EN

Prymas Stefan Wyszyński był człowiekiem wielkiej świętości. Dużo mówił o szacunku, pokorze i miłości dla drugiego człowieka – te wartości są obecne w jego życiorysie, a dziś mogą być inspirujące dla młodych ludzi – mówi w rozmowie z KAI Piotr Dmitrowicz, dyrektor Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego.

KAI: W tym roku przypada 120. rocznica urodzin prymasa Stefana Wyszyńskiego oraz 40. rocznica jego śmierci. Jest to postać zamknięta w swojej epoce czy jednak współcześnie inspirująca? A może i jedno, i drugie?

PIOTR DMITROWICZ: Bez wątpienia jest to postać obecna na kartach polskiej historii. Wszyscy o tym wiemy. Natomiast przed nami dużo pracy, aby odkryć prymasa Wyszyńskiego na nowo, pokazać go w wymiarze czysto ludzkim – pasterza i człowieka – a nie tylko jako wielkiego Interrexa, którzy przeprowadził Polaków przez „morze czerwone komunizmu”, bo to z kolei nie ulega wątpliwości i większość Polaków o tym pamięta. Jest to bogaty i piękny życiorys.

Prymas przeżył 80 lat, które przypadły na najważniejszy okres XX wieku. Dotknął najważniejszych wydarzeń: w 1918 r. Polska odzyskała niepodległość, a on wkraczał w dorosłość. Następnie XX-lecie międzywojenne i dramatyczny okres okupacji, gdy kilka razy otarł się o śmierć. A potem były czasy komunizmu. Na przykładzie jego życiorysu warto zatem pokazać całe to tło historyczne, szczególnie dzisiejszym młodym ludziom. Tylko wtedy moim zdaniem tak naprawdę zrozumiemy prymasa Wyszyńskiego: jego życie, jego wybory, jego decyzje. Dzisiaj też po publikacji kolejnych tomów jego zapisków Pro memoria widzimy, jak wielki i niesamowity to był człowiek w wymiarze świętości. Człowiek, który potrafił wybaczać swoim oprawcom i widział w drugim człowieku dobro, nawet jeżeli gdzieś czaiły się ogromne pokłady zła. Zawsze powtarzam pewien przykład, gdy prymas odnosi się do Bolesława Bieruta, postaci mrocznej w swoich decyzjach, mówiąc o nim: „To nie był zły człowiek. Dokonał po prostu złych wyborów”. To jest ta wielkość prymasa Wyszyńskiego, którą powinniśmy pokazywać także dzisiaj. On niewiarygodnie dużo mówił o szacunku, pokorze i miłości dla drugiego człowieka. To dzisiaj jest nadal aktualne.

W czym jeszcze prymas może być interesujący dla współczesnej młodzieży?

Wydaje mi się, że takich punktów odniesienia jest wiele. Mt 5,14 od kilku lat stara się na przykład przypominać niezwykle ważny, być może fundamentalny w życiu prymasa wątek, jakim był udział w Powstaniu Warszawskim. Jako kapelan Armii Krajowej służył w szpitalu powstańczym w podwarszawskich Laskach. Myślę, że te jego doświadczenia mogą być inspirujące dla młodych. Interesująco mówił też o polskiej historii – sądzę, że ten wątek, odpowiednio wyeksponowany, na pewno będzie trafiał do młodzieży.

Młodzi ludzie chcą żyć wielkimi ideami i wartościami. Prymas niejako skatalogował je w programie Społecznej Krucjaty Miłości.

W Mt 5,14, zarówno jeśli chodzi o prymasa, jak i naszego drugiego bohatera, św. Jana Pawła II, staramy się pokazywać uniwersalne wartości. Jeszcze przed otwarciem ekspozycji przeprowadziliśmy wśród młodych ludzi badanie, w którym zapytaliśmy, co jest dla nich w życiu ważne. Oczywiście nie było zaskoczeniem, że istotna jest miłość, tolerancja czy przyjaźń. Historia i jednego, i drugiego patrona Muzeum to studnia, z której czerpiemy. Szacunek, tolerancja dla drugiego człowieka i jego odmiennych poglądów, miłość do rodziców – te wszystkie wartości są obecne w ich życiorysach i mogą trafić do wszystkich, nie tylko do osób, które się identyfikują z tymi postaciami, ale i do tych, którzy są daleko od Kościoła. Wierzę głęboko, że tak możemy opowiadać o naszych bohaterach.

Jakiego prymasa Wyszyńskiego opowiada poświęcona mu ekspozycja w Muzeum?

Przyjęliśmy bardzo trudny, ale myślę, że jedyny możliwy i uczciwy scenariusz. Poza krótkimi informacjami w każdej z sal ekspozycyjnych, wszystkie teksty na wystawie pochodzą od naszych bohaterów. To oni mają prowadzić widza. To oni opowiadają o sobie, o tym, co jest dla nich ważne. Oczywiście, dokonaliśmy subiektywnego wyboru z tej wielkiej dostępnej skarbnicy, ale zostawiamy widza z ich słowami, ich decyzjami, ich głosem. Chcemy, aby widz skupił się wyłącznie na tym. Nie chcemy narzucać żadnej narracji. Jeśli opowiadamy o odzyskaniu przez Polskę niepodległości, to robimy to słowami prymasa Stefana Wyszyńskiego i Karola Wojtyły. Jeśli mówimy o wojnie światowej, to czynimy to poprzez ich przeżycia, gdy wielokrotnie ocierali się o śmierć. Wierzę, że to ma szansę trafić do naszych odwiedzających.

Jest to zatem opowieść o dziejach Polski i świata przez pryzmat konkretnych historii prymasa Stefana Wyszyńskiego i Jana Pawła II?

Tak właśnie jest. Zawsze historia z perspektywy jednostki, jej osobistych przeżyć, potrafi dotrzeć do widza bardziej niż ogólniki, o których można przeczytać w podręcznikach. W jednej z sal konfrontujemy głos prymasa, który mówi o tolerancji, miłości i szacunku do drugiego człowieka z głosem Władysława Gomułki, który posługuje się językiem ataku. Ten splot dwóch różnych postaw robi na widzu wrażenie. Gdzie indziej można się zapoznać z wydarzeniami z maja 1981 roku. Ja nazywam je piętnastoma dniami, które wstrząsnęły Polską. Mowa o wydarzeniach między 13 maja, gdy doszło do zamachu na Jana Pawła II, a 28 maja, gdy umiera prymas Wyszyński. Ten dramatyczny okres, gdy dobiegał końca karnawał Solidarności, niedługo przed wprowadzeniem stanu wojennego, pokazał, jak bardzo obydwaj byli ważni dla Polaków. Nie staramy się jednak w tej opowieści popadać w patos. Nie można tak o nich opowiadać, bo wtedy zrobimy z nich wyłącznie pomnikowe postacie. To przez lata dotyczyło niestety właśnie prymasa Wyszyńskiego, a przecież był to człowiek pełen ciepła, z ogromnym poczuciem humoru i dystansem do samego siebie, a nie tylko hierarcha, który kierował polskim Kościołem w trudnych czasach, nie dopuszczając do tego, aby komuniści ten Kościół zniszczyli.

Dzięki takiej narracji prymas zostanie w zwiedzającym na dłużej? Młodzi nie przyjdą, żeby «zwiedzić i zapomnieć»?

Taką mamy nadzieję, choć nie mam złudzeń, że opowieść o prymasie Wyszyńskim prezentowana w naszym Muzeum jest trudna. Ale pamiętam, że jeszcze przed pandemią widzowie wychodzący po dwóch, trzech godzinach zwiedzania byli pełni niedosytu. Chcieli obejrzeć coś jeszcze. Z kolei mam nadzieję, że młodzi wyjdą z wystawy z jakąś jedną zapamiętaną historią, która zrobi na nich wrażenie. Może to będzie swego rodzaju ziarenko, które w nich zakiełkuje i potem wrócą na naszą stronę internetową lub sięgną po lekturę? To jest praca na długie lata, trudna, bo młodzi ludzie mają dziś wokół siebie dużo rozrywek i możliwości spędzania czasu, ale wierzę, że możliwa.

Pandemia ograniczyła zwiedzanie wszystkim grupom wiekowym. Jaka ich część to ludzie nasto- lub dwudziestokilkuletni?

Staramy się z wielką pokorą podchodzić do tego, co udało nam się osiągnąć. Z jednej strony jestem bardzo dumny z tego, jak ta ekspozycja wygląda, ale z drugiej strony mam świadomość, że wielu elementów w niej brakuje. Przed pandemią i w czasie, gdy mimo obostrzeń Muzeum było dostępne, rozmawialiśmy z młodymi ludźmi na temat wystawy. Pytaliśmy, czego ich zdaniem brakuje, co chcieliby do niej dodać. Trudno dziś się domyślać, jak zwiedzanie wyglądałoby, gdyby nie było pandemii. Wiem jedno: gdy otwieraliśmy Mt 5,14 tuż przed zapowiadaną beatyfikacją prymasa Wyszyńskiego i 100. rocznicą urodzin Karola Wojtyły, mieliśmy bardzo wiele zgłoszeń, na kilka tygodni naprzód, od szkół i młodych ludzi. Byłoby na pewno bardzo ciekawe usłyszeć, co myślą o wystawie. Mimo to, cały czas staramy się z nimi konsultować. Jak oni sami przygotowaliby tę ekspozycję? Mam nadzieję, że już wkrótce uda nam się powołać młodzieżową radę muzealną, aby młodych zaangażować w tę inicjatywę. Muzea nie służą dziś wyłącznie do organizowania wystaw, na które się przychodzi i wychodzi. Są też miejscami, które skupiają ludzi, budują wspólnotę; miejscami, gdzie odbywają się dyskusje na temat książek i pokazy filmów oraz działa wolontariat. Nasi wolontariusze zostali niedawno nagrodzeni za wirtualną akcję przypominającą o kapelanach Armii Krajowej, w tym o prymasie Wyszyńskim. Widać zatem, że jest potencjał, ale podkreślam: jest to długa i ciężka droga, inaczej się nie da. Nie możemy się skupiać tylko na tym, że Mt 5,14 jest otwarte od 9.00 do 18.00 i koniec. To musi żyć i budzić emocje, nawet kontrowersje, ale po to, żeby zainteresować. Jeśli to będą tylko zamknięte w gablotach eksponaty, to nic z tego nie będzie. Nie o to chodzi we współczesnym muzealnictwie.

Miejmy nadzieję, że bezterminowo zawieszona w 2020 r. z powodu pandemii beatyfikacja kard. Stefana Wyszyńskiego dojdzie do skutku. Jakie wydarzenia z nią związane planuje Muzeum?

No właśnie… To słowo „planuje” trzeba wziąć duży cudzysłów. Mamy oczywiście całą masę planów związanych z bieżącym rokiem: oprócz beatyfikacji jest to 120. rocznica urodzin prymasa i 40. rocznica jego śmierci. Wierzę, że pandemia ustąpi. Opracowaliśmy już koncepcję wystawy, która stanęłaby na Krakowskim Przedmieściu obok pomnika prymasa Wyszyńskiego. Jej robocza nazwa brzmi Prymas nieoczywisty. Jej założeniem jest przybliżenie postaci prymasa inaczej niż tylko za pomocą dat i haseł encyklopedycznych – pokazanie go od strony czysto ludzkiej. W ubiegłym roku zaprezentowaliśmy dwie znakomite książki, w tym jedną – Najbardziej lubił nasturcje – autorstwa Grzegorza Polaka, wicedyrektora Mt 5,14, jednego z najlepszych znawców zarówno prymasa, jak i Jana Pawła II. Jego książka pokazuje prymasa takiego, jakim go nie znamy. Autorką drugiej książki Ten zwycięża, kto miłuje jest Anna Rastawicka. Pani Ania w dużym stopniu przyczyniła się do tego, jak wygląda nasza ekspozycja. Przez wiele lat współpracowała z prymasem i jej opowieści były dla nas niezwykle inspirujące. Mt 5,14 jest też współwydawcą kolejnych tomów Pro memoria, które pokazują prymasa w bardzo wielu, nieznanych nam często, kontekstach. Jest wreszcie cały pakiet działań edukacyjnych. To są historie oparte na jego życiu, bajki dla dzieci o młodym Stefku, zajęcia edukacyjne. Jak tylko pandemia ustąpi, skierujemy tę ofertę do młodzieży, jej część chcemy ponadto przenieść do internetu i tam pokazywać różne aspekty życia kard. Wyszyńskiego i Jana Pawła II, bo taka jest dziś rzeczywistość.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Łukasz Kasper (KAI)

W związku z przedłużeniem obowiązujących restrykcji, Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego (w tym również jego Oddział przy pl. Bankowym 1A) pozostanie nieczynne dla zwiedzających do odwołania. Nie będzie również przyjmować interesantów stacjonarne biuro Muzeum przy al. Rzeczypospolitej 1 (kontakt drogą elektroniczną: biuro@mt514.pl). Zakupione wcześniej bilety zachowują ważność również po okresie 30 dni od ich zakupu, w przypadku wystawy Willmann encore. Męczeństwa apostołów aż do dnia jej oficjalnego zakończenia.

Ze względu na ograniczenia związane z pandemią COVID-19, zachęcamy do wirtualnego zwiedzania Muzeum. Wszystkie informacje na temat kontynuowanych projektów muzealnych można znaleźć na stronie internetowej oraz w mediach społecznościowych Mt 5,14.

Panie Jezu! Dziękuję Ci za kolejny dzień mego pielgrzymowania ziemskiego, za kolejny dzień mego życia. Dziękuję za tyle łaski, jaką mnie ciągle obdarzasz, za dar śpiewania, za dar wiary, przebaczenia i miłości, a także za Twoje nieustanne miłosierdzie. Bądź uwielbiony i bądź wywyższony za Twoje dzieła teraz i na wieki. Dziękuję Ci, Boże, za Papieża Polaka, Twojego wiernego syna. Dziękuję Ci za Jego miłość do Ciebie i do ludzi i za Jego ewangeliczne światło, światło w ciemnościach naszego życia, które dla nas jest drogowskazem. Proszę Cię jeszcze, Panie Jezu, bym widział i słyszał tak jak Ty. Jezu Chryste! Oddaję Ci moją wolę i wszystko, co posiadam. Pozwól mi służyć i pełnić Twoją świętą wole. Dodaj mi sił i cierpliwości, której mi tak brakuje. Amen.

Modlitwa Krzysztofa Krawczyka (2005)

 

Papa polacco!

Śp. Krzysztofa Krawczyka wybór kard. Karola Wojtyły na Papieża zastał podczas występów w Stanach Zjednoczonych. Dzięki temu otrzymał niespodziewany prezent.

Chciałem sobie kupić skórzany płaszcz, który kosztował niebotyczne pieniądze – 800 dolarów. Nie było mnie stać na taki wydatek. W sklepie, do którego wszedłem, zobaczyłem podekscytowanego właściciela Włocha. Biegał i krzyczał: Papa polacco! Papa polacco!. Początkowo nie wiedziałem o co chodzi. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że papieżem został wybrany kardynał Karol Wojtyła. Włoch spojrzał na mnie i zapytał: „Ty też jesteś Polak? To bierz ten płaszcz za pół ceny”.

Biskup kopnął Krawczyka w rufę

Podczas pobytu Papieża w 1997 r. w Częstochowie, Krzysztof Krawczyk dostał się przed oblicze Ojca Świętego w niecodzienny sposób.

Papież chciał być bliżej ludu i wszystko się organizacyjnie posypało. Śp. biskup Jan Chrapek, wspaniały duchowny, kopnął mnie kolanem w „rufę” (bo pewna część ciała marynarze nazywają „rufą”) i po prostu wkopał mnie w ten tłum, który szedł z Papieżem. Ochroniarze chcieli mnie zatrzymać, ale bp Chrapek mówi: „Nie, po prostu do przodu”. Padłem przed Ojcem Świętym na kolana z prezentem dla niego. Była to skrzynka z moimi płytami. Nie bardzo wiedziałem co mam powiedzieć i mówię: „Ojcze Święty kochany, tutaj są moje płyty o charakterze religijnym dla Ojca Świętego. A te kasetki na dole to proszę przekazać siostrom zakonnym, które tak dobrze Ojca karmią”. I to go rozbawiło. Dostałem od niego przepiękny perłowy różaniec i błogosławieństwo na czole. Stałe wpatrzony w niego jak żona Lota, zamieniona w słup soli. Mimo że był niewysokiego wzrostu, przygarbiony, na tle klasztoru jasnogórskiego wyglądał jak olbrzym. Byłem krytykowany, „co ten Krawczyk tak się tam pchał”, a nikt nie wiedział, że zostałem wypchnięty przez biskupa.

Odrzucił laskę

15 lutego 2000 roku dostałem list, którego najistotniejsze zdania przytaczam: Dekretem Ks. Kardynała Józefa Glempa, Prymasa Polski, i z postanowienia Konferencji Episkopatu zostałem powołany do podjęcia wszelkich starać w celu zorganizowania i przygotowania Narodowej Pielgrzymki Wielkiego Jubileuszu 2000 tak w kraju, jak i w samym Rzymie. Dlatego – na mocy otrzymanych od Ks. Prymasa uprawnień – serdecznie zapraszam Pana wraz z Małżonką do udziału w tych uroczystościach, w dniach 6 i 7 lipca 2000 roku. Podpisano: Ksiądz Tadeusz Nowok, Krajowy Koordynator Narodowej Pielgrzymki Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 do Rzymu. Oczywiście przyjąłem to zaproszenie z entuzjazmem i wzruszeniem. Andrzej Kosmala zajął się szczegółami organizacyjnymi. Przede wszystkim postanowiliśmy Ojcu Świętemu wręczyć Złotą Płytę za płytę wydaną rok wcześniej z okazji pielgrzymki Jana Pawła II pt. Ojcu Świętemu śpiewajmy. I te piosenkę zaśpiewałem na Placu Świętego Piotra około 8 rano, kiedy po Mszy papież pozdrawiał rodaków. Jeszcze dziś, kiedy oglądam to na taśmie, ogarnia mnie głębokie wzruszenie, a co czułem wtedy, aż trudno opowiedzieć. A potem, w godzinach popołudniowych, kiedy po zapowiedzi, że psalm Pan mym pasterzem zaśpiewa Krzysztof Krawczyk, zerwały się brawa, Papież aż wychylił się z fotela, by zobaczyć, komu to biją takie brawa. Nigdy tak mi głos nie drżał ze wzruszenia, tym bardziej że wszystkie te występy były a cappella. Kiedy skończyłem śpiewać, x. Nowok szepnął do mnie: „A teraz biegiem do Ojca Świętego”. Rzuciłem laskę, którą podpierałem moje kontuzjowane biodro, i po tych watykańskich stopniach pobiegłem i padłem na kolana. Nic nie powiedziałem, bo płakałem. Całowałem rękę mojego Ojca. Natomiast Franciszek Stefaniuk, Marszałek Sejmu znany z poczucia humoru, skomentował: „Widzieliście cud w Watykanie, Krawczyk odrzucił laskę i zaczął biegać”.

Anegdoty pochodzą z książek «Śmiejmy się z Papieżem» Grzegorza Polaka (Warszawa 2007) oraz «Życie jak wino» Krzysztofa Krawczyka i Andrzeja Kosmali (Warszawa 2010).

 

Chociaż dni czasami wydają się do siebie podobne, a rutyna spędza sen z powiek, nie dajcie się jej!

Czy wiecie czym jest legenda? Mały Stefek tak się przejął jedną z nich, że postanowił… Zresztą sami zobaczcie, to kolejny odcinek naszego animowanego Stefka! Nie zapomnijcie poszukać swojej ulubionej legendy. Możecie poprosić dziadków lub rodziców, żeby opowiedzieli wam swoją ulubioną. Kto wie, może i w was rozbudzi ducha poszukiwaczy przygód?

 

«Nie lękajcie się, to Ja jestem» – mówił Chrystus Zmartwychwstały do uczniów swoich… Odrzućcie z serc waszych trwogę, małoduszność, lękliwość, bojaźń. Bóg Życia zwycięża każdą śmierć… Sam wychodzi z grobu i wyprowadza z krainy śmierci ludzkość przywaloną kamieniem swej małości. To On odnawia oblicze ziemi, przynosi jej pokój Boży i radość. Zaufajcie Bogu, który jest Panem życia i śmierci. Dla Was, Dzieci Boga Żywego, pragnie radości życia. Wyciągajcie ramiona wasze, Siostry i Bracia, na radość Świąt Zmartwychwstania Brata naszego, Jezusa Chrystusa…

Stefan Kardynał Wyszyński, Prymas Polski | Wielkanoc 1960 r.

Pod koniec 1945 r. zmarł wyczerpany tułaczką wojenną biskup lubelski Marian Fulman. Lublin nie czekał długo na nowego pasterza, bowiem już 28 marca 1946 r. ogłoszono, że nowym ordynariuszem został mianowany x. prof. Stefan Wyszyński. W środowisku duchownych Lublina był postacią znaną jako absolwent Wydziału Prawa i Nauk Społeczno-Ekonomicznych KUL. Wiedziano też, że podczas okupacji ukrywał się na Lubelszczyźnie.

Swój format duchowy nowy pasterz odsłonił już w pierwszym liście do tymczasowego rządcy diecezji lubelskiej, x. rektora Piotra Stopniaka, prosząc go o jak najskromniejsze urządzenie mieszkania, tak żeby potem nie musiał usuwać rzeczy, które uważałby za zbyteczne. „Nie przywożę z sobą żadnych mebli, gdyż wszystko mi zabrano podczas wojny. Może uda się księdzu Rektorowi zdobyć jakieś łóżko do sypialni. Niech będzie zwykłe, żelazne, nie meblowe” – pisał bp Wyszyński do x. Stopniaka.

Dzieci moje!

Diecezjanie z niecierpliwością oczekiwali na pierwsze słowa nowego biskupa. Już na samym początku, w kazaniu wygłoszonym na ingresie w katedrze lubelskiej, pozyskał sobie zaufanie i sympatię wiernych wyznaniem, w jakim charakterze przybył do Lublina: „Dzieci moje! Dwa te słowa mogą wydać się Wam zuchwalstwem. Czy mam prawo Was, Najmilsi, tu zebranych, nazywać «dziećmi moimi», gdy widzę u wielu posiwiały włos? Zapewne w porządku przyrodzonym byłoby to zuchwalstwem. Ale istnieje inny jeszcze porządek na świecie, stokroć silniej łączący lud niż więzy krwi, nazwiska, narodu. To porządek łaski nadprzyrodzonej, ustanowiony na krzyżu przez Chrystusa Pana. W imię tego porządku staję dziś przed Wami, jako Wasz, z woli Boga i Stolicy św., Ojciec”.

Odtąd tak będzie zaczynać swoje kazania do ludu Bożego, a po wyborze na prymasa rozwinie tę frazę tak: „Umiłowane dzieci Boże, dzieci moje”.

W czasach, kiedy nowa władza zaczęła wyraźnie dawać do zrozumienia, że Kościół katolicki jest dla niej wrogiem numer jeden, otuchą musiały napawać słowa biskupa Wyszyńskiego z listu pasterskiego na ingres do katedry lubelskiej: „Obowiązkiem moim jest walczyć za «święty lud Boży» i w walce tej pierwsze ciosy ugodzą zawsze we mnie, jak być powinno. Moim obowiązkiem jest przyjąć te ciosy, by Was przed nimi osłonić. Ale to właśnie daje mi prawo do Waszej, najmilsi mi Bracia, wiary, miłości i modlitwy”.

Biskup będzie z młodzieżą!

Prawdziwość tych słów potwierdziła dramatyczna rzeczywistość powojenna. W styczniu 1947 r. lubelska młodzież szkół średnich zastrajkowała przeciwko udziałowi w propagandowym wiecu, który miał być wyrazem poparcia komunistów w wyborach do Sejmu. Młodzi wyszli na ulice, a potem zebrali się w katedrze. Zdenerwowany wojewoda lubelski zadzwonił do biskupa Wyszyńskiego, mówiąc: „Księże biskupie, ksiądz przetrzymuje młodzież w katedrze, a powinna być w szkole. Jeśli nie opuści katedry, zastosujemy wszelkie środki”. Biskup odpowiedział: „Panie wojewodo, proszę mnie nie straszyć”. Usłyszał w słuchawce: „Będziemy strzelać!”. Bp Wyszyński ripostował: „My, Polacy, nie boimy się strzałów, ale proszę przyjąć do wiadomości, że biskup lubelski będzie wtedy z młodzieżą”. Rozmowę zakończył trzask słuchawki rzuconej przez wojewodę.

Przedstawiciel władzy ludowej nie żartował. Na ulicach pojawiły się patrole milicji obywatelskiej i nowo powstałej formacji, osławionego ORMO. Wielu młodych spałowano i wywieziono za miasto. Tu jednak swój stosunek do władzy zademonstrowali chłopi, którzy z honorami odwozili furmankami młodzież do Lublina. Kiedy delegacja strajkującej młodzieży przyszła do nowego biskupa lubelskiego, ten przyjął ją z otwartymi ramionami. Pochwalił za patriotyczną postawę i obiecał, że będzie interweniował u władz w sprawie represjonowanej młodzieży.

Furą, ale z banderią

Przyszło mu dźwigać diecezję z powojennych ruin. Zaczął swoją posługę w czasie, kiedy w lasach działali jeszcze żołnierze antykomunistycznego podziemia. Nowy biskup ich nie potępił, czego oczekiwałaby komunistyczna władza.

Bp Wyszyński okazał się tytanem pracy. Nie oszczędzał się. Nie miał ani biskupa pomocniczego, ani zaplecza strukturalnego, nie posiadał nawet kapelana, cały ciężar pracy w diecezji wziął na siebie. Do wielu parafii dojeżdżał furmanką, ale ponieważ wierni chcieli, żeby było paradnie, biskupowi zawsze towarzyszyła banderia konna.

Tak go wspominał abp Bolesław Pylak, późniejszy ordynariusz lubelski: „Bp Wyszyński był człowiekiem szalonej pracy, był nieprawdopodobnie pracowity. Podziwiałem go za to, odpoczywał jedynie, gdy był chory. W ciągu 2 lat i 8 miesięcy zwizytował 1/3 diecezji, 80 z 244 parafii. To był nadludzki wysiłek. Czasami jechaliśmy na cały tydzień. Biskup spotykał się z setkami osób, bierzmował – pamiętam Zamość, gdzie asystowałem podczas bierzmowania 6 tysięcy młodzieży. Z każdej wizytacji przygotowywał protokół, który liczył, nie zwyczajowo jedną czy dwie strony, ale kilkanaście. Ujmował w nich wszystkie aspekty życia parafii. Nie wiem, kiedy to pisał, chyba w nocy”.

Biskup w tych opisach nie koloryzował. Dostrzegał ofiarność wiernych, ale nie uchodziło jego uwagi zwyczajne duchowe lenistwo. Podczas wizytacji parafii Uchanie zaobserwował: „Nabożeństwo lud spędza głównie na cmentarzu, choć świątynia jest przestronna i pusta, wielu wprost leży na trawie, nawet gdy się odprawia nabożeństwo, albo siedząc gromadkami gwarzy sobie na wozach. Zaproszeni do kościoła idą z ociąganiem się”.

Biskup zohydzający socjalizm

Biskup lubelski od początku był na celowniku władzy ludowej. Inwigilowano jego najbliższe otoczenie, nagrywano wszystkie jego kazania i wystąpienia. Do Ministerstwa Publicznego w Warszawie raportowano z Lublina, że „biskup lubelski Wyszyński stosuje obecnie politykę rugowania księży o nastawieniu pozytywnym do obecnych rzeczywistości”.

Naczelnik Wydziału V Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie wydał taką opinię biskupowi lubelskiemu: „Działalność jego nacechowana jest zdecydowanie wrogim stosunkiem do marksizmu. Biskup Wyszyński prowadzi różnostronną wrogą działalność antyludową i antyradziecką. W swych kazaniach, konferencjach wszelkimi mniej lub więcej wyrafinowanymi sposobami usiłuje zohydzić obecny ustrój”.

Na pewno na taką klasyfikację zasługiwało kazanie bp. Wyszyńskiego wygłoszone 3 kwietnia 1948 r. do robotników w kościele na Bronowicach w Lublinie. Jego treść znamy z relacji pracownika Urzędu Bezpieczeństwa: „Wystąpił on (biskup) przeciwko wyścigowi pracy, który daje może więcej produkcji, ale jakościowo znacznie gorszą. «Cóż z tego, że mam pudełko zapałek, skoro jest w nim tylko jedna zapałka dobra, cóż z tego, że mamy dużo traktorów, skoro wśród nich do użytku nadaje się tylko jeden». Dzisiaj każą pracować jak najszybciej i jak najwięcej – a Kościół każe pracować powoli i dokładnie. Kościół zawsze walczy o prawa człowieka, dawniej walczył o prawa dla niewolników i dzisiaj walczy o prawa dla proletariatu, który w nowym ustroju stał się niewolnikiem”.

Takie słowa, obnażające absurdalność systemu socjalistycznego, mógł wygłosić człowiek naprawdę bardzo odważny.

Profetyczna rozmowa na gruzach katedry

Bp Wyszyński zastał diecezję „drewnianą”, a zostawił „murowaną”. Zniszczony po wojnie Kościół lubelski pamiętał jeszcze bestialstwo Niemców, czego symbolem był obóz koncentracyjny na Majdanku czy tzw. eksperyment etniczny na Zamojszczyźnie, który polegał na wysiedleniu miejscowej ludności i zastąpienie jej niemiecką.

Odchodząc na stolicę prymasowską w Gnieźnie i Warszawie, bp Wyszyński zostawił diecezję lubelską ze wszystkimi funkcjonującymi strukturami, wieloma odbudowanymi świątyniami, nade wszystko z karnym i dynamicznym zespołem duszpasterskim, gotowym skoczyć w ogień za swym biskupem.

Cofnijmy się do 25 marca 1946 r., kiedy w Poznaniu kard. August Hlond oznajmił x. Wyszyńskiemu decyzję Piusa XII o mianowaniu go biskupem lubelskim. Było to trzy dni przed oficjalnym ogłoszeniem nominacji. Wieczorem prymas Polski spacerował po Ostrowie Tumskim wokół zburzonej katedry poznańskiej razem ze swoim kapelanem, x. Bolesławem Filipiakiem, późniejszym kardynałem. W pewnym momencie kard. Hlond odezwał się do kapelana: „Był dziś nowy biskup lubelski – młody, inteligentny, dzielny. Jestem rad, że tę ważną stolicę obejmuje x. prof. Wyszyński”. Na to odezwał się x. Filipiak: „Teraz to ja już wiem, kto będzie przyszłym prymasem!”. Kard. Hlond się żachnął: „Księże, ja jeszcze żyję!”. Kapelan pospieszył z wyjaśnieniem: „Eminencjo, to po najdłuższym życiu Waszej Eminencji!”. Udobruchany prymas zamyślił się, po czym powiedział: „Ksiądz profesor Wyszyński! Niezła propozycja – doskonale”.

Kard. Hlond musiał pamiętać tę rozmowę. Kiedy umierał trzy lata później, wskazał papieżowi jako swego następcę na stolicy prymasów Polski biskupa lubelskiego Stefana Wyszyńskiego. To, co robił w skali diecezji, realizował od 1949 r. jako prymas w wymiarze ogólnopolskim, wzbogacając o programy duszpasterskie i społeczne, które zmieniły Kościół i Polskę. Nie ulega wątpliwości, że okres lubelski zahartował i znakomicie przygotował biskupa Wyszyńskiego do pełnienia najważniejszej funkcji w Kościele katolickim w Polsce.

Grzegorz Polak, Mt 5,14

 

Źródła wykorzystane:

abp Bolesław Pylak, Stefan Wyszyński, biskup lubelski, Lublin 2000

Dzieci moje! Biskup Stefan Wyszyński, ordynariusz lubelski 1946–1949, Lublin 2017

Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, Fundacja Betesda oraz Katolickie Centrum Kultury „Dobre Miejsce” zapraszają na II Międzynarodowy Konkurs i Wystawę Sztuki Współczesnej Quadriennale Betesda. Tematem przewodnim tegorocznej edycji jest słynne zdanie wypowiedziane przez św. Jana Pawła II: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi”.

Quadriennale Betesda to cykliczne wydarzenia artystyczne organizowane co cztery lata, gromadzące międzynarodowych twórców i artystów. W tegorocznej edycji poproszono uczestników, by dotknęli każdego kontekstu słów: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi”. Słynne słowa Jana Pawła II zostały wypowiedziane wielokrotnie na polskiej ziemi, jako prośba do Ducha Świętego, by odnawiał Jego umiłowaną ojczyznę.

W 1979 roku, kiedy Jan Paweł II wymówił je po raz pierwszy, wołał o prawo do wolności. Wskazywał na prawo do wyznawania wiary w Jezusa Chrystusa. Wzywał do tworzenia własnej kultury i cywilizacji, opartej na miłości, pokoju i prawdzie. Słowa Papieża zainspirowały Polaków do działań, które zmieniły historię XX wieku.

Do udziału w konkursie Open Quadriennale Betesda zaproszono wszystkich, którzy rozpoczynają swoją ścieżkę artystyczną lub tworzą sporadycznie w następujących kategoriach sztuki współczesnej:

1. Malarstwo.
2. Grafika i rysunek.
3. Rzeźba.
4. Ikona.
5. Sztuka synkretyczna, happening, instalacje, taniec.
6. Fotografia.
7. Plakat, ilustracja, grafika komputerowa.
8. Muzyka.
9. Film, video art, etiuda filmowa, film krótkometrażowy.
10. Poezja.

W składzie Jury zasiądą m.in. związani z Mt 5,14 Piotr Dmitrowicz, dyrektor Muzeum, oraz Piotr Młodożeniec, a także wielu innych znakomitych intelektualistów i artystów. W pierwszym etapie konkursu Jury,  wybierze prace artystyczne, które zostaną zakwalifikowane do wystaw pokonkursowych Quadriennale Betesda. Wśród wszystkich kategorii sztuki zostanie wyłoniony jeden zwycięzca wśród twórców amatorskich. Nagrodą Główną w konkursie amatorskim jest udział w wystawie w Warszawie w 2022 roku. W konkursie mogą wziąć udział amatorzy od 18 roku życia, osoby poniżej 18 roku życia za zgodą rodziców/opiekunów.

Zgłoszenia prac można przesyłać do 31 lipca na adres: office@betesdaart.com

 

Więcej informacji: https://betesdaart.com

W uroczystość św. Józefa Oblubieńca NMP, świątynia na warszawskim Kole została podniesiony do rangi diecezjalnego sanktuarium, któremu patronuje święty Oblubieniec Maryi. Mszy Świętej przewodniczył kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski. W uroczystościach wzięli udział przedstawiciele Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego.

Msza Święta odpustowa rozpoczęła się od złożenia kwiatów przy grobie x. Jana Sitnika, budowniczego kościoła pw. św. Józefa na Kole i pierwszego proboszcza. W procesji do ołtarza zostały wniesione relikwie św. Józefa.

– Gromadzimy się w miejscu szeroko znanym poza granicami tej parafii z racji całodobowej wieczystej adoracji Najświętszego Sakramentu, która trwa tu nieprzerwanie od 35 lat. Co roku świętujemy ze swoim biskupem Warszawskie Łagiewniki, będące wykładnią szczególnej czci, którą tu na co dzień odbiera Boże Miłosierdzie. Jesteśmy w miejscu świętym, gdzie nagromadzona od lat modlitwa leczy ludzkie dusze i pozwala żyć w jedność z ludźmi i z Bogiem – powiedział proboszcz, x. kanonik Zbigniew Godlewski, witając zgromadzonych w świątyni wiernych. Następnie odczytał dekret ustanawiający kościół na Kole diecezjalnym sanktuarium św. Józefa Oblubieńca NMP.

W homilii kard. Nycz zwrócił uwagę, że w dobie tworzenia antychrześcijańskiej kultury potrzebny jest patron, który swoim życiem pokaże, jak być wiernym Bogu. – Święty Józef jest wzorem doskonałym. Nie w wielości słów, ale w ciszy widzimy postawę i odpowiedź na te wyzwania, które spotykają nas samych – powiedział metropolita warszawski.

Zadaniem diecezjalnego sanktuarium będzie szerzenie kultu św. Józefa poprzez nabożeństwa ku jego czci, działalność kulturalną i naukową. Wierni pielgrzymujący na Koło będą mogli uzyskać odpust pod zwykłymi warunkami. Główne uroczystości odpustowe przypadają na 19 marca w dzień św. Józefa Oblubieńca NMP oraz 1 maja we wspomnienie św. Józefa Rzemieślnika.

Kościół pw. św. Józefa Oblubieńca NMP na Kole to jedna z najbardziej znanych warszawskich świątyń, którym patronuje św. Józef. W prezbiterium znajduje się fresk przedstawiający św. Józefa z Dzieciątkiem, autorstwa prof. Józefa Sławińskiego. Z kolei w kaplicy adoracji mieści się na stałe obraz św. Józefa autorstwa Michaela Willmanna, który obecnie jest pokazywany na wystawie dzieł tego XVIII-wiecznego artysty, w ramach projektu Willmann w Warszawie, współorganizowanego przez Mt 5,14 oraz Muzeum Archidiecezji Warszawskiej.

źródło: archwwa.pl

 

Józef, który swoje ludzkie ojcostwo w stosunku do Jezusa przyjął od początku przez „posłuszeństwo wiary”, idąc za światłem Ducha Świętego, które przez wiarę udziela się człowiekowi, zapewne też coraz pełniej odkrywał niewysłowiony dar tego ojcostwa.

Codziennym wyrazem tej miłości jest w życiu Rodziny nazaretańskiej praca. Zapis ewangeliczny utrwalił rodzaj tej pracy, przez którą Józef starał się zapewnić utrzymanie Rodzinie: cieśla. To jedno słowo obejmuje ciąg wszystkich lat życia Józefa w Nazarecie. Dla Jezusa są to lata życia ukrytego, o których mówi Ewangelista (po wydarzeniu w świątyni jerozolimskiej): „… poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany” (Łk 2, 51). Owo „poddanie”, czyli posłuszeństwo Jezusa w domu nazaretańskim bywa powszechnie rozumiane również jako uczestniczenie w pracy Józefa. Ten, o którym mówiono, że jest „synem cieśli”, uczył się pracy od swego domniemanego „ojca”. Jeżeli Rodzina z Nazaretu jest w porządku zbawienia i świętości przykładem i wzorem dla ludzkich rodzin, to podobnie i praca Jezusa przy boku Józefa-cieśli.  […]  Józef z Nazaretu, przez swój warsztat, przy którym pracował razem z Jezusem, przybliżył ludzką pracę do tajemnicy Odkupienia.

Jan Paweł II, Redemptoris Custos, 15 sierpnia 1989 r.

 

Ojciec rodziny niech pamięta o szacunku należnym żonie, na wzór Józefa, który otaczał tak wielką czcią Maryję. Podobnie jak św. Józef, ojciec ma też wspierać matkę swoich dzieci, bo łatwiej jest dać życie dzieciom, aniżeli je dobrze wychować. Zaszczytna to służba. Nie ma wspanialszej od niej. Ten zaszczytny wysiłek ojców jest zatem z woli Ojca Niebieskiego, bo dzieci swoje zleca ich opiece. Powinni być więc wzorem dobroci, mądrości i miłości ojcowskiej – cnót, które znalazły swe odbicie w Świętym Józefie. Tak jak w Nazarecie, trud i poświęcenie ojcowskie, ma być skierowane ku dziecku – dziecku Bożemu, które jest najważniejszym sensem rodziny. Ojciec – prawdziwy Józef, niczym jest w domu, bo „panem” jego jest dziecię. Ojciec rodziny powinien pamiętać, że nie żyje już dla siebie. Jego talenty, umiejętności, owoce pracy nie są jego własnością, lecz własnością jego rodziny, żony, dzieci, bo Bóg żywi dzieci ludzkie z pracy rąk ojców ziemskich, jak żywił Syna swego z pracy rąk Świętego Józefa

Stefan kard. Wyszyński, Prymas Polski, Wypełniamy jasnogórskie śluby Narodu, 1957

16 marca w wieku 96 lat zmarła w Wiedniu pani Lonny Glaser, Austriaczka, której serce przez całe długie życie biło dla Polski. Ta krucha, lecz o szlachetnych, arystokratycznych rysach kobieta niemal sama uczyniła wyłom w Żelaznej Kurtynie organizując pomoc materialną i intelektualną dla Polski na trudną do wyobrażenia skalę, dzięki założonemu przez siebie Instytutowi Janineum.

Zapewne do tego by nie doszło, gdyby Lonny Glaser, zafascynowana od dzieciństwa Polską, nie spotkała na swojej drodze kard. Stefana Wyszyńskiego. Tak wspominała po latach ich pierwszą rozmowę w Warszawie w styczniu 1957 r., zaledwie kilka miesięcy po wyjściu prymasa z więzienia: „Było to niezapomniane przeżycie stanąć przed tym odważnym, szlachetnym człowiekiem. Z jednej strony szlachecka postawa, z drugiej było w nim coś, co zachęcało do rozmowy. Emanował ciepłem i serdecznością”.

Chleba nie zabraknie, ale potrzebujemy powietrza

Rozmowa urodzonej Bielsku młodej Austriaczki z księdzem prymasem zaważyła nie tylko na jej przyszłości, lecz także miała niemałe konsekwencje dla przyszłości polskiej kultury i nauki. Na pytanie, co można w Austrii zrobić dla Polski, prymas odrzekł bez namysłu: „Dajcie nam poczuć, że nie jesteśmy sami. Módlcie się za nas, a jeżeli możecie coś zdziałać, pomóżcie naszej chrześcijańskiej kulturze, naszym intelektualistom, żeby nie byli izolowani od Zachodu, bo należymy do waszego kręgu kulturowego”. I dodał: „Nie musimy głodować, bo chleba i kartofli nam nie zabraknie. Ale zróbcie coś, aby przełamać naszą duchową izolację. Pomóżcie, by nasza inteligencja nie zerwała kontaktu z myślą i działaniami za żelazną kurtyną. Aby oddychać, potrzebne nam jest powietrze”.

Po powrocie do Austrii,  Lonny Glaser opowiedziała o rozmowie kardynałowi Franzowi Königowi, temu samemu, który wiele lat później został bliskim znajomym abp. Karola Wojtyły i jego promotorem na urząd Piotrowy. Arcybiskup Wiednia nie miał wątpliwości, że Polsce trzeba pomóc. Sam, wykorzystując skromne możliwości ówczesnej dyplomacji watykańskiej, starał się być łącznikiem pomiędzy katolikami na Wschodzie i Zachodzie, rozdzielonych żelazną kurtyną. Kardynał udzielił błogosławieństwa Lonny Glaser i powiedział: „Niech się pani rozejrzy i próbuje działać”. To jej wystarczyło, aby przystąpić energicznie do działania. Jeszcze w tym samym roku założyła w Wiedniu Instytut Janineum, który miał na celu wymianę intelektualną oraz porozumienie między narodami polskim i austriackim. Nazwę wzięto od imienia polskiej zakonnicy, zmarłej w 2010 r., s. Janiny Wizor ze Zgromadzenia Sióstr Szkolnych de Notre Dame. S. Janina była wychowawczynią nastoletniej Lonny w klasztornej szkole sióstr szkolnych w Bielsku. Dziewczynka, która w wieku pięciu lat straciła matkę, została tam oddana przez babcię pod opiekę sióstr. S. Janina Wizor, obok babci, wywarła największy wpływ na wychowanie Lonny Glaser.

Bartoszewski, Tischner, Turowicz, Zoll

Dzięki wielkiemu zaangażowaniu oraz niezwykłej osobowości pani Glaser udało się zdobyć środki finansowe na realizację pomocy dla polskiej nauki i kultury. Fundusze pochodziły od Episkopatów Niemiec i Austrii, a także od instytucji i osób prywatnych, m.in. ze Stanów Zjednoczonych i ze środowisk polonijnych. Tylko w latach 1957–2002 Janineum przekazało na pomoc dla ludzi nauki i kultury z Europy Wschodniej i Środkowej około 100 milionów szylingów. Stypendyści pochodzili z różnych krajów, ale głównie z Polski – aż ok. 4,5 tys. osób na 6 tys. wybranych osób. Pierwszym stypendystą Janineum był słynny paulin, o. Jerzy Tomziński. Z pomocy Instytutu skorzystali m.in. Andrzej Zoll, Władysław Bartoszewski, Jerzy Turowicz, x. prof. Józef Tischner i Janusz Kurtyka. Po roku 1999 stypendia zaczęli otrzymywać także naukowcy, artyści i intelektualiści z innych krajów Europy Wschodniej.

Janineum reagowało też na potrzeby wszystkich Polaków. W czasie stanu wojennego z inicjatywy Instytutu wysłano 90 transportów odżywek dla dzieci, odzieży i żywności. Poza tym dostarczano leki oraz organizowano też operacje ratujące życie w Austrii. Od 1985 r. placówką kierowała adoptowana córka Lonny Glaser, Anna, ale założycielka cały czas aktywnie wspomagała dzieło swojego życia.

Muzykowanie u Jana Pawła II

Językiem polskim posługiwała się perfekcyjnie. W sposób harmonijny i ujmujący łączyła w sobie miłość do swojej pierwszej ojczyzny z ojczyzną przybraną. Tak napisała o tym tuż przed swoimi 94. urodzinami w wydanej przez Fundację Pustelnia książce Moja Polska: „Kocham Austrię – kocham Polskę. Nigdy nie rozstrzygnęłam do końca, który z tych krajów kocham bardziej. Ta miłość sprawia, że podwójnie cierpię, podwójnie się irytuję. Z drugiej strony ta miłość jest źródłem podwójnej radości, podwójnej dumy, raz z jednego, raz z drugiego kraju”.

Polska to dla niej nie tylko kraj wspomnień szczęśliwego dzieciństwa, lecz także źródło chrześcijańskich inspiracji i dobrych natchnień, podziw dla zarówno naszej kultury, jak i naszych cech, jak duma, umiłowanie wolności, przywiązanie do Kościoła i… poczucie humoru, gdyż – jak twierdzi – Polacy „pomimo długich lat uciemiężenia, nie oduczyli się śmiać”. W swoich wspomnieniach Lonny Glaser zwracała uwagę na ogromną różnicę między Polską a innymi krajami tzw. demokracji ludowej. Gdy w minionej epoce przekraczała granicę między Czechosłowacją a Polską, miała wrażenie, jakby wjeżdżała z kraju uciemiężonego do kraju wolnego.

Pani Lonny miała szczęście współpracować ze wspaniałymi hierarchami i duszpasterzami, takimi jak kard. Karol Wojtyła, bp Jan Pietraszko, kard. Franciszek Macharski, kard. Bolesław Kominek, abp Bronisław Dąbrowski, abp Józef Życiński czy x. Aleksander Zienkiewicz, o czym z wdzięcznością i satysfakcją wspomina w Mojej Polsce.

Lonny i Anna Glaser były zawsze miłymi gośćmi u Jana Pawła II w Watykanie. Nie eksponowały siebie. Zabierały ze sobą swoich polskich stypendystów z Wiednia – muzyków i śpiewaków, którzy występowali podczas prywatnych Mszy św. celebrowanych przez papieża. Jan Paweł II zawsze okazywał ogromną wdzięczność za wspaniałą oprawę muzyczną.

Za swoją działalność Lonny Glaser otrzymała wiele polskich odznaczeń, ale chyba najwięcej satysfakcji sprawiło jej podziękowanie od Jana Pawła II. Z okazji 80. urodzin założycielki Instytutu Janineum papież napisał w liście: „Jesteśmy wdzięczni Pani za ofiarną pracę i poświęcenie dla drugiego człowieka, zwłaszcza dla tych, którzy byli pozbawieni wolności. Dla wielu młodych ludzi otwierała Pani możliwości pogłębiania wiedzy i kultury. Dziś za to wszystko dziękujemy Bogu i Pani”.

Do tych podziękowań, poruszony śmiercią pani Lonny, dołącza się niżej podpisany, wielokrotny stypendysta Janineum, dla którego pobyt w Wiedniu stał się punktem zwrotnym w życiu.

Grzegorz Polak, Mt 5,14