przekonał się, że rządzący Polską z nadania sowieckiego komuniści będą robić wszystko, aby mu przeszkodzić w wypełnianiu jego misji. Młody biskup przeżył niejedną prowokację, doświadczył licznych szykan i dyskryminacji Kościoła, przeciwko czemu protestował. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego otoczyło go gęstą siatką donosicieli – w latach 1946-1948 było ich szesnastu. To wszystko blednie jednak przy tym, co spotkało go, gdy został powołany na urząd arcybiskupa gnieźnieńskiego i warszawskiego. Władza komunistyczna, która jego nominację przyjęła z jawną wrogością, widząc w nim zajadłego antykomunistę, uciekła się wówczas do najbardziej wyrafinowanego środka, przy pomocy którego chciała zastraszyć nowego prymasa Polski.
Po południu 5 lutego 1949 r., trzy dni po ingresie do bazyliki prymasowskiej w Gnieźnie, czarny amerykański buick wiozący arcybiskupa Wyszyńskiego, ze względu na ośnieżoną drogę, ruszył powoli w kierunku Witkowa. Tam mieszkańcy miasteczka zgotowali swemu pasterzowi serdeczne przyjęcie. Wieczorem limuzyna zatrzymała się przed farą w Kole, gdzie prymas miał nocować w miejscowej plebanii.
Lina jak ostry nóż
Prymas, kładąc się spać, nie miał pojęcia, co zdarzyło się na trasie z Witkowa do Wrześni. Wedle wywiadu bezpieki to właśnie tamtędy miał jechać arcybiskup Wyszyński. Jednak prymasowski buick pojechał inną trasą, omijając Wrześnię.
W Pro memoria pod datą 5 lutego 1949 r. Stefan Wyszyński dopisał w post scriptum: „W kilka dni później dowiedziałem się, że samochód jednej z gnieźnieńskich firm, który podążał za nami do Wrześni via Witkowo , chcąc zobaczyć powitanie prymasa, po uroczystości ruszył traktem na Wrześnię i wpadł na linę stalową, rozciągniętą na wysokości kierownicy między dwoma drzewami. Lina była uczepiona i trudna do zauważenia. Natychmiast dali znać do kurii. Tłumaczyli sobie przygodę tym, że w Gnieźnie krążyła pogłoska, że prymas uda się z Witkowa do Wrześni, i że lina była przygotowana dla niego. Prosiłem kurię, by pogłoskę tę dementowała”. Niemniej o incydencie prymas Wyszyński poinformował wiceministra Władysława Wolskiego, z którym miał niedługo potem oficjalne spotkanie.
Zapis prymasa nie oddaje grozy sytuacji. Według publicystów i historyków był to prawdziwy zamach, przygotowany z premedytacją i fachowo. Janusz Zabłocki, biograf kardynała Wyszyńskiego, działacz katolicki, a podczas wojny żołnierz Szarych Szeregów, przeszkolony w ramach „Wielkiej Dywersji”, zapisał w swojej książce Prymas Stefan Wyszyński: „Stalowa lina, prawie zawsze dla nadjeżdżającego pojazdu niewidoczna, zwłaszcza w mroku i mgle, była bronią prostą i straszną. Motocyklistom i ludziom w odkrytych samochodach ścinała głowy niby ostry nóż, potrafiła też – jak zapewniali partyzanci ze wschodu – żołnierza w szoferce ciężarówki przeciąć na pół. Zamocowana nieco niżej, skośnie do kierunku jazdy, zrzucała pędzący samochód do rowu; sprawiała, iż roztrzaskiwał się o drzewa albo wywracał do góry kołami, stając w płomieniach. (…) pod Wrześnią, najwidoczniej nie obawiano się zaalarmowania milicji, nie było zatem potrzeby ani się kryć, ani działać w pośpiechu. Według zapisu stalowa lina była pomalowana na czarno, przez co stawała się dla pojazdu mniej widoczna. Świadczyło to, że nie zakładali jej amatorzy; świadczyło też, że zasadzka była starannie wcześniej obmyślona i przygotowana”.
„Piekielny zamysł” i milczenie prymasa
Można sobie zadać pytanie: dlaczego prymas Wyszyński nie wspominał publicznie o tym incydencie? Czyżby go bagatelizował i nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie mógł mieć dla niego konsekwencje? Janusz Zabłocki tłumaczy to następująco: „Ksiądz prymas w pełni zrozumiał, co wówczas zaszło i co miało go spotkać. Ten niepojęty wybuch zła i nienawiści musiał go zapewne głęboko poruszyć. Ale równocześnie zdawał sobie sprawę, iż w zamierzeniach sprawców zamach ten – choć bezpośrednio wymierzony w niego – ugodzić miał w cały polski Kościół. Chciano nie tylko pozbyć się – w wyniku „nieszczęśliwego wypadku” – nowego Prymasa, który jawił się jako wróg komunistycznej władzy, lecz także zastraszyć jego ewentualnego następcę, biskupów, kapłanów, wiernych. Chciano ich porazić lękiem, wywołać wahania, skrzywić świadectwo. Ażeby nie dopuścić, by oczekiwania zamachowców zostały spełnione, należało zdobyć się na to, by nad zwyczajnymi w takim przypadku ludzkimi reakcjami zapanować. Należało – wspierając się wiarą i modlitwą – odnaleźć wobec tego faktu właściwy dystans i zignorować go. Tylko w ten sposób można było unicestwić piekielny zamysł, jaki leżał u jego źródeł”.
Epizod ten, który mógł zakończyć się tragicznie, zapadł kard. Wyszyńskiemu głęboko w pamięci. Osiem lat później w Gnieźnie, jak czytamy w Pro memoria pod datą 2 lutego 1957 r. wspominał go w rozmowie z biskupem Lucjanem Bernackim, jako „jedną z ciężkich udręk”, zadanych mu z okazji ingresu gnieźnieńskiego przez reżim komunistyczny.
Prymas Wyszyński nie dał się zastraszyć. W Pro memoria zapisał: „Największym brakiem apostoła jest lęk. Bo on budzi nieufność do potęgi Mistrza, ściska serce i kurczy gardło. Apostoł już nie wyznaje. Czyż jest jeszcze apostołem? Lęk apostoła jest pierwszym sprzymierzeńcem nieprzyjaciół sprawy”. „Nieprzyjaciele sprawy” nie byli w stanie zastraszyć prymasa także cztery lata później, gdy przyszli do jego domu, aby go aresztować.
Grzegorz Polak, Mt 5,14
Cytaty za:
Janusz Zabłocki, Prymas Stefan Wyszyński. Opór i zwycięstwo 1948-1956, Warszawa 2002
Stefan kard. Wyszyński, Pro memoria t.1: 1948-1952, s. 26; t. 4: 1956-1957, Warszawa 2020
W oddziale Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego przy pl. Bankowym 1A pokazywana jest wystawa Willmann Encore. Męczeństwa apostołów. Warszawska wystawa monograficzna Michaela Leopolda Willmanna (1630–1706) to pierwsze takie przedsięwzięcie w stolicy i wyjątkowa okazja do podziwiana dzieł światowej klasy artysty okresu baroku.
Z bogatego dorobku artystycznego Michaela Leopolda Willmanna, liczącego ok. 500 prac, do czasów współczesnych zachowało się ok. 300. W Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego znalazło się 18 wielkich płócien ze słynnego cyklu Męczeństwa apostołów – to swoista kontynuacja wystawy Willmann. Opus magnum, która miała miejsce we Wrocławiu w ub.r.
Wystawa prezentowana jest od wtorku do niedzieli w godz. 12.00-18.00 (ostatnie wejście godz. 17.30).
Dodatkowo zapraszamy na wirtualny spacer po wystawie Willmann Encore. Męczeństwa apostołów.
Prace Michaela Leopolda Willmanna, nazywanego „śląskim Rembrandtem” prezentowane są na wystawie Willmann encore. Męczeństwa apostołów w oddziale Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. „To wielkie malarstwo światowe” – powiedział wicepremier i minister kultury Piotr Gliński, który w czwartek 4 lutego odwiedził ekspozycję.
Wystawę można oglądać w oddziale Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego przy pl. Bankowym. Dzieła jednego z najwybitniejszych malarzy doby baroku, Michaela Leopolda Willmanna, nazywanego „śląskim Rembrandtem”, po raz pierwszy prezentowane są w Warszawie dzięki współpracy trzech muzeów – Mt 5,14, Muzeum Archidiecezji Warszawskiej oraz Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
Na wystawę zapraszał Piotr Dmitrowicz, dyrektor Mt 5,14 i kurator wystawy, który podkreślał wagę scalenia po raz pierwszy obrazów cyklu Męczeństwa apostołów i zachęcał do jej odwiedzania mimo trudnych czasów. O pracach Willmanna i ich powojennych perypetiach opowiedział dr Edgar Sukiennik, ekspert Muzeum. Wicepremier Piotr Gliński wyraził radość, że nowy oddział Mt 5,14 zaczął żyć „nowym życiem wspaniałym”, bo „z jednej strony opiekujemy się w sposób nowoczesny kolekcją Porczyńskich, z drugiej strony możemy realizować takie wspaniałe wystawy”. Przypomniał, że „po tylu latach od czasów wojny mamy możliwość zobaczenia Michaela Willmanna w Warszawie”. „I to te najważniejsze dzieła, największe dzieła. To robi wrażenie” – dodał. „Zapraszamy wszystkich miłośników sztuki i tych, którzy by chcieli zostać miłośnikami sztuki, bo to jest wielkie malarstwo światowe dostępne na wyciągnięcie ręki” – podkreślił minister kultury.
Warszawska wystawa jest swoistą kontynuacją wystawy Willmann. Opus magnum, prezentowanej we Wrocławiu w ubiegłym roku. Z bogatego, liczącego ok. 500 prac dorobku artystycznego Michaela Leopolda Willmanna, do czasów współczesnych zachowało się ok. 300 dzieł.
W Warszawie prace są prezentowane w dwóch odsłonach i w dwóch lokalizacjach. W oddziale Mt 5,14 przy pl. Bankowym wyeksponowanych jest 18 wielkich płócien ze słynnego cyklu Męczeństwa apostołów, scalonego po przeszło 75 latach (pierwotnie obrazy z tego cyklu dekorowały kościół opactwa OO. Cystersów w Lubiążu, a po światowej wojnie znalazły się w wybranych warszawskich świątyniach). Natomiast w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej można zobaczyć wystawę Willmann. Opus minor, prezentującą dzieła o mniejszych rozmiarach, ale nie mniejszej wartości. Znajduje się na niej 30 obrazów olejnych oraz rysunki autorstwa Michaela Willmanna, a także grafiki inspirowane jego twórczością. Łącznie na wystawie pokazanych jest 53 prac ze zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Muzeum Narodowego w Warszawie, Biblioteki Narodowej w Warszawie oraz Muzeum Archidiecezji Warszawskiej.
fot. Mt 5,14/Julia Tecmer
4 lutego mija rocznica śmierci Karola Huberta Rostworowskiego, zapomnianego nieco dramaturga i poety, którego sztuki w przedwojennej Polsce cieszyły się wielkim zainteresowaniem. Rostworowski wywarł znaczący wpływ na twórczość literacką i życie Karola Wojtyły, o czym sam publicznie zaświadczył jako papież. Stało się to 8 czerwca 1991 r., podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do wolnej Polski, w Teatrze Wielkim w Warszawie podczas spotkania papieża z przedstawicielami środowisk twórczych.
Na widowni zasiedli luminarze polskiej kultury, i nigdy potem w Polsce nie było już tak licznego zgromadzenia artystów. Papieża powitał „solidarnościowy” minister kultury i sztuki Marek Rostworowski. To sprawiło, że Jan Paweł II pozwolił sobie na wspomnienia z lat młodzieńczych i przemówienie, niepodziewanie dla zgromadzonych, zaczął od złożenia hołdu pod adresem ojca ministra: „Pragnę naprzód wyrazić moje podziękowanie panu Markowi Rostworowskiemu, ministrowi kultury i sztuki, za słowo, które w imieniu szanownych Państwa zechciał tu przed chwilą wypowiedzieć. Trudno mi jednak w tej chwili, mówiąc do syna wielkiego polskiego dramaturga Karola Huberta, nie zaświadczyć, ile ja sam zawdzięczam jego postaci i jego twórczości. Niech ten hołd pośmiertny wobec wielkiego polskiego pisarza, wielkiego człowieka teatru i wielkiego chrześcijanina będzie jakimś spłaceniem długu, który przez powojenne pokolenie w Polsce nie był spłacany. Raczej ojciec Pański, Karol Hubert Rostworowski, był – powiedziałbym – tendencyjnie zapominany. Przepraszam za ten dodatek bardzo osobisty zaraz na początku, ale trudno mi było go nie wypowiedzieć”.
Niedoszły tercjarz u brata Alberta
Karol Hubert Rostworowski (1877–1938) pochodził z rodziny ziemiańskiej o proweniencji arystokratycznej. Studiował najpierw rolnictwo w Halle, potem grę na fortepianie i kompozycję w konserwatorium w Lipsku, wreszcie filozofię w Berlinie. W 1908 r. zamieszkał w Czarkowach nad Nidą, a po wybuchu wojny światowej – w Krakowie. Po 1920 r. związał się z Narodową Demokracją. W latach 1933–1937 był członkiem Polskiej Akademii Literatury, a w latach 1934–1937 reprezentował Stronnictwo Narodowe jako radny krakowski.
W 1901 r. zadebiutował jako poeta. W latach 1908–1911 powstały jego pierwsze dramaty psychologiczno-symboliczne. Największą sławę przyniosła mu tragedia psychologiczna Judasz z Kariothu, wystawiona w 1913 r. w Krakowie z wybitną rolą Ludwika Solskiego. Do klasyki dramatu polskiego należą również Kajus Cezar Kaligula i Niespodzianka.
Wychowany w atmosferze nieprzyjaznej religii, w wieku ponad 30 lat przeżył głębokie nawrócenie. Zapragnął wtedy wstąpić do braci tercjarzy Alberta Chmielowskiego, służącym ubogim na ulicach Krakowa. Brat Albert go nie przyjął, gdyż według relacji x. prof. Konstantego Michalskiego, uważał, że ma zbyt „kruche ciało”, aby podołało ono trudom życia albertyńskiego, a z drugiej strony – widział Rostworowskiego w „literackiej służbie Bogu”.
Epizod ten poruszył bardzo młodego Wojtyłę, dla którego Rostworowski stał się pierwowzorem młodego człowieka – Huberta – rozmawiającego o powołaniu z bratem Albertem w trzeciej części dramatu Brat naszego Boga.
Karola Wojtyłę od młodości fascynowała twórczość dramatyczna Rostworowskiego, z którym łączyło go pierwsze imię. Ale tego młodemu Wojtyle było za mało. Kilka dni przed egzaminem maturalnym, 3 maja 1938 r., podczas uroczystości bierzmowania w wadowickim kościele szafarz sakramentu abp Adam Stefan Sapieha zapytał go, jakie imię sobie obiera, odpowiedział: „Hubert”. Nie ma wątpliwości, że wybór świętego biskupa Liège, żyjącego na przełomie VII i VIII wieku, na patrona był inspirowany postacią Karola Huberta Rostworowskiego, którego twórczością był zafascynowany. Potwierdza to s. Eufrozyna Rumian, jedna z sercanek prowadzących gospodarstwo Jana Pawła II w Pałacu Apostolskim w Watykanie.
Jak twierdzi x. Andrzej Dobrzyński, w poszukiwaniu uzasadnienia wyboru imienia do bierzmowania trzeba wziąć pod uwagę to, że w tamtym okresie, jak sam Wojtyła wspominał w Darze i Tajemnicy, „decydujące wydawało się nade wszystko zamiłowanie do literatury, a w szczególności do literatury dramatycznej i do teatru”. Dlatego „postać Rostworowskiego, jego kunszt pisarski oraz świadectwo wiary były dla Wojtyły jasnym wzorem chrześcijańskiej dojrzałości i apostolstwa”.
„Przypomnę Ci Rostworowskiego”
Wojtyła był pod wrażeniem dramatu Judasz z Kariothu, w którym Rostworowski „uczłowieczył” zdrajcę Jezusa. Pisał o tym podczas wojny w liście do swego przyjaciela, rzeźbiarza Wincentego Bałysa: „Mój Wicusiu kochany! Czasem rozważaj moje słowa, żeby z nich nie wyrosło coś przeciw Miłości, coś już ponad ból i oburzenie. Nade wszystko jest godność człowieka. Humanizm. Przypomnę Ci Rostworowskiego. I w Judaszu dostrzegł człowieczeństwo. A przecież ten człowiek i dla nas najważniejszy. On się ma wznieść ku Bogu i przemieniać Sztuką. Módl się swa sztuką za Naród i o Polskę błagaj Chrystusową”.
Judasz z Kariothu był ostatnią sztuką, w której Karol Wojtyła wystąpił przed wyjazdem z Wadowic do Krakowa na studia polonistyczne na UJ. Sztukę wystawiła Grupa Teatralna przy Sodalicji Mariańskiej.
Garry O’Connor, papieski biograf, twierdzi nawet, że przyszły papież zagrał w przedstawieniu rolę tytułową, co jednak nie ma potwierdzenia w źródłach. Lecz O’Connor trafnie ocenia fascynację Wojtyły Rostworowskim: „…mieszanka poezji, psychologii i moralitetu z domieszką tajemniczości silnie podziałała na wyobraźnię Karola Wojtyły i wywarła wpływ na jego własną twórczość dramatyczną, którą zainicjował w osiemnastym roku życia”.
Znajomość twórczości Karola Huberta Rostworowskiego Wojtyła pogłębiał na akademickich zajęciach z interpretacji dramatyki, prowadzonych przez dr. Władysława Dobrowolskiego. Prawdopodobnie śmierć dramaturga (4 lutego 1938 r.) sprawiła, że na zajęciach analizowano jego twórczość. Rostworowski był tak popularny i ceniony w kręgach kościelnych, że w dniu jego pogrzebu biły dzwony we wszystkich krakowskich świątyniach.
Twórczość dramaturga była bliska przyjacielowi Karola, Mieczysławowi Kotlarczykowi, założycielowi Teatru Rapsodycznego. Kotlarczyk przygotowywał w warunkach wojennych dwie jego sztuki: Miłosierdzie i Straszne dzieci, już bez udziału Wojtyły, który wstąpił do konspiracyjnego seminarium duchownego. Do realizacji przedstawień jednak nie doszło.
Młodemu Karolowi, który nie był antysemitą, całkowicie były obce niektóre dylematy z dramatów Karola Huberta Rostworowskiego, jak np. w sztuce Antychryst:
„Bo nie ugody,
Gdzie w jednym kraju żyją dwa narody.
Pragnień nie odejmiesz, ziemi im nie dodasz –
Jeden musi ustąpić! – gość albo gospodarz!”.
Karolowi do głowy by nie przyszło, żeby polskich Żydów uważać za gości. Koło Polonistów na Uniwersytecie Jagiellońskim, do którego należał, ostro zaprotestowało przeciwko próbom wprowadzenia dla Żydów numerus nullus na tej uczelni.
Apolitycznego Wojtyłę nie interesowały poglądy polityczne Rostworowskiego, stronnika narodowego Obozu Wielkiej Polski. U Rostworowskiego fascynował raczej Wojtyłę etyczny wymiar jego dramatów, które w centrum zawsze stawiają człowieka z jego moralnymi wyborami. Ten człowiek może znaleźć rozwiązanie wszystkich swoich problemów w przesłaniu Ewangelii.
Grzegorz Polak, Mt 5,14
Źródła wykorzystane:
Marta Burghardt, Wadowickie korzenie Karola Wojtyły, Wadowice 2013
Andrzej Dobrzyński x., Od bierzmowania w życiu i posłudze pasterskiej do „bierzmowania dziejów” Jana Pawła II, „Analecta Cracoviensia” 2014, 46
Tadeusz Dworzak, Karol Hubert Rostworowski, Warszawa 1996
Jacek Moskwa, Droga Karola Wojtyły. Na tron Apostołów 1920–1978, Warszawa 2014
Garry O’Connor, Ojciec wszystkich. Życie Jana Pawła II, Poznań 2005
Warszawska wystawa monograficzna Michaela Leopolda Willmanna (1630–1706) to pierwsze takie przedsięwzięcie w stolicy i wyjątkowa okazja do podziwiana dzieł światowej klasy artysty okresu baroku. Od 2 lutego zostanie udostępniona zwiedzającym.
Z bogatego dorobku artystycznego Michaela Leopolda Willmanna, liczącego ok. 500 prac, do czasów współczesnych zachowało się ok. 300. W Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego znalazło się 18 wielkich płócien ze słynnego cyklu Męczeństwa apostołów, natomiast w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej prezentowanych jest 30 mniejszych obrazów i około 30 rysunków i grafik autorskich. Prezentowane prace pochodzą ze zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Muzeum Narodowego w Warszawie, Biblioteki Narodowej oraz Muzeum Archidiecezji Warszawskiej.
Warszawska wystawa dzieł „śląskiego Rembrandta” jest swoistą kontynuacją wystawy Willmann. Opus magnum, która miała miejsce we Wrocławiu w ub.r. W tamtejszym Muzeum Narodowym prezentowano blisko 100 obrazów, czyli trzecią część zachowanego dorobku artysty. Po przeszło 75 latach scalony został wreszcie słynny cykl Męczeństwa apostołów. Pierwotnie obrazy z tego cyklu dekorowały kościół opactwa OO. Cystersów w Lubiążu, a po światowej wojnie znalazły się w warszawskich świątyniach. Dzięki wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Archidiecezji Warszawskiej, tym razem to w Warszawie można w jednym miejscu podziwiać ten monumentalny cykl obrazów oraz inne dzieła mistrza kontrreformacji.
Otwarcie wystawy odbyło się 1 grudnia 2020 r. z udziałem Jarosław Sellina, sekretarza stanu w MKiDN, Kazimierza kardynała Nycza – metropolity warszawskiego, Piotra Dmitrowicza – dyrektora Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, Piotra Oszczanowskiego – dyrektora Muzeum Narodowego we Wrocławiu oraz x. dr. Mirosława Nowaka – dyrektora Muzeum Archidiecezji Warszawskiej:
Od tamtej pory ze względu na obostrzenia epidemiologiczne wystawa dostępna był jedynie on-line. Zwiedzającym zostanie udostępniona już 2 lutego.
Projekt Willmann w Warszawie prezentowany jest w dwóch lokalizacjach:
- Willmann encore. Męczeństwa apostołów – oddział Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego przy pl. Bankowym 1A
Godziny otwarcia: wtorek-niedziela godz. 12.00-18.00 (ostatnie wejście godz. 17.30)
Kuratorzy: Piotr Dmitrowicz, dyrektor Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego; Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu
- Willmann. Opus minor – Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, ul. Dziekania 1
Godziny otwarcia: wtorek-piątek godz. 12.00-18.00, sobota-niedziela godz. 12.00-16.00
Kuratorzy: x. dr Mirosław Nowak, dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej; Marek Pierzchała, Muzeum Narodowe we Wrocławiu
Wystawom towarzyszy katalog wydany pod wspólnym tytułem Willmann w Warszawie, zawierający zdjęcia prezentowanych obiektów oraz artykuły o życiu i twórczości Michaela Willmanna. Katalog dostępny jest w Sklepie Mt 5,14.
Organizatorzy projektu Willmann w Warszawie:
- Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego
- Muzeum Archidiecezji Warszawskiej
- Muzeum Narodowe we Wrocławiu
Patronat honorowy:
- prof. Piotr Gliński, Wiceprezes Rady Ministrów, Minister Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
- JE Kazimierz Kardynał Nycz, Arcybiskup Metropolita Warszawski
- Jarosław Sellin, Sekretarz Stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Patronaty medialne:
- Tygodniki: „Idziemy”, „Gość Niedzielny”, „Niedziela”, „Do Rzeczy”
- Stacje radiowe: Radio Warszawa, Radio Plus, Radio WNET
- Portal internetowy: Stacja7
Projekt Willmann w Warszawie dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.
Jest nam niezwykle przyjemnie ogłosić, że już niedługo Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego zostanie otwarte dla zwiedzających. Udostępniona zostanie także wystawa Willmann encore. Męczeństwa apostołów w oddziale Mt 5,14 przy pl. Bankowym.
Ekspozycja główna Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego zostanie otwarta dla zwiedzających w czwartek 11 lutego. Będzie można ją zwiedzać codziennie od czwartku do niedzieli w g. 12.00–19.00 (ostatnie wejście o g. 18.00, w czwartki zwiedzanie nieodpłatne). Na zwiedzających czeka dodatkowo m.in. czasowa wystawa okolicznościowych monet z wizerunkiem papieża Jana Pawła II, przygotowana wspólnie z Narodowym Bankiem Polskim.
* * *
W oddziale Mt 5,14 przy pl. Bankowym 1A zostanie udostępniona zwiedzającym we wtorek 2 lutego wystawa Willmann encore. Męczeństwa apostołów. Prezentacja dzieł Michaela Leopolda Willmanna, nazywanego „śląskim Rembrandtem”, na której pokazywanych jest 18 wielkich płócien ze słynnego cyklu Męczeństwa apostołów, stanowi kontynuację ubiegłorocznej wystawy Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Wystawę można będzie zwiedzać codziennie od wtorku do niedzieli w g. 12.00–18.00 (ostatnie wejście o g. 17.30). Towarzyszy jej katalog Willmann w Warszawie, dostępny w sklepie Mt 5,14, który zawiera zdjęcia prezentowanych obiektów oraz artykuły o życiu i twórczości Michaela Willmanna. W katalogu prezentowane są także obrazy, które znalazły się na wystawie Willmann. Opus minor w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej.
* * *
Zachęcamy do rezerwacji biletów on-line do Muzeum oraz na wystawę w oddziale Mt 5,14: https://mt514.pl/bilety. Oczywiście istnieje także możliwość nabycia ich na miejscu. Otwarte dla zwiedzających Mt 5,14 kontynuuje swoją aktywność on-line.
* * *
Zachęcamy do korzystania z wirtualnej wycieczki po Muzeum oraz do śledzenia naszych profili w mediach społecznościowych takich, jak Facebook, Instagram, Twitter czy Youtube. Będziemy tam na bieżąco informować o wszystkich nowych aktywnościach Mt 5,14. A w Roku Prymasa Stefana Wyszyńskiego będzie ich sporo…
Serdecznie zapraszamy!
Wyrażam nadzieję graniczącą z pewnością, że w Roku Prymasa Stefana Wyszyńskiego nastąpi beatyfikacja patrona UKSW – powiedział kard. Kazimierz Nycz, który uczestniczył w posiedzeniu on-line Senatu Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
W styczniu każdego roku tradycyjnie senatorowie UKSW gościli w siedzibie arcybiskupa warszawskiego, Wielkiego Kanclerza czterech wydziałów kościelnych naszej UKSW. W tym roku z powodu pandemii nastąpiła zmiana. Na zaproszenie rektora x. prof. dr. hab. Ryszarda Czekalskiego spotkanie odbyło się w formie zdalnej i miało bardziej roboczy charakter – kard. Kazimierz Nycz był gościem posiedzenia Senatu UKSW.
– Dzięki waszej inicjatywie – rektora, Senatu, do której się przyłączyłem, Sejm ogłosił Rok Prymasa Stefana Wyszyńskiego – powiedział kard. Nycz.
Przyznał, iż prowadzi rozmowy z papieżem Franciszkiem i z prefektem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, by beatyfikacja prymasa Stefana Wyszyńskiego nastąpiła w tym roku.
– Gdyby przyjazd delegata z Watykanu nie był możliwy, gdyż sesje wyjazdowe są wstrzymane, będziemy prosić papieża Franciszka o wskazanie delegata z Polski – zapowiedział kard. Nycz.
W 2021 roku przypadają 120. rocznica urodzin i 40. rocznica śmierci kardynała Stefana Wyszyńskiego. Rocznice zadecydowały o uchwaleniu przez Sejm i Senat Rzeczypospolitej Polskiej 2021 Rokiem Prymasa Tysiąclecia.
źródło: Katolicka Agencja Informacyjna (KAI)
Wiosną 1980 roku sześciu amerykańskich senatorów przebywało z delegacją w Turcji, Grecji i Włoszech. Jednego z nich, senatora Josepha R. Bidena jr., wówczas przewodniczącego podkomisji ds. europejskich Komisji Spraw Zagranicznych, na prywatnej audiencji przyjął 12 kwietnia papież Jan Paweł II.
Wierzę, że będziemy kierować się słowami papieża Jana Pawła II, słowami zaczerpniętymi z Pisma Świętego. Nie lękajcie się, nie lękajcie się! Na strachu nigdy nie zbuduje się przyszłości, w przeciwieństwie do nadziei. A w Ameryce zawsze wybiegaliśmy w przyszłość. Robiliśmy to najlepiej i nadal robimy. To są właśnie Stany Zjednoczone Ameryki. Nic nie jest niemożliwe, kiedy już zdecydujemy się zrobić to razem. Więc połączmy siły. Niech Bóg wam błogosławi.
Joe Biden, Pittsburgh, 31 sierpnia 2020 r.
Papież Jan Paweł II jest zaniepokojony wpływem załamania się polityki odprężenia na wolność praktykowanie religii, szczególnie w Europie Wschodniej, mówił po spotkaniu senator Biden. W wywiadzie dla „The Dialog”, diecezjalnej gazety z Wilmington, Biden tłumaczył, że zwrócił się do papieża o radę w sprawie pogorszenia relacji Wschód-Zachód oraz tego, jak Stany Zjednoczone powinny postępować z krajami Europy Wschodniej.
Czterdzieści pięć minut
Joe Biden, który przyznaje się do katolicyzmu, spędził 45 minut sam na sam z Janem Pawłem II w jego prywatnej bibliotece. Watykańscy urzędnicy mówili później senatorowi, że jego spotkanie z papieżem było jednym z najdłuższych od czasu wyboru na Stolicę Piotrową w październiku 1978 r. Biden relacjonował, że papież niepokoił się, jak załamanie się polityki odprężenia wpłynie na wolność praktykowania religii w Europie Wschodniej, zwłaszcza w Czechosłowacji.
Papież wyraził również zaniepokojenie rozprzestrzenianiem się komunizmu w Ameryce Łacińskiej mówiąc, że świat musi zdawać sobie sprawę w olbrzymiej dysproporcji między najbogatszymi i najbiedniejszymi oraz z ułudy ideologii komunistycznej, która obiecuje zaprowadzenie społecznej równości. Jan Paweł II mówił także, że mieszkańcy Europy Środowej uważają Stany Zjednoczone za twierdzę wolności i powiedział Bidenowi, że Amerykanie nie mogą zapominać o losie Polaków i innych mieszkańców Europy.
Młody senator
Senator Joseph Biden, wówczas 37-latek, był jednym z najmłodszych wybranych senatorów. Papież nawet „zażartował z tego, że jestem taki młody” – mówił później Biden. Senator podkreślał, że papież jest jednym z największych światowych przywódców, jakich kiedykolwiek spotkał. „Był skupiony i uważny” – zauważył. Papież odsunął krzesło od biurka, aby usiąść bliżej gościa, a mówiąc po angielsku, papież często przeplatał swoje komentarze gestykulacją, wspominał Biden. Jego rozmowy z papieżem nikt nie przerywał, a kiedy współpracownicy Ojca Świętego kilkakrotnie pukali do drzwi biblioteki, ten ich odprawiał.
Spotkania z papieżem
Biden spotykał się z Janem Pawłem II czterokrotnie, także podczas papieskich wizyt w Stanach Zjednoczonych. W 25 lat po spotkaniu w papieskiej bibliotece uczestniczył także w pogrzebie Jana Pawła II, gdzie zapamiętał morze polskich flag oraz wyjątkową, podniosłą atmosferę. A także ciało zmarłego papieża, który wyglądał „tak cicho, świętobliwie”: „Odczuwało się zarówno wielkość, jak i smutek”. Przypominał sobie energicznego, atletycznego wręcz papieża, którego spotkał w bibliotece watykańskiej ćwierć wieku wcześniej: „Mój Boże”, miał rzucić wówczas Biden, „czy rzeczywiście minęło już tyle czasu?”.
Źródło: NC News Service