Ogłoszono XVII edycję Konkursu Papieskiego, realizowanego przez Instytut Tertio Millennio. Współorganizatorem Konkursu jest Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego.
Konkurs Papieski, którego pomysłodawcą był zmarły niedawno o. Maciej Zięba OP, to największe w Polsce przedsięwzięcie dotyczące wiedzy o życiu i nauczaniu Jana Pawła II. Projekt ten, realizowany od 17 lat, z roku na rok cieszy się coraz większą popularnością wśród młodzieży. Głównym celem tej inicjatywy jest rozpowszechnianie bogactwa myśli i czynu papieża Jana Pawła II wśród młodzieży szkół ponadgimnazjalnych.
Konkurs Papieski kształtuje twórcze myślenie, stwarza możliwość skonfrontowania własnych przekonań z przesłaniem papieża Polaka. Jest więc zaproszeniem do rozpoczęcia głębszych studiów nad myślą Jana Pawła II oraz pogłębiania wiedzy z zakresu Katolickiej Nauki Społecznej.
Tegoroczna edycja rozpoczęła się 1 marca I etapem, czyli rejestracją i rozwiązaniem quizu on-line. Po zakończeniu tego etapu 31 marca uczestnicy, którzy uzyskali więcej niż połowę punktów, zakwalifikują się do II etapu – testu, który odbędzie się 13 kwietnia. Na napisanie eseju (etap III) jest czas od 16 kwietnia do 14 maja. Finał i ustna obrona prac będzie miała miejsce 12 czerwca w 9 miastach regionalnych.
Konkurs Papieski nosi w tym roku podtytuł Święty Kościół grzesznych ludzi. Jan Paweł II nigdy nie ignorował otaczającej go rzeczywistości. Obserwując momentami krytyczne nastroje młodego pokolenia względem Kościoła, organizatorzy chcą w tej edycji zaprosić ich do pochylenia się nad nauczaniem Jana Pawła II, które dotyczy właśnie Kościoła – świętego świętością Chrystusa i jednocześnie grzesznego grzesznością Jego członków. „Jest wreszcie droga świadectwa, zazwyczaj cichego, będąca konsekwencją podwójnej świadomości Kościoła: że jest w swej istocie niezachwianie święty, ale musi dokładać starań, aby oczyszczał się z dnia na dzień i odnawiał, aż stanie się dla Chrystusa pełen chwały, bez skazy i bez zmarszczki, gdyż z powodu naszych grzechów często oblicze Kościoła za mało świeci przed oczyma tych, którzy nań patrzą” (Jan Paweł II, Reconcilatio & Pænitentia).
Tuż przed pandemicznym zamknięciem warszawskich muzeów, Oddział Mt 5,14 przy pl. Bankowym zdążył odwiedzić o. dr Aleksander Jacyniak SI – jezuita, rekolekcjonista, superior domu zakonnego, proboszcz parafii i kustosz sanktuarium Matki Jedności Chrześcijan w Świętej Lipce. Towarzyszył mu brat, Piotr Jacyniak.
Obaj goście chcieli zobaczyć niezwykłe obrazy Michaela Willmanna, którego twórczość znali głównie z przekazów medialnych, ale nigdy nie mieli możliwości zobaczenia na żywo. Byli zafascynowani dynamiką, ekspresją i przede wszystkim rozmachem płócien mistrza ze Śląska, z których największe mierzą prawie 4 metry wysokości. Następnie udali się do Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, gdzie obejrzeli mniejsze dzieła Willmanna w ramach ekspozycji Willmann. Opus minor oraz wystawę współczesnych ikon Słowo stało się Ciałem. Na miejscu dołączyli do nich Ewa Grześkiewicz – założycielka grupy Agathos, która organizuje warsztaty pisania ikon w Świętej Lipce, oraz Mateusz Sora – kurator wystawy.
Wizyta gości ze Świętej Lipki, zwanej „Częstochową Północy” lub „Barokową perłą Warmii”, dała okazję do przypomnienia związków bohaterów naszego muzeum z sanktuarium wśród jezior i lasów. Stefan Wyszyński i Karol Wojtyła odwiedzili to miejsce kilka razy. Prymas wstąpił tutaj z krótką wizytą 30 września 1950 roku w drodze powrotnej z Olsztyna do Warszawy. Towarzyszyli mu x. Teodor Bensch – administrator apostolski diecezji warmińskiej, x. Antoni Baraniak – osobisty sekretarz (późniejszy arcybiskup poznański) oraz x. Jacek Bela – proboszcz parafii świętolipskiej. Z kolei Karol Wojtyła spędzał tutaj wakacyjny wypoczynek ze studentami w sierpniu 1958 roku. Był wówczas wykładowcą filozofii i etyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Zorganizowany przez niego wyjazd był nie tylko okazją do rekreacji na łonie natury, lecz także inspiracją do poważnych dyskusji o życiu, dorosłości, powołaniu i miłości małżeńskiej. Dyskusje profesora ze studentami nad pobliskim jeziorem Dejnowa pozwoliły mu sformułować wnioski, które zawarł w przygotowanej przez siebie publikacji Miłość i odpowiedzialność. Na Mazurach dowiedział się również o swojej nominacji na urząd biskupa pomocniczego archidiecezji krakowskiej. Obaj hierarchowie spotkali się w Świętej Lipce w czasie uroczystej koronacji obrazu Matki Bożej Świętolipskiej na placu przed sanktuarium 11 sierpnia 1968 roku. Głównym koronatorem był prymas Stefan Wyszyński, a współkoronatorem kard. Karol Wojtyła, który przewodniczył sumie odpustowej. Warto podkreślić, że Jan Paweł II nigdy nie przyjechał tutaj jako papież, niemniej jednak przyczynił się do wzrostu znaczenia sanktuarium poprzez podniesienie kościoła pielgrzymkowego do godności bazyliki mniejszej w 1983 roku.
Bohaterowie naszego Muzeum są szczególnie bliscy o. Aleksandrowi Jacyniakowi SI, który doświadczył ich przejmującej obecności w swoim życiu. Prymasa Wyszyńskiego zobaczył pierwszy raz podczas koronacji obrazu Matki Bożej Świętolipskiej w 1968 roku. Przyjazd niecodziennego gościa do jego rodzinnej parafii był dla niego niesamowitym przeżyciem. Miał wtedy zaledwie 9 lat, lecz już wtedy czuł, że budzący powszechny podziw prymas, nakładający dostojnie korony na świętolipski obraz, jest kimś absolutnie wyjątkowym. Natomiast spotkania z Janem Pawłem II przeżywał już jako dorosły kandydat do kapłaństwa, świadomy drogi życiowej, którą obrał w zakonie jezuitów. Jako student teologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie często uczestniczył w audiencjach i celebracjach liturgicznych pod przewodnictwem papieża. Właśnie z jego rąk przyjął święcenia kapłańskie 2 czerwca 1985 roku w bazylice św. Piotra.
Edgar Sukiennik, Mt 5,14
Od 13 marca br. Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego (w tym również jego Oddział przy pl. Bankowym 1A) pozostanie nieczynne dla zwiedzających do odwołania. Nie będzie również przyjmować interesantów stacjonarne biuro Muzeum przy al. Rzeczypospolitej 1 (kontakt drogą elektroniczną: biuro@mt514.pl). Zakupione wcześniej bilety zachowują ważność również po okresie 30 dni od ich zakupu, w przypadku wystawy Willmann encore. Męczeństwa apostołów aż do dnia jej oficjalnego zakończenia.
Ze względu na ograniczenia związane z pandemią COVID-19, zachęcamy do wirtualnego zwiedzania Muzeum. Wszystkie informacje na temat kontynuowanych projektów muzealnych można znaleźć na stronie internetowej oraz w mediach społecznościowych Mt 5,14.
11 marca 1968 r. studenci stolicy, mimo że trzy dni wcześniej ich pokojowy wiec na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego został brutalnie spacyfikowany przez milicję i wspomagające ją oddziały ZOMO, wyruszyli pod gmach partii. Na Nowym Świecie pochód został rozbity przez „siły porządkowe” przy pomocy gazów łzawiących i armatek wodnych. Drugi pochód szedł w kierunku sowieckiej ambasady przy ul. Belwederskiej, ale również nie doszli do celu, rozproszeni w ten sam sposób przez milicję i ZOMO.
Działo się to w Wielki Czwartek. Tego dnia wieczorem prymas Polski kard. Stefan Wyszyński wygłosił w katedrze warszawskiej poruszającą homilię, nawiązując do bolesnych wydarzeń, od których „serce kurczy się z bólu”. Przypomnijmy dramatyczne wydarzenia, które przeszły do historii pod nazwą „Marca‘68”.
Po zwycięstwie Izraela w wojnie sześciodniowej z krajami arabskimi, państwa bloku wschodniego, za wyjątkiem Rumunii, zerwały z nim stosunki dyplomatyczne. Pierwszy sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka nazwał polskich Żydów „piątą kolumną”. Rozpoczęły się antysemickie czystki w wojsku, mediach i administracji państwowej. Cenzura zakazała wystawiania w Teatrze Narodowym w Warszawie Dziadów, które uznała za spektakl antysowiecki. W odpowiedzi studenci protestowali pod pomnikiem Adama Mickiewicza przy Krakowskim Przedmieściu. Pokojowy wiec zwołany 8 marca na Uniwersytecie Warszawskim w obronie dwóch studentów relegowanych z uczelni spacyfikowała milicja przy pomocy tzw. aktywu robotniczego, bezlitośnie pałując i aresztując studentów.
Wielu ze studentów znalazło schronienie w pobliskich świątyniach: kościele św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu, w kościele akademickim św. Anny i w kościele kapucynów przy ul. Miodowej, blisko Domu Arcybiskupów Warszawskich. Do protestów dołączyli się studenci w całym kraju.
Nie naśladować tych, którzy biją
Wydarzenia te stały się pretekstem do wszczęcia rozgrywek wewnątrz partii komunistycznej i odsunięcia od władzy Władysława Gomułki. W wyniku marcowych protestów zatrzymano ponad 2700 osób. Do wyjazdu, bez prawa powrotu, zmuszono ponad 15 tysięcy obywateli polskich pochodzenia żydowskiego.
Prymas Stefan Wyszyński stanął zdecydowanie po stronie bitych i prześladowanych. 10 marca 1968 r. w kościele św. Augustyna w Warszawie podczas nabożeństwa Gorzkie żale wygłosił kazanie pasyjne, które przeszło do historii pod nazwą Na krzyżowej drodze Stolicy. W homilii powiedział: „Nie trzeba naśladować tych, którzy nas biją. Patrzmy na Chrystusa! On wie, że przejdzie przez swoją drogę krzyżową do zmartwychwstania! Patrzmy z wiarą! (…) Każdy z nas przejdzie przez swoją krzyżową drogę, ale… zmartwychwstanie”.
To było preludium do tego, co nastąpiło nazajutrz podczas liturgii wielkoczwartkowej w katedrze warszawskiej. Kardynał Wyszyński mówił: „Wydaje się, jak gdyby dla pewnej kategorii ludzi zabrakło w Polsce miłości i prawa do serca. Widzieliśmy bolesne fakty, które nam się nie mogły w głowie pomieścić! (…) Tymczasem jesteśmy świadkami zjawisk trudnych do zrozumienia wprost niemożliwych do uwierzenia. Człowiek o prawym sercu może się dziwić, ale… nie uwierzy!”.
Prymas przypomniał, że dziesięć wieków temu wraz ze chrztem przyjęliśmy prawo miłości, „które prostuje serca i dłonie, każąc mówić prawdę braciom – właśnie dlatego, że jesteśmy sobie braćmi”. Wyznał, że jako biskup stolicy boleśnie przeżywa „widowisko”, które rozgrywa się na ulicach Warszawy. „Cóż mi pozostaje? – pytał prymas. Chyba wam przypomnieć, najmilsze dzieci, abyście wybronili własne serca, myśli i uczucia przeciwko potwornej nienawiści i kłamstwu, które się dzieje na naszych oczach. Abyście mieli odwagę bronić swego prawa do prawdy, miłości, szacunku wzajemnego i sprawiedliwości, do jedności Chrystusowej i pokoju Bożego! Tylko to nas uratuje! Nic innego nie da nam ratunku w naszej Ojczyźnie – dla młodzieży i starców; dla tych, co się uczą i dla tych, którzy uczą; dla tych, którzy słuchają i dla tych, którzy wydają rozkazy i polecenia. Gdybym zdołał to uczynić, jak pragnę tego sercem, to upadłbym w tej chwili na kolana przed wszystkimi znieważonym w naszej Ojczyźnie i prosiłbym: Bracie, odpuść!… odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią!… Bo jeszcze nie rozumieją prawa miłości. A my chcemy się rządzić prawem miłości! Ogłosiłem Wam «Społeczną Krucjatę Miłości». Powiedziałem z tej ambony: Pragnąłbym, aby Stolica stała się «Miastem pięknej miłości» dla całej Polski, bo tylko to gwarantuje pokój, prawdę i wolność”.
Może ja jestem winien?
Homilia miała bardzo osobisty charakter. Prymas zarzucił sobie, że może za mało mówił o obowiązku miłowania, skoro teraz na ulicach Warszawy zwycięża nienawiść.
Mówił dalej: „(…) gdy klękam duchem przed wszystkimi znieważonymi i proszę, aby ratowali swą miłość, która jest ratowaniem własnego człowieczeństwa, klękam i przed tymi, którzy znieważali i znieważają słowem i czynem. Tym bardziej mówię do nich: «Przyjacielu!… Przyjacielu!» – jak mówił Chrystus do ucznia, który Go całował… Przyjacielu, co czynisz? I Ciebie też przepraszam, że znieważyłeś swoje człowieczeństwo kłamstwem i dopuszczoną do serca nienawiścią. I Ciebie przepraszam… To może ja jestem winien, Biskup Warszawy! bom niedostatecznie mówił o obowiązku miłości i miłowania – i to wszystkich, bez względu na mowę, język i rasę, aby na nas nie padał potworny cień jakiegoś odnowionego rasizmu, w imię którego bronimy naszej kultury. Nie tą drogą!! Kulturę naszą obronimy tylko przez prawo miłości!
Cóż mam uczynić? Tak bardzo pragnę zniżyć się do nóg wszystkich: i znieważonych, i znieważających, i powiedzieć: przykazanie nowe ogłaszam Wam, abyście się społecznie miłowali. A teraz, w Imię Boga i Chrystusa, który jest Królem Miłości – idę całować wasze nogi!…”.
Prymas zachowywał powściągliwość w politycznej ocenie wydarzeń, gdyż wiedział, że ich tłem są rozgrywki wewnątrz PZPR. Podczas kongregacji księży dziekanów, które miało miejsce 13 marca 1968 r., w drugim dniu obrad, powiedział m.in.: „Napięta sytuacja stolicy wymaga od nas specjalnej dojrzałości społecznej. (…) Młodzieży naszej okażemy jak najwięcej zrozumienia. Nie będziemy jej potępiali, ale jednocześnie po bratersku, życzliwie, będziemy ją zachęcali do roztropności, pokoju i umiaru”.
Na odważniejszą ocenę pozwolił sobie w osobistych notatkach pod datą 18 marca: „Raczej wszystko trzeba brać na rachunek rozgrywek wewnętrznych w PZPR. Jest to bodaj etap wstępny dla tego periodu przemian. Zdaje się, że władze polityczne w obecnej chwili chcą ograniczyć się do rozprawy z «syjonizmem»« i «podżegaczami». Chcą wymanewrować młodzież akademicką, robotników i Kościół. Bodaj najłatwiej byłoby uspokoić młodzież, gdyby zwolniono aresztowanych z więzień i poskromiono oszczerstwa prasy”.
Prymas Wyszyński nie używał zwrotu „antysemityzm”, mówił o „odnowionym rasizmie”. Sens jego słów właściwie odczytał rabin Zew Wawa Morejno, który w liście do władz PRL napisał: „Głęboka jest nasza wdzięczność dla Dostojnego Prymasa Polski, który w ciężkiej dla nas chwili podniósł swój głos protestu przeciwko szerzeniu nienawiści i niestrudzenie nawołuje do miłości, do pojednania i konsolidacji narodu”.
Grzegorz Polak, Mt 5,14
PS. Jako licealista dołączyłem 11 marca 1968 r. do pochodu studentów UW na Nowym Świecie. W pewnym momencie poczułem dotkliwe łzawienie w oczach. Piekło tak straszliwie, że nie dało się kontynuować pochodu. To był decydujący moment, w którym władza ludowa wyleczyła mnie ostatecznie ze złudzeń do, jak twierdziła, „jedynie słusznego ustroju”.
Pisarz, kompozytor, krytyk muzyczny i publicysta, nazywany pierwszym felietonistą Rzeczypospolitej. Przez prawie 45 lat publikował felietony w „Tygodniku Powszechnym”, podpisując je po prostu: KISIEL. Mało kto wie, że ich wiernym czytelnikiem był prymas Stefan Wyszyński. 110 lat temu, 7 marca 1911 roku, urodził się Stefan Kisielewski.
…zasługi Kisiela są tak ogromne, że moim zdaniem obowiązkiem Polaków jest wystawić mu pomnik. Wiem nawet, gdzie jego pomnik powinien stanąć: na skwerze na Krakowskim Przedmieściu, między pięknym pomnikiem prymasa Wyszyńskiego i ładnym pomnikiem Bolesława Prusa.
Gustaw Herling-Grudziński
W swoim słynnym Abecadle, Stefan Kisielewski wspomina pierwsze zetknięcie ze Stefanem Wyszyńskim, wówczas biskupem lubelskim: „Mianowicie przyjechałem do Lublina i miałem być przez niego przyjęty, przygotowano to. Jednak okazało się, że on musiał wyjechać, ale zostawił dla mnie list. I w tym liście napisał: «Czytam pańskie felietony, ale nie jestem ich zwolennikiem. Naród polski cierpiał, ma bolesne rany, a pan soli dosypuje do tych ran. A to trzeba przecież leczyć». Potem, jak go poznałem, tośmy właśnie na ten temat dyskutowali”.
Prymas jak ulał
Potem zresztą tych spotkań było wiele, w Dziennikach Kisiela osoba prymasa Wyszyńskiego pojawia się wielokrotnie.
Nie wszystkie zapiski dokumentują aprobatę wobec działań prymasa. Kisielewski potrafił o nim napisać, że „niewiele kapuje” (to w kontekście wyjazdu prymasa do Rzymu w 1968 r.), że „postarzał się mocno” (w 1969 r.) albo „dziwnie się zachowuje”. Ale zaraz obok przyznawał, że to prymas „daje narodowi drogowskazy duchowe” i że jest to „człowiek niezwykle wybitny, może w innej epoce byłby kontrowersyjny, tutaj jest jak ulał”. Nie wahał toczyć o prymasa bojów polemicznym słowem i piórem, gotów pokłócić się o pryncypia z najbliższymi przyjaciółmi, także tymi z „Tygodnika Powszechnego”.
Rozżarci idioci
Cezurą był Sobór Watykański II, który podzielił redakcję „Tygodnika Powszechnego”, zaangażowaną w promowanie reform, dla jednych stanowiących „wiosnę Kościoła”, a dla innych „ferment”, który – jak pisał Stanisław Stomma – „u nas, w sytuacji ciągłego zagrożenia Kościoła z zewnątrz, mógł mieć katastrofalne konsekwencje”. Prymas Wyszyński „wiedział dobrze, że nie można doprowadzić do trzęsienia Ziemi, które rodziłoby chaos pojęciowy i niebezpieczeństwo utraty dla szerokich mas wiernych poczucia identyczności Kościoła”.
Kisielewski stanął w tym konflikcie po stronie prymasa. W jego przypadku nie chodziło tylko o wątpliwości teologiczne, które po Vaticanum II wprawiły w zakłopotanie miliony katolików na całym świecie. Chodziło także o funkcjonowanie w ramach realiów komunistycznej Polski, o przetrwanie w trudnych warunkach Kościoła i narodu. Dlatego w Dzienniku notował zirytowany: „Mają w głowie tylko… walkę z prymasem o reformę Kościoła, przy czym są tak rozżarci, że mówią o prymasie dosłownie ostatnimi słowami. […] Ci idioci uważają się niemal za książąt Kościoła i nie mają teraz większych zmartwień, jak tylko owe reformy, które tyczą się może świata zachodniego, ale nie u nas, bo tutaj głupkowaty moloch komunizmu przytłacza wszystko, a wszelkie dyskusje soborowo-reformatorskie toczą się wobec marksistowskiej klaki zainteresowanej tym, aby katolicyzm był jak najmniej intensywny, jak najbardziej rozwodniony przez «liberalizację»”.
Ekskomunika wykluczona
W przywoływanym już Alfabecie z 1988 roku Kisiel podsumowuje osobę prymasa Wyszyńskiego krótko: „wielka postać”. A dalej: „Prowadził Kościół dobrze. Miał twardy charakter, jednocześnie umiał manewrować, umiał komunistów wyprowadzić w pole”.
I jeszcze ta jedna, ale jakże ważna dla tego „Stańczyka Polski Ludowej” uwaga: „Mnie się podobało, że on miał poczucie humoru”. O co dokładnie chodziło Kisielowi, można zrozumieć z anegdoty przywołanej przez dziennikarza Jacka Żakowskiego, a dotyczącej spotkania redakcji „Tygodnika Powszechnego” z prymasem: „[…] kardynał Wyszyński zdziwiony milczeniem zazwyczaj gadatliwego Kisiela, pochylił się nad stołem i, zwracając się do Kisielewskiego z wyraźną troską, zapytał:
– A pan, panie Kisielu, czemu dziś taki milczący?
Kisiel popatrzył po kolegach, ale nie było już żadnego ratunku, prymasowi trzeba było odpowiedzieć.
– Bo ja, Księże Prymasie, chciałbym zapytać, jak to jest z tą etyką seksualną. Dlaczego Ksiądz Prymas uważa…
Prymas stężał. Na oczach wszystkich bardzo dobre spotkanie zamieniło się w totalną klapę. Kto, jak kto, ale kardynał Wyszyński nie mógł spokojnie wysłuchać wykładu poglądów Kisiela.
Kisiel mówił długo i przerażająco ostro. Ale im dłużej mówił, tym prymas był mniej napięty. Kiedy zapadła cisza, prymas niby się zasępił.
– Tak, ja rozumiem, doskonale Pana rozumiem. Pan by chciał, żebym ja pana wyklął – żartował kardynał. – Pan chce być urzędowo wyklęty. Ale: nie! Ja panu tej przyjemności nie zrobię. Niech pan na to nie liczy”.
Największy teolog
Stefan Kisielewski „posypywał rany solą” przez wiele lat, nie tylko współpracując z „Tygodnikiem Powszechnym”, ale także z „Ruchem Muzycznym”, paryską „Kulturą” czy nawet uczestnicząc w obradach Sejmu PRL w latach 1957-1965. Przez cały ten czas utrzymywał ścisłe kontrakty z kardynałem Wyszyńskim, aż do śmierci tego ostatniego w 1981 roku.
Ksiądz Andrzej Bardecki, asystent kościelny „Tygodnika Powszechnego”, nie miał wątpliwości, że Kisiel z prymasem byli „w wielkiej przyjaźni”: „Dla Kisiela, Prymas to był przede wszystkim mąż stanu, polityk, człowiek walczących z komuną. A ksiądz kardynał Wyszyński miał do Kisiela wielką słabość”. Do tego stopnia, że nawet mawiał, iż z całego „Tygodnika Powszechnego”, „największy teolog to Kisielewski”.
Stefan Kisielewski zmarł 27 września 1991 roku. Nad trumną, x. Janusz St. Pasierb przypominał zapis z dzienników prymasa Wyszyńskiego Pro memoria z lutego 1968 roku: „Stefan Kisielewski w sprawach ogólnonarodowych”. „To zdanie brzmi jak streszczenie całego życia Stefana Kisielewskiego”, podsumował nie bez racji kapłan.
Artykuł został opracowany m.in. z wykorzystaniem «Alfabetu» i «Dzienników» Stefana Kisielewskiego, a także książek Joanny Pruszyńskiej «Kisiel» (Warszawa 1998) i Moniki Wiszniowskiej «Stańczyk Polski Ludowej. Rzecz o Stefanie Kisielewskim» (Warszawa 2004).
Musimy zdać sobie sprawę z obowiązku poważnego traktowania kobiety, bez złośliwości, płaskich dowcipów, których tak niekiedy pełne jest życie społeczne, towarzyskie, w biurze i przy lada okazji. Nie wolno bawić się dowcipami na poważne tematy. To pozbawia nas w dużej mierze wielkich wartości, zwłaszcza w dziedzinie pracy apostolskiej.
Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że nie możemy odbierać kobiecie tego, co Bóg jej powierzył. Trzeba uznać jej miejsce w Kościele, w pracy apostolskiej i dopuścić ją do współpracy.
Stefan Wyszyński, Kobieta w Polsce współczesnej, Poznań–Warszawa 1978
Poznajmy się! – nowy projekt Mt 5,14
Zapraszamy na premierowy odcinek „Papieski look of the day”
Na samym początku chcieliśmy zaprosić naszych najbliższych sąsiadów do Muzeum na cotygodniowe spotkania z nami, z naszymi eksponatami, ciekawostkami, anegdotami… Ponieważ jednak pandemia nie odpuszcza, pomysł ewoluował i postanowiliśmy przenieść go do internetu. Dzięki temu możemy spotkać się wszyscy, i ci z Wilanowa, i ci z Ursynowa… ale też z Poznania, Krakowa i Łodzi!
Około dwudziestominutowe odcinki, które będą się pojawiać co dwa tygodnie w każdy czwartek o g. 18.00 w mediach społecznościowych Mt 5,14, wprowadzą Was zarówno w świat Jana Pawła II, jak i kardynała Stefana Wyszyńskiego. Zobaczymy, jak wyglądał typowy dzień z życia papieża i co składało się na jego garderobę. Potem nieco cofniemy się i przyjrzymy nieistniejącemu soborowi Aleksandra Newskiego oraz opowiemy, co łączy go z Pałacem Kultury i Nauki, by na koniec przeskoczyć do czasów obecnych i sprawdzić, jak Jan Paweł II jest obecny w kulturze.
Serdecznie zapraszamy!
4.03 Papieski look of the day – garderoba Jana Pawła II
18.03 Skąd się bierze papież? – wszystko o konklawe
8.04 Na etacie św. Piotra – papieski dzień
22.04 Punkt orientacyjny i kontrowersyjny – Świątynia Opatrzności Bożej na Wilanowie
6.05 Koza, gitara, poncho – o prezentach Jana Pawła II
20.05 Poprzednik Pałacu Kultury – dlaczego rozebrano sobór Aleksandra Newskiego?
3.06 Na Księżyc i z powrotem – podróże Jana Pawła II
17.06 Karnawał u prymasa – oficjalne i nieoficjalne spotkania kardynała Stefana Wyszyńskiego
1.07 Skazany bez procesu – uwięzienie prymasa Wyszyńskiego
15.07 Bohater kultury i popkultury – Jan Paweł II jako inspiracja
Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, ul. Prymasa Augusta Hlonda 1, Warszawa-Wilanów
Godziny otwarcia: czwartek-niedziela, godz. 12.00-19.00 (ostatnie wejście godz. 18.00, w czwartki zwiedzanie nieodpłatne)
Mt 5,14 odwiedził 22 lutego Jernej Vrtovec, minister infrastruktury Słowenii, wraz z osobami towarzyszącymi. Obecna była także ambasador Słowenii w RP, Božena Forštnarič Boroje. Słoweńcy byli pierwszymi oficjalnymi gośćmi Muzeum przybyłymi z Bałkanów.
Gości z ramienia Mt 5,14 oprowadzali zastępca dyrektora Muzeum, Grzegorz Polak, oraz Michalina Ruchalska. Dyrektor Polak wskazał na liczne związki Jana Pawła II ze Słowenią, czego wyrazem były dwie pielgrzymki papieskie do tego kraju w 1996 i 1999 r., beatyfikacja pierwszego Słoweńca, oraz fakt, że Stolica Apostolska jako jedno z pierwszych państw uznała niepodległość Słowenii w 1991 r. Kardynała Wyszyńskiego porównał do beatyfikowanego przez Jana Pawła II żyjącego w XIX w. biskupa Antona Martina Slomška, który ocalił tożsamość narodową i katolicką Słoweńców.
Minister Vrtovec jest praktykującym katolikiem, autorem książki Vloga nadškofa Šuštarja pri osamosvojitvi Slovenije (Rola arcybiskupa Alojzija Šuštara w procesie niepodległości Słowenii). Gości szczególnie interesowała strefa, która przedstawia działalność pasterską prymasa Wyszyńskiego w konfrontacji z opresyjnym systemem państwa rządzonego przez komunistów. W skupieniu obejrzeli sekwencję filmową obrazującą ostatnie dni życia Jana Pawła II.
Sympatyczne spotkanie zakończyło się sportowym akcentem: minister życzył sukcesów polskim skoczkom narciarskim podczas najbliższych mistrzostw świata w Obertsdorfie, a dyr. Grzegorz Polak zrewanżował się wyznaniem, że jego faworytem czempionatu jest rewelacja tego sezonu, Słoweniec Bor Pavlovčič.
fot. Mt 5,14/J. Tecmer
W czwartek 25 lutego 2021 r. o godz. 18.00 Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego we współpracy z Centrum Myśli Jana Pawła II zapraszają na panel dyskusyjny on-line poświęcony książce prof. Stanisława Grygiela Żyć znaczy filozofować, która niedawno ukazała się nakładem Muzeum. Rozmowę będzie można oglądać na żywo na kanale YouTube oraz w mediach społecznościowych Mt 5,14.
W debacie udział wezmą:
- prof. Stanisław Grygiel, filozof i teolog, wykładowca filozofii człowieka na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie, autor książki Żyć znaczy filozofować
- dr Maria Zboralska, pisarka i publicystka, redaktor „Miłujcie się”, współautorka książki Żyć znaczy filozofować
- dr hab. Dominika Żukowska-Gardzińska, teolog kultury, kierownik Instytutu Badań Naukowych Centrum Myśli Jana Pawła II, wykładowca w Instytucie Dialogu Wiary i Kultury Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego
- jako moderator Grzegorz Polak, publicysta, zastępca dyrektora Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego
* * *
W grudniu 2020 r. nakładem Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego ukazał się wywiad-rzeka dr Marii Zboralskiej z prof. Stanisławem Grygielem, wybitnym filozofem, uczniem i przyjacielem Jana Pawła II. Książka Żyć znaczy filozofować to przejmująca opowieść o życiu, a jednocześnie prawdziwa szkoła wiary i mądrości.
W poszukiwaniu autorytetów i zgłębienia wiedzy z zakresu filozofii często sięgamy po lektury, które pokazują mądre drogowskazy. Stanisław Grygiel wspomina wybitne osobowości, które spotkał na swojej drodze, jak ks. Józefa Tischnera, Stefana Weidla SI, Hannę Malewską, ks. Stanisława Czartoryskiego, bp. Jana Pietraszkę, kard. Carla Caffarrę, Josepha Ratzingera i Karola Wojtyłę. Bogato cytuje także klasykę literatury oraz fascynująco opowiada o muzyce. Wyjątkowe są również osobiste anegdoty oraz przemyślenia na temat małżeństwa, rodziny czy historii Polski. Wielopłaszczyznowy tekst można odczytywać na różnych poziomach, na każdym odkrywając jego bogactwo.
Patronat nad książką objęło Centrum Myśli Jana Pawła II oraz Polskie Radio SA.
Działo się to w Krakowie, w środku okupacyjnej zimy.
18 lutego 1941 r. młody robotnik Karol Wojtyła wracając z pracy w kamieniołomach, wstąpił po obiad dla chorego ojca do rodziny Kydryńskich, zamieszkałej przy ul. Felicjanek 10. Z Juliuszem Kydryńskim – późniejszym prozaikiem, tłumaczem i krytykiem teatralnym – przyjaźnił się od czasów studiów polonistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Do matki Juliusza, pani Aleksandry, zwracał się: „mamo”. To jej podarował poemat Hiob, napisany niespełna rok wcześniej.
Karol mieszkał z ojcem w skromnym mieszkanku przy ul. Tynieckiej 10, a odkąd rodzic zaniemógł, pełnił funkcję zaopatrzeniowca. Przynosił do domu żywność z przydziału, najczęściej groch, oraz obiady od Kydryńskich.
„Nigdy nie czułem się tak samotny”
Tego dnia Karol zostawił w ich mieszkaniu menażki, bo przypomniał sobie, że ma jeszcze kupić lekarstwa dla ojca w aptece przy ul. Batorego. Potem z Marią Kydryńską, siostrą Juliusza i Lucjana, zabrali menażki z obiadem i poszli do mieszkania Wojtyłów na Dębnikach. Maria miała odgrzać obiad dla ojca Karola.
Kiedy weszli do mieszkania, zastali go martwego. Karol płacząc, objął Marię i przez łzy powiedział: „Nie było mnie przy śmierci matki, nie było mnie przy śmierci brata, nie było mnie przy śmierci ojca”. Syn natychmiast sprowadził księdza.
Całą noc modlił się w towarzystwie Juliusza Kydryńskiego, klęcząc przy ciele zmarłego ojca. W 1994 r., podczas prywatnej rozmowy z przyjacielem w Watykanie, Jan Paweł II wspomniał ową noc po śmierci ojca. „Nigdy nie czułem się tak samotny” – wyznał. Pogrzeb odbył się 22 lutego 1941 r. na cmentarzu Rakowickim, gdzie Karol senior został pochowany w grobowcu obok żony i syna Edmunda.
Jan Paweł II w rozmowie z André Frossardem tak wspominał swojego ojca: „Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą się przede wszystkim z postacią ojca, którego życie duchowe po stracie żony i starszego syna niezwykle się pogłębiało. Patrzyłem z bliska na jego życie, widziałem, jak umiał od siebie wymagać, jak klękał do modlitwy. To było najważniejsze w tych latach, które tak wiele znaczą w okresie dojrzewania młodego człowieka. Ojciec, który umiał sam od siebie wymagać, w pewnym sensie nie musiał już wymagać od syna. Patrząc na niego, nauczyłem się, że trzeba samemu sobie stawiać wymagania i przykładać się do spełniania własnych obowiązków. Ten mój ojciec, którego uważam za niezwykłego człowieka, zmarł – prawie że nagle – podczas drugiej wojny światowej i okupacji…”.
Z biblioteką w głowie
Karol Wojtyła miał zaledwie 21 lat, gdy został sam na świecie, ale był już wtedy człowiekiem ponadprzeciętnie ukształtowanym moralnie i intelektualnie. Nie tylko dzięki znakomitej, przedwojennej polskiej szkole, lecz także dzięki ojcu. Można sobie stawiać pytania: kim byłby Karol, gdyby nie jego ojciec? Czy gdyby nie on, byłby tak samo obowiązkowy i odpowiedzialny, czy może częściej bawiłby się z kolegami i opuszczał w nauce? Czy byłby tak samo religijny i uczciwy, czy miałby tak dużą wiedzę literacką i historyczną? Czy – zapytajmy wreszcie – doszedłby do największej godności w Kościele katolickim, gdyby w dzieciństwie i wczesnej młodości ojciec nie wychował go tak wspaniale i wszechstronnie, ucząc syna systematycznej pracy nad sobą i w niczym mu nie „popuszczając”? Być może Lolek wszystko osiągnąłby sam, ale nie ulega wątpliwości, że ojciec bardzo mu pomógł ukształtować charakter, poszerzyć zdobytą w szkole wiedzę. I w końcu – to dzięki niemu, zwłaszcza jego wierze – przyszły papież łatwiej znosił dramaty, których los mu nie oszczędził w początkowym okresie życia.
Karol Wojtyła, jak na mężczyznę nad wyraz pobożny, miał zarówno cel życia, jak i w życiu. Było nim zbawienie, natomiast w życiu koncentrował się na wychowaniu i wykształceniu syna. Ojciec robił wszystko, aby syn miał czas na naukę, modlitwę i rozwijanie życiowych pasji. Przygotowywał zatem posiłki, prał, sprzątał. Był krawcem z zawodu, więc umiejętnie przerabiał mundury wojskowe na płaszcze, kurtki lub spodnie. Lolek był dla niego wszystkim.
Rzadko się zdarza, żeby ojciec tak wiele czasu poświęcał dziecku. Oczywiście Wojtyła senior miał go bardzo dużo, bo przeszedł na wojskową emeryturę w 1927 r., gdy jego młodszy syn liczył zaledwie siedem lat. Karty, piwko z kolegami, wieczory kawalerskie? Nic z tych rzeczy! Wdowiec Wojtyła był samotnikiem i domatorem.
Mimo że ukończył jedynie trzy klasy państwowego gimnazjum, był człowiekiem niezwykle oczytanym. Jeden z biografów Jana Pawła II, Darcy O’Brien, stwierdził, że „miał w głowie całą bibliotekę”. Poświadcza to żydowski przyjaciel Lolka Wojtyły, Jerzy Kluger: „Jego ojciec, starszy pan Wojtyła, bardzo dużo czytał. Miał dar konferansjerski, on nam wiele rzeczy opowiadał i nawet tacy jak ja, którym chciało się tylko w karty grać, słuchaliśmy. Opowiadał nam historię Polski, przedstawiał komentarze do książek Henryka Sienkiewicza i Karola May’a. On to opowiadał w taki sposób, że potrafił dotrzeć do takich małych chłopców jak my. Do Wojtyłów przychodziłem nie tylko ja, ale Bogdanowicz, Mogielnicki i inni. (…) Nie trzeba było mieć specjalnego zaproszenia od Wojtyłów, aby można tam było przyjść w każdej chwili. To był taki dom otwarty. Nie było kobiet, matka umarła, więc ojciec był tą centralną postacią w domu” („Przebudzenie” 2000, 5)
Ojciec uczył syna niemieckiego, który to język, jako żołnierz cesarsko-królewskiej armii, opanował do perfekcji. Opracował dla niego nawet słownik polsko-niemiecki. Uzupełniał z nim wiedzę z zakresu historii oraz literatury polskiej, a czynił to niczym prawdziwy bajarz. Podzielał pasje życiowe syna, uczestnicząc jako widz we wszystkich przedstawieniach teatralnych Karola. Koledzy Karola wspominali po latach, że zapamiętali, jak grał z ojcem w szmaciankę w ich mieszkaniu. Ojciec był też skory do żartów. Śmiał się do rozpuku, gdy syn udanie parodiował profesorów z wadowickiego gimnazjum.
Wojtyła senior był niezwykle życzliwie usposobiony do kolegów syna. Niektórych uczył pływać w przepływającej przez Wadowice Skawie. Zabierał ich także na wycieczki górskie. Wchodzili na Leskowiec, najwyższy szczyt w okolicach Wadowic. Wędrowali przez Beskid Mały, Beskid Sądecki, Gorlice, Pieniny, Tatry.
W 1937 r. wyprawa Wojtyłów z Eugeniuszem Mrozem, kolegą ze szkoły Karola, na Giewont niemal zakończyła się tragedią. „Nagle, niespodziewanie, na Czerwonych Wierchach otoczyła nas wielka mgła. Pan Wojtyła szedł przed nami i w tej mgle jakby się rozpłynął. Wołaliśmy i szukaliśmy, ale bez powodzenia. W pewnym momencie zobaczyłem, jak Lolek padł na kolana i zaczął modlić się o ojca. Przyłączyłem się do niego. Sytuacja wyglądała bardzo groźnie. Po bezowocnych poszukiwaniach przerażeni zeszliśmy do pensjonatu, a tam już czekał na nas z herbatą ojciec” – wspominał po latach Eugeniusz Mróz.
W Mt 5,14 prezentowany jest niezwykły eksponat – to laska, na której się wspierał podczas górskich wspinaczek Karol Wojtyła senior.
Ojciec inspiratorem encykliki
Karol Wojtyła senior, jak rzadko który ojciec, dbał o formację religijną syna. Razem czytali Pismo Święte, co w tamtych czasach było ewenementem. Dzień zaczynali modlitwą, modlili się także przed posiłkiem i po nim. Często razem odmawiali różaniec i pielgrzymowali do pobliskiego sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. Tam też ojciec zabrał syna, aby szukać pociechy po śmierci żony Emilii.
Przy wejściu do ich mieszkania znajdowała się majolikowa kropielniczka z wodą święconą. Wychodząc z domu, ojciec i syn zanurzali w niej palce i kreślili znak krzyża.
Ojciec był bardzo wymagający względem syna. Niejeden rodzic cieszy się, gdy jego pociecha służy do mszy, ale Wojtyle zależało na tym, aby to była dojrzała służba. Widząc roztargnienie syna w kościele, zaoferował mu skuteczny środek zaradczy. Oddajmy głos Janowi Pawłowi II: „W wieku dziesięciu, dwunastu lat byłem ministrantem, ale muszę wyznać, że niezbyt gorliwym Moja matka już nie żyła. Mój ojciec, spostrzegłszy moje niezdyscyplinowanie, powiedział pewnego dnia: «Nie jesteś dobrym ministrantem. Nie modlisz się do Ducha Świętego. Powinieneś się modlić do Niego». I pokazał mi jakąś modlitwę. Nie zapomniałem jej. Była to ważna lekcja duchowa, trwalsza i silniejsza niż wszystkie, jakie mogłem wyciągnąć w następstwie lektur czy nauczania, które odebrałem. Z jakim przekonaniem On do mnie mówił! Jeszcze dziś słyszę Jego głos”.
Oto modlitwa, którą Jan Paweł II odmawiał do końca życia:
Duchu Święty, proszę Cię o dar mądrości do lepszego poznawania Ciebie i Twoich doskonałości Bożych,
O dar rozumu do lepszego zrozumienia ducha tajemnic wiary świętej,
O dar umiejętności, abym w życiu kierował się zasadami tejże wiary,
O dar rady, abym we wszystkim u Ciebie szukał rady i u Ciebie ją zawsze znajdował,
O dar męstwa, aby żadna bojaźń ani względy ziemskie nie mogły mnie od Ciebie oderwać,
O dar pobożności, abym zawsze służył Twojemu Majestatowi z synowską miłością,
O dar bojaźni Bożej, abym lękał się grzechu, który Ciebie, o Boże, obraża.
Amen.
Papież bardzo dobrze zapamiętał lekcję z dzieciństwa, skoro wspomniał o niej podczas pierwszego spotkania z młodzieżą polską, które miało miejsce 3 czerwca 1979 r. przed akademickim kościołem św. Anny w Warszawie. Jan Paweł II przyznał później, że rezultatem nauki ojcowskiej z dzieciństwa jest jego encyklika o Duchu Świętym Dominum et vivificantem.
Wojtyła senior sam dawał przykład głębokiej wiary i pobożności. Wspominał o tym Jan Paweł II w autobiograficznej książce Dar i Tajemnica: „Mogłem na co dzień obserwować jego życie, które było życiem surowym. Z zawodu był wojskowym, a kiedy owdowiał, stało się ono jeszcze bardziej życiem ciągłej modlitwy. Nieraz zdarzało mi się budzić w nocy i wtedy zastawałem mojego Ojca na kolanach, tak jak na kolanach widywałem go zawsze w kościele parafialnym. Nigdy nie mówiliśmy z sobą o powołaniu kapłańskim, ale ten przykład mojego Ojca był jakimś pierwszym domowym seminarium”.
Miłość poza grób
Kiedy Emilia Wojtyłowa była w błogosławionym stanie z młodszym synem, okazało się, że ciąża jest poważnie zagrożona. Prowadzący ją lekarz nalegał na aborcję. Emilia, osoba głęboko wierząca, nie wyraziła na nią zgody. Wtedy wielkiego wsparcia udzielił jej mąż. Wojtyłowie razem podjęli decyzję o ratowaniu zagrożonego życia. To mąż poradził Emilii, aby doktora zalecającego jej aborcję zmieniła na lekarza wojskowego Samuela Tauba, z pochodzenia Żyda, który się nią troskliwie zaopiekował i doprowadził do szczęśliwego rozwiązania. Można się doszukiwać znaku w tym, że człowiekowi, który w przyszłości jako papież wprowadzi dialog chrześcijańsko-żydowski na nowe tory, pomógł przyjść na świat Żyd z Wadowic, szlachetny lekarz Taub.
Zadziwiać może to, że Karol Wojtyła senior miał aż trzy macochy! Sam nie poszedł w ślady swego ojca i kiedy owdowiał, nie ożenił się powtórnie, mimo że w chwili śmierci żony miał 50 lat. To pokazuje, jak bardzo kochał Emilię. Pokój, w którym umarła, został praktycznie wyłączony z użycia przez ojca i syna. Stał się sanktuarium pamięci żony i matki.
7 maja 2020 r. w bazylice Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w Wadowicach rozpoczął się proces beatyfikacyjny rodziców Jana Pawła II, Emilii z Kaczorowskich Wojtyłowej oraz Karola Wojtyły seniora. Kard. Stanisław Dziwisz, przez prawie 40 lat pełnił funkcję sekretarza arcybiskupa Karola Wojtyły, a później Jana Pawła II, wspominał, że papież wiele razy mówił, iż miał świętych rodziców.
Grzegorz Polak Mt 5,14
Źródła wykorzystane:
Adam Boniecki x., Kalendarium życia Karola Wojtyły, Kraków 1983
André Frossard, «Nie lękajcie się». Rozmowy z Janem Pawłem II, Kraków 1982
Jan Paweł II, Dar i Tajemnica, Kraków 1996
Milena Kindziuk, Emilia i Karol Wojtyłowie. Rodzice św. Jana Pawła II, Kraków 2020
Grzegorz Polak, Jan Paweł II. Historie męskich przyjaźni, Warszawa 2011