EN

2 listopada br. setne urodziny obchodzi dr Wanda Półtawska, przez szereg lat blisko współpracująca z x. Karolem Wojtyłą, biskupem i papieżem – św. Janem Pawłem II.

Wanda Półtawska jest lekarzem, wykładowcą, popularyzatorką nauczania Jana Pawła II o świętości małżeństwa i rodziny. Była członkiem Papieskiej Rady ds. Rodziny i Papieskiej Akademii Pro Vita. Jest autorką niemal czterystu publikacji z zakresu psychiatrii, ochrony życia nienarodzonego, chorych i starszych, problematyki czystości i jej zagrożeń, małżeństwa i rodziny. W 1967 r. zorganizowała i przez 33 lata kierowała Instytutem Teologii Rodziny, szkoląc rzesze narzeczonych, młode małżeństwa i duszpasterzy. Jest laureatką licznych odznaczeń, w tym medalu papieskiego Pro Ecclesia et Pontifice. Jest doktorem honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Wanda Półtawska z d. Wojtasik urodziła się 2 listopada 1921 r. w Lublinie. Uczęszczała do szkoły ss. urszulanek w Lublinie. W czasie wojny światowej była harcerką. W okresie okupacji niemieckiej z grupą harcerek włączyła się w służbę pomocniczą i przystąpiła do walki konspiracyjnej jako łączniczka, uczestnicząc jednocześnie w tajnym nauczaniu. Została aresztowana przez Gestapo 17 lutego 1941 r. i była więziona na zamku w Lublinie.

21 listopada 1941 r. została wywieziona do obozu koncentracyjnego Ravensbrück z zaocznym wyrokiem śmierci. Stała się tam ofiarą eksperymentów pseudomedycznych (głównie chirurgicznych okaleczeń kończyn) przeprowadzanych przez niemieckich lekarzy. Na krótko przed końcem wojny została przewieziona do obozu w Neustadt-Glewe, gdzie przebywała do maja 1945 r.

Po wojnie przeprowadziła się do Krakowa. 31 grudnia 1947 r. wyszła za mąż za filozofa, Andrzeja Półtawskiego (1923-2020), z którym ma cztery córki.

W 1951 roku ukończyła studia medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, a następnie uzyskała oba stopnie specjalizacji i doktorat z psychiatrii. W latach 1952–1969 była adiunktem w Klinice Psychiatrycznej Akademii Medycznej w Krakowie, 1955–1997 wykładowcą medycyny pastoralnej na Papieskim Wydziale Teologicznym w Krakowie, 1964–1972 pracownikiem Poradni Wychowawczo-Leczniczej przy Katedrze Psychologii UJ. Prowadziła badania tzw. dzieci oświęcimskich – ludzi, którzy jako nieletni trafili do obozów koncentracyjnych. W kwietniu 1969 r. zwolniła się z Kliniki, aby poświęcić się przede wszystkim poradnictwu małżeńskiemu i rodzinnemu.

Uczestniczyła w pracach Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, jest autorem kilku publikacji z zakresu pedagogiki. Przez 10 lat była radną Krakowa.

Znana jest korespondencja z 1962 r., skierowana do włoskiego zakonnika i późniejszego świętego o. Pio z Pietrelciny OFMCap. przez abp. Karola Wojtyłę, z prośbą o modlitwę o uleczenie Wandy Półtawskiej z choroby nowotworowej i późniejsze podziękowanie papieża za skuteczną interwencję. Korespondencja listowna z Janem Pawłem II trwająca aż do jego śmierci stanowiła utajniony materiał dowodowy w procesie beatyfikacyjnym.

O przyjaźni Wandy Półtawskiej z x. Karolem Wojtyłą opowiada książka Beskidzkie rekolekcje, w której zebrano korespondencję z okresu niemal półwiecza.

źródło: Katolicka Agencja Informacyjna (KAI)

Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego dołączyło do ogólnopolskiego programu Karta Dużej Rodziny. Udział w programie wpisuje się w działania Muzeum mające na celu rozszerzenie oferty kierowanej do rodzin z dziećmi oraz wyrównanie szans w dostępie do kultury.

Program Karta Dużej Rodziny nastawiony jest na wsparcie rodzin, w tym również rodzin zastępczych z trójką lub więcej dzieci. Korzystać z niego mogą rodziny wielodzietne, które mają na utrzymaniu 3 lub więcej dzieci w wieku do 18 lub do 25 lat.

Posiadacze kart mają możliwość zakupu biletów wstępu do Muzeum z 20% zniżką.

Ceny biletów wstępu do Muzeum:

Zakup biletów zniżkowych możliwy jest w kasie Mt 5,14 po okazaniu Karty wraz z dokumentem tożsamości. Dzieci nie objęte obowiązkiem szkolnym mogą korzystać z Karty wyłącznie w obecności rodzica lub prawnego opiekuna.

Więcej informacji na temat Karty Dużej Rodziny można znaleźć na stronach Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej.

W uroczystość Wszystkich Świętych przypominamy niezwykle aktualne kazanie Prymasa Tysiąclecia, wygłoszone w kościele pw. św. Stanisława BM w Rzymie 1 listopada 1980 r.

Uroczystość Wszystkich Świętych jest potężną syntezą działania Boga na ziemi i współdziałania z Nim człowieka. Owoce tej współpracy – przez miłość, łaskę i jedność, notuje Kościół Chrystusowy w swoich rocznikach, w martyrologii, w kronikach, w hagiografii, w szeregu źródeł historycznych. Wskazują one, że Kościół do dziś dnia skutecznie działa na ziemi mocami Chrystusa. Rzecz wiadoma, że skuteczność w porządku łaski nie zależy od ludzi, lecz od wielkiej miłości Boga, który pierwszy nas umiłował. Zależy też od poruszeń Łaski Bożej, wysłużonej na Krzyżu przez Chrystusa, na którą odpowiada człowiek w miarę swoich możliwości.

Potrzeba spokoju, równowagi i cierpliwości

Droga Kościoła przez ziemię za Chrystusem do Ojca Niebieskiego jest bardzo długa i daleka. Kościół bowiem przechodzi przez wszystkie przemiany świata, przez epoki, ustroje, doktryny filozoficzne, społeczne, ekonomiczne czy polityczne. I zawsze Kościół wie, że to jeszcze nie jest kres, ale jeden z etapów dziejów Rodziny ludzkiej. Dlatego zachowuje wielki spokój i równowagę wobec wszelkich przemian, które na święcie zachodzą. Kościół nie jest deterministyczny, nie kładzie nigdy kresu możliwościom ludzkim. Stale nam powtarza: choćbyście byli święci pamiętajcie, że święci mają się jeszcze bardziej uświęcać. Chociaż bylibyście grzesznikami pamiętajcie, że grzeszny człowiek był towarzyszem Chrystusa na krzyżu i tam usłyszał: „Dziś jeszcze będziesz ze mną w raju”.

Dlatego Kościół nigdy nie śpieszy się z wydawaniem wyroku, odkłada to na dalekie, dalekie czasy pamiętając, że wszelki sąd Ojciec Niebieski oddał Synowi. Dopiero wtedy, gdy Syn Boży przyjdzie sądzić żywych i umarłych, można będzie ocenić najrozmaitsze zjawiska w dziejach Kościoła, dziś niekiedy przykre i bolesne – jak oblicze łotra na krzyżu, czy radosne i pogodne – jak uśmiechnięta Teresa z Lisieux, pełne aktywności i ruchliwości – jak święty Jan Bosco, przeniknięty przedziwną ciszą – jak mistyka benedyktyńska.

Kościół niekiedy każe porywać się do czynu, to znów nakazuje poczekać. Przemawia zawsze przez ostateczne racje bytu i istnienia. Życie ludzkie jest detaliczne i szczegółowe, człowiek zapala się do drobiazgów, do przejściowych napięć czy nastrojów. Potrzeba więc, aby na świecie istniał Kościół, który przez wiarę budzi nadzieję, że oto wszystkie sprawy uczyni nowymi, bo nawet narody uczynił Bóg nadającymi się do uleczenia. Tylko człowiek, który ma mało czasu w życiu, spieszy się z wyrokami. Natomiast Kościół Boży zapatrzony w Chrystusa wie dobrze, że niebo i ziemia przeminą, ale słowa Jego nie przeminą, ani jedna litera w Zakonie Pańskim nie będzie odmieniona, aż się to wszystko stanie.

Tak spokój i równowaga są potrzebne na świecie. Kościół nieustannie budzi w ludziach wiarę, a w największych nawet trudnościach zawsze pozostawia im nadzieję. Stąd tak doniosłe znaczenie Kościoła w życiu rodziny ludzkiej, w życiu narodów, każdego narodu i naszej Ojczyzny, jak również w życiu ludzi, w życiu każdego człowieka, każdego z nas tutaj obecnych.

Kościół ma spojrzenie eschatologiczne na dokonania, które ludziom wydają się już doskonałymi, jak gdyby był to owoc dojrzały, gotowy do zerwania z drzewa już dziś. Człowiek nie pomny jest na to, że Bóg – ukazując wspaniałe drzewa i ich owoce – jednakże zastrzegł sobie, by niektórych owoców nie ruszać, choćby to było „drzewo wiadomości dobrego i złego”. Trzeba wiedzieć, które z tych owoców jakim czasom mogę służyć.

Od chwili, gdy Kościół głosił słowami Leona XIII Rerum novarum cupiditas wiadomo, jak wiele jest najrozmaitszych, najbardziej słusznych pragnień, dążeń, nadziei, oczekiwań i potrzeb ludzkich. Ale wszystkie one maja swój czas dojrzewania. Znamy dzieje sporów filozoficznych,  społecznych czy ekonomicznych. Zdawałoby się, że olbrzymi wysiłek myśli i woli człowieka może doprowadzić nareszcie Rodzinę ludzką do pewnej doskonałości. I cóż się okazuje? Wszystkie te osiągnięcia, które mogą w jakimś wymiarze poprawić bytowanie ludzi, często rodzą nowe udręki, nowe cierpienia.

Dlatego zawsze aktualne pozostanie w dziejach Kościoła Kazanie na Górze Chrystusa choćby się zdawało, że jest ono nie na czasy dzisiejsze. Można powiedzieć słusznie, że niecałkowicie na czasy dzisiejsze, bo na całe dzieje rodziny ludzkiej aż do skończenia świata. Takie znaczenia mają również w Kazaniu na Górze słynne Błogosławieństwa, które mogą się wydać nieziszczalne, utopijne, ale jednak bez ich wkładu w codzienność życiową nie da się osiągnąć trwałych wartości dla rozwoju rodziny ludzkiej.

Trzeba niekiedy jeszcze poczekać. Mogą być sytuacje zda się katastroficzne. Ludzie namiętni mogą uważać, że to już ta właśnie chwila, którą trzeba wykorzystać, bo „albo dziś, albo nigdy”. Ale gdy spojrzymy na wszelkiego rodzaju zdarzenia i zajścia w dziejach ludzkości czy narodu, widzimy, że może w jakimś wymiarze byłoby to użyteczne, ale trzeba jeszcze odrobinę poczekać. Kościół, których ma zwyczaj przemawiania do całej rodziny ludzkiej, nie do takich czy innych ustrojów, frakcji politycznych, szkół filozoficznych czy ekonomicznych, ocenia fakty dzisiejsze poprzez pryzmat dalekiej misji, którą sam wypełnia i którą ukazuje narodom. Pragnie, aby i one dojrzałe oceniały zachodzące fakty, aby wiedziały, czy to już jest czas czy jeszcze trzeba poczekać.

Nie jest to rzecz łatwa. Ludzie sa popędliwi, niecierpliwi, jakby zapomnieli o tym, że cierpliwi posiądą ziemię. Ludzie są spragnieni pokoju, a nie można oczekiwać pokoju, dopóki w życie człowieka i ludzi nie wejdzie pokój Chrystusowy, jak mówił o tym Chrystus; jak nam to nieustannie przypomina Kościół w liturgii ołtarza: „Pokój daję wam, pokój mój wam daję, nie jako świat – Ja wam daję”.

Ludziom wydaje się, że trzeba natychmiast zaprowadzić na świecie sprawiedliwość i to całą, pełną sprawiedliwość. Słusznie jej oczekują, jednakże sprawiedliwość dojrzewa wśród doświadczeń, zmiennych sytuacji i zmiennych ustrojów.  Gdy jest wymierza tylko miarą, łokciem i wagą, często zawodzi. Istnieje o wiele głębszy miernik dla sprawiedliwości w świecie, aniżeli miara i waga. Trzeba jednak rozważyć, na czym on polega.

Aktualność Kazania na Górze

Dlatego Kazanie na Górze jest aktualne pod każdym względem. Nie jest rzeczą niemożliwą, aby sens tych krótkich zdań, które były i są przedmiotem nieustannych studiów i rozważań, ujawnić w całej ich mocy. Zdawałoby się, że „błogosławieni ubodzy w duchu”, o których się mówi, że „do nich należy Królestwo Niebieskie”, to nie są ludzie dzisiejsi. Współcześni ludzie objadają się, czym mogą. Wszystko chcą przeczytać, wszystko wiedzieć, usłyszeć, wszędzie dotrzeć, niosąc w sobie niepokój woli i serca. Zapomnieli, że zawsze będzie słuszny umiar, który ukazał człowiekowi Bóg jeszcze w raju: „Oto macie mnóstwo drzew, możecie z nich pożywać, ale z tego drzewa nie pożywajcie”. Pokusa: „Będziecie jak bogowie” – skończyła się katastrofą. Okazało się, ze człowiek stanął poniżej szatana i dał się zwieść. Człowiek współczesny także przechodzi straszliwe pokusy, gdy duchowi swojemu chce zabezpieczyć wszystko. Wprowadza przez to ogromny zamęt i sam jest pełen niepokoju.

Może nam się wydawać tragizmem i pesymizmem Chrystusowe: „Błogosławieni, którzy się smucą”. Ale my wiemy, że ten smutek przynosi więcej dojrzałości i rozwagi, aniżeli hałaśliwa radość, której świat jest pełny aż do zmęczenia. Ludzie widzą sami, że nie mogą być na tej ziemi pocieszeni. Rodzi się pragnienie wyciszenia miast, ulic, aby człowiek mógł się zdobyć na odrobinę myśli, refleksji, odwagi.

Mogłoby się wydawać, że „cisi” to są niedołęgi życiowe, a tymczasem o nich jest powiedziane, że na własność posiądą ziemię”. Znamy od dawnych, zamierzchłych czasów rozgłośne przemarsze wielkich armii. Od wozów zbrojnych jęczała ziemia nie tylko za czasów Aleksandra Macedońskiego, ale i za naszych. I co się okazuje? Człowiek musi dużo połknąć, ale niewiele może strawić i musi się rozstać z wieloma rzeczami, które posiadł wśród kłamstwa i przemocy.  ziemia i władza nad ziemią wypada m z rąk, bo hałaśliwa propaganda umocniła kłamliwe sytuacje i trzeba przyznać się do przegranej.

A „ci, którzy łakną i pragną sprawiedliwości”? Jak wielka masa tych ludzi! I dla nich jest nadzieja: „będą nasyceni”. Ale my wiemy, że walka o to, aby nie było łaknących i pragnących jest w jakimś kontraście z tym, co Chrystus stwierdzał jako życiowa rzeczywistość: „Ubogich zawsze mieć będziecie między sobą”. Świat walczy z nędzą, jest w nadmiarze przepełniony bogactwami, a jednak nie jest w stanie zaradzić cierpieniom choćby takiego kraju, wprawdzie przeludnionego, jak Bangladesz, gdzie na przestrzeni mniejszej o połowę od Italii żyje ponad 90 milionów ludzi ginących z głodu i nędzy. Są mocarstwa przesycone, uzbrojone po zęby, magazynujące potworną broń nuklearną, pociski 9-głowicowe, a w Bangladeszu ludzie nadal umierają z głodu i nędzy. I te potężne narody nie umieją nic uczynić, by ulżyć krajom biedniejszym, słabszym, nierozwiniętym. Czasem więcej dokona uboga zakonnica służąca trędowatym, aniżeli potężni politycy, którzy wygłaszają tyrady polityczne na niekończących się zjazdach. Widzimy, jak głęboka jest perspektywa realizacji zdawałoby się enigmatycznego stanu tych „którzy łakną” – a kto ich zliczy? – „którzy pragną sprawiedliwości” – a kiedy oni będą nasyceni? Ciągle to zdanie jest otwarte przed całą rodziną ludzką.

„Miłosierni” – to ci, których stać na litość, na miłosierdzie w nadziei, że i „oni dostąpią miłosierdzia”. Wyczytałem niedawno dziwne zdanie: ludy są dobre, narody są uczciwe, spragnione pokoju i sprawiedliwości, tylko ich rządcy i władcy są niegodziwi. Mogłoby to być obrazą dla możnych tego świata. Zastanówmy się jednak, jak współcześnie wygląda dola ludzi pragnących żyć u siebie w pokoju, urządzić się według własnych możliwości, w ciszy i spokojnej pracy? Nie mogą tego uczynić, bo nie ma na świecie takiej siły, która mogłaby okazać miłosierdzie, rządzić się nim, docenić w codzienności życiowej znaczenie miłosierdzia, przebaczenia, wielkoduszności. A ma to tak olbrzymie znaczenie właśnie dziś, dla współczesnego świata, by ludzie już nie niszczeli w strasznych, piekielnych niekiedy, warunkach życia i pracy.

Niedawno oglądaliśmy w telewizji film o pracy w jednej z fabryk, gdzie kobiety duszą się po prostu z pyłu fabrycznego. Wychodzą stamtąd wielkie ilości materiału produkcyjnego, ale ginie w nich człowiek. Przewidywał to papież w encyklice Quadragesimo anno, gdy pisał: „Materia wychodzi z warsztatu pracy uszlachetniona, a człowiek staje się gorszy, wynędzniały, zmarniały, przedwczesny inwalida”.

Człowiek na odcinku życia ekonomicznego nadal jeszcze nie jest odkupiony, chociaż wiemy z teologii, że odkupienie na krzyżu było integralne, obejmowało całego człowieka, wszystkie możliwości jego bytowania i życia. Pomimo przewrotów społeczno-ekonomicznych, nadal nie ma dla człowieka litości, miłosierdzia, współczucia, nie ma zainteresowania człowiekiem i jego codzienną dolą. Produkcja i eksport – jak to się często piętnuje w Warszawie – mają dziś prymat życiowy i więcej znaczenia, aniżeli człowiek. Myślę, że człowiek dzisiaj o potrzebie miłosierdzia trzeba mówić nie tylko zakonnikom, którzy opiekują się biedakami, ale to samo trzeba powiedzieć premierom, ministrom, prezydentom, rządom i rządcom: Błogosławieni miłosierni…”. Zdobądźcie się na miłosierdzie nad ludźmi, aby nie zarzucano wam , że ludzie sa dobrzy, ale władcy zbrodniczy.

Chrystus rzucił jeszcze jedno zda się nie zrealizowane dotychczas błogosławieństwo: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”. I znowu zagadnienie olbrzymie: zdawałoby się, że człowiek całym swoim usposobieniem jest temu przeciwny, a jednak gdy nie uzna praktycznej racji tego błogosławieństwa w swoim osobistym życiu, stają się ofiarą męki zadawanej sobie, może i innym. Szczególnie młodzi ludzie, którzy zlekceważyli to błogosławieństwo, właśnie rozumieją klęskę, jaką ponieśli.

„Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazywani synami Bożymi”. Ten pokój, który był zwiastowany nad Stajenką Betlejemską, pokój, w imię którego Chrystus otwierał izby i chaty, pokój, który zostawił dla swojej liturgii, pokój, który najbardziej uczciwie i rzetelnie głosi Jego Kościół. Pokój ciągle upragniony, pożądany, jeszcze nie osiągnięty w pełni, czekający na swoje czasy – kiedy się to stanie?! Dzisiaj ludziom brak już argumentów filozoficznych, ekonomicznych i kulturalnych za utrzymaniem pokoju. Jako jedyny pozostał im „pokój zbrojny”, którym się przechwalają i licytują przemądrzy ludzie, tworząc ubożuchnego sługę, upokorzonego człowieka. Ile można by przynieść ulgi krajom głodującym, gdyby nie obsesja „pokoju zbrojnego”, który jest rakiem na kulturze wieku XX. A więc znowu błogosławieństwo o wymiarze eschatologicznym. I tak bez końca.

Najmilsi, Kazanie na Górze nie jest utopią, jest koniecznością życiową dla całej rodziny ludzkiej: w wymiarze osobistym, rodzinnym, w wymierzę narodu, narodów, całej ludzkości. Kazanie na Górze jest aktualne. Chrystus mówił: „Ani jedna litera w Zakonie nie będzie odmieniona, aż się to wszystko stanie”. Trzeba, aby ludzie przemądrzy, umiejący odczytywać znaki czasów, „zgłupieli”, jak św. Paweł Apostoł na rzecz Ewangelii Krzyża. Wtedy dopiero nastąpi odnowa oblicza ziemi.

Wiele nam mówi uroczystość Wszystkich Świętych, bo to są ludzie, którzy w tej nadziei szli przez ziemię. My „głupi dla Chrystusa”, poniewierani dla Chrystusa, wzgardzeni dla Chrystusa,. I dzisiaj, aby ratować rodzinę ludzką, Trzeba by rozpocząć tak, jak to uczynił Ojciec Święty w UNESCO, przepowiadając mądrym głupstwo Krzyża. Postaci świętych, których Kościół raz po raz wynosi na ołtarze, świadczą o tym, że Ewangelia jest skuteczna i może zaradzać potrzebom rodziny ludzkiej, szczególnie dziś. Im więcej jest ludzi zarozumiałych, którzy tylko łechcą ucho człowieka przemądrymi wywodami, tym bardziej potrzebna jest prostota nauczania ewangelicznego, aby uratować człowieka i uleczyć narody.

Dzisiaj jest uroczystość Wszystkich Świętych, to znaczy wszystkich, którzy uwierzyli Kazaniu na Górze. Uroczystość naszych patronów, patrona każdego z nas tu obecnych. Prośmy przez ich przyczynę, abyśmy skutecznie uwierzyli słowom Chrystusa w Kazaniu na Górze.

+ Stefan Kardynał Wyszyński, Prymas Polski

Uroczystość Wszystkich Świętych, kościół pw. Stanisława Biskupa i Męczennika, Rzym, 1 listopada 1980 r.

27 października 1986 r. ludzkość stała się świadkiem niezwykłego wydarzenia. W Asyżu, mieście św. Franciszka, najbardziej uniwersalnego katolickiego świętego, którego przesłanie o pokoju trafia do ludzi niezależnie od wyznawanej wiary, zgromadziło się kilkuset przedstawicieli różnych religii i wyznań chrześcijańskich.

Kiedy Jan Paweł II ogłosił w styczniu 1986 r., że 27 października zamierza zwołać w Asyżu spotkanie przywódców religii świata, wywołało to niezadowolenie nie tylko w tradycjonalistycznych, krytycznie nastawionych do dialogu międzyreligijnego sferach kościelnych, ale nawet wśród niektórych hierarchów katolickich. Papież naraził się na zarzut synkretyzmu religijnego, czyli łączenia ze sobą różnych systemów wierzeń, innym słowem popadnięcia w herezję. Nie wystarczyły wyjaśnienia współpracowników Jana Pawła II, że przedstawiciele różnych religii będą się modlić osobno i że o żadnym synkretyzmie nie ma mowy. Sam papież tłumaczył, że spotkanie nie jest „ustępstwem na rzecz relatywizmu religijnego, bo przecież każda ludzka istota winna kierować się szczerością i głosem własnego sumienia w poszukiwaniu prawdy i w zgodnym z nią postępowaniu”.

Inny wymiar pokoju

Podczas podróży do Francji, ponownie zapowiadając spotkanie w Asyżu, zaapelował, aby 27 października ogłosić dniem zaprzestania walk zbrojnych na całym świecie na wzór średniowiecznego Treuga Dei (rozejmu Bożego).

Dzięki uporowi Jana Pawła II doszło do wydarzenia, które przeszło nie tylko do historii pontyfikatu papieża Polaka, lecz także stało się jednym z najniezwyklejszych i najwspanialszych wydarzeń w dziejach ludzkości. Oto wydarzyło się coś, co wydawało się niemożliwe. Przy grobie św. Franciszka spotkali się przedstawiciele religii, którzy nie tylko w przeszłości, lecz także wtedy, byli dla siebie wrodzy. Przybyło 47 delegacji reprezentujących różne Kościoły chrześcijańskie i 13 innych religii. Żydzi, muzułmanie, hinduiści, buddyści i wyznawcy innych religii, nierzadko w egzotycznych strojach.

Zebrani modlili się oddzielnie, wszyscy według swojej tradycji. Modlitwom katolików przewodniczył Jan Paweł II, który powiedział: „Modlitwa, którą zanosimy tu, w Asyżu, winna zawierać w sobie skruchę za nasze, chrześcijan, niedociągnięcia w wypełnianiu powierzonej nam przez Chrystusa misji pokoju i pojednania, której jeszcze nie zdołaliśmy doprowadzić do końca”.

Podczas nabożeństwa Słowa Bożego przedstawiciele religii odmawiali wezwanie do modlitwy wiernych. Proszono Boga o wybaczenie „za popełnione błędy, które doprowadziły do naruszenia pokoju, krzywdy innych ludzi, rozdźwięków i niezgody”, „za pychę, zazdrość, fałszywe ambicje i chciwość, które czasem kazały nam zapominać o naszym powołaniu jako tych, którzy mają zaprowadzić pokój”. Na zakończenie nabożeństwa wszyscy przekazali sobie znak pokoju.

Wspólnym akcentem było utworzenie przez przywódców religijnych kręgu, w którego centrum stanął Jan Paweł II. W przemówieniu podkreślił, że zgromadzenie tylu przedstawicieli „jest zachętą dla współczesnego świata, by uświadomił sobie, że istnieje inny wymiar pokoju lub inny sposób jego szerzenia, którym nie jest rezultatem negocjacji politycznych kompromisów lub ekonomicznych przetargów”. Tym sposobem, jak podkreślił inicjator spotkania, jest modlitwa.

Według Jana Pawła II wyzwanie, jakim jest pokój, przekracza różnice religijne. „Jest to problem racjonalnej jakości życia dla wszystkich, problem przetrwania ludzkości, problem życia i śmierci” – stwierdził papież. Podkreślił, że dla wszystkich religii ważne jest

przezwyciężenie egoizmu, chciwości i ducha zemsty. Wspólne jest także przekonanie, że osiągnięcie pokoju przekracza ludzkie siły.

W przemówieniu papieża znalazły się akcenty krytyczne wobec postępowania Kościoła katolickiego w przeszłości. Jan Paweł II powiedział: „pokornie powtarzam to, o czym jestem przekonany: pokój nosi imię Jezusa Chrystusa. Ale równocześnie gotów jestem przyznać z pokorą, że katolicy nie zawsze byli wierni temu przeświadczeniu swojej wiary. Nie zawsze byliśmy «czyniącymi pokój». Toteż dla nas, a może także w pewnym sensie dla wszystkich, to spotkanie w Asyżu jest aktem pokuty. Modliliśmy się – każdy na swój sposób, pościliśmy, szliśmy razem”.

Spotkanie w Asyżu miało olbrzymie znaczenie nie tylko dla dialogu międzyreligijnego, lecz także było lekcją dla świata, niekoniecznie postrzegającego religię jako nośnik pokoju i pojednania miedzy ludźmi. Miało również praktyczny wymiar: wiele organizacji wojskowych, paramilitarnych i terrorystycznych zastosowało się do apelu papieża o zaprzestanie wojny.

Po raz drugi u św. Franciszka

16 lat później, kiedy na świecie było jeszcze więcej punktów zapalnych, słabnący papież ponownie zaprosił przedstawicieli różnych religii do Asyżu. Aby mogli się lepiej zintegrować, zdecydowali się na wspólną podróż pociągiem z Rzymu do miasta św. Franciszka. Obecni byli przedstawiciele 31 wyznań chrześcijańskich i 11 innych religii. W Asyżu, Jan Paweł II wygłosił żarliwe przemówienie: „Przybyliśmy do Asyżu w pielgrzymce pokoju, aby jako przedstawiciele różnych religii przed Bogiem zadać sobie pytania dotyczące naszej odpowiedzialności za pokój, aby prosić Go o dar pokoju i zaświadczyć, że wszyscy gorąco pragniemy, aby świat stał się bardziej sprawiedliwy i solidarny. Chcemy przyczynić się do rozproszenia ciemnych chmur terroryzmu, nienawiści, konfliktów zbrojnych, które zwłaszcza w tych ostatnich miesiącach zgromadziły się na horyzoncie ludzkości. Dlatego chcemy słuchać jedni drugich. Czujemy, że to słuchanie siebie nawzajem jest już znakiem pokoju, odpowiedzią na nurtujące nas pytania, pomaga rozrzedzić mgły podejrzeń i nieporozumień. Szczęk broni nie rozprasza ciemności. Aby ustąpiły, trzeba zapalić światło”. Przypomniał słowa wygłoszone kilka dni wcześniej do dyplomatów: „Jedynie miłość może zwyciężyć nienawiść”.

Przedstawiciel środowisk żydowskich, rabin Israel Singer, przemawiając w obecności papieża, stwierdził, że tylko on jako jedyna osoba na świecie był w stanie zgromadzić przedstawicieli tak wielu religii.

Grzegorz Polak, Mt 5,14

Tegoroczny XIV Bieg Papieski obfitował w liczne atrakcje, którymi cieszyli się zawodnicy oraz kibice. Jedną z nich była wystawa plenerowa Papież atleta do sportowców, która po zakończeniu imprezy została przeniesiona do Sanktuarium św. Józefa Oblubieńca NMP w Warszawie. Ekspozycja przygotowana przez Mt 5,14 składa się z siedmiu banerów, ukazujących rolę sportu w życiu papieża Polaka.

Wystawa rozpoczyna się przypomnieniem pamiętnego dnia – 16 października 1978 r., kiedy to dwoje wybitnych Polaków zdobyło dwa szczyty. Himalaistka Wanda Rutkiewicz jako pierwsza Polka i trzecia kobieta w historii wspięła się na Mount Everest (8848 m n.p.m.). Zaledwie kilka godzin później kard. Karol Wojtyła został wybrany na papieża i przyjął imię Jan Paweł II.

Kolejne plansze ukazują relację Ojca Świętego ze sportowcami. Jan Paweł II był miłośnikiem sportu, którym interesował się od dzieciństwa. Traktował sport nie tylko jako okazję do doskonalenia tężyzny fizycznej, lecz także jako przestrzeń budowania zdrowego współzawodnictwa i kształtowania osobowości człowieka. Ubolewał nad nadużyciami w postaci korupcji, środków dopingujących i przesadnej komercjalizacji sportu. Nigdy jednak nie zwątpił w ideę przyjacielskiego współzawodnictwa i ludzkiego braterstwa, co wyrażał m.in. w przesłaniach do sportowców biorących udział w igrzyskach olimpijskich.

Jedna z plansz została poświęcona kard. Stefanowi Wyszyńskiemu, prymasowi Polski, którego beatyfikacja miała miejsce 12 września 2021 r. Mimo iż prymas nie był tak entuzjastycznym fanem sportu, jak jego przyjaciel na Stolicy Piotrowej, to w jego życiu można dostrzec inne aktywności, np. udział w meczach siatkówki w czasie wakacji w Bachledówce czy spacery po górach. Całości dopełniają fotografie ze zbiorów Polskiej Agencji Prasowej, Instytutu Prymasowskiego Stefana Kardynała Wyszyńskiego oraz Mt 5,14.

Edgar Sukiennik, Mt 5,14

Wystawę Papież atleta do sportowców można oglądać w Sanktuarium św. Józefa Oblubieńca NMP na warszawskim Kole (ul. Deotymy 41) do 31 października br.

Był jednym z niewielu pisarzy, którzy w warunkach komunistycznego zniewolenia mieli odwagę upomnieć się o uwięzionego prymasa Wyszyńskiego. 120 lat temu urodził się Władysław Jan Grabski.

17 maja 1956 roku Zarząd Główny Związku Literatów Polskich przywrócił członkostwo w organizacji wybitnemu pisarzowi i poecie Władysławowi Janowi Grabskiemu. Dwa lata wcześniej skreślono go bezterminowo z listy członków ZLP pod pretekstem uwłaczenia czci zmarłego właśnie Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. W rzeczywistości chodziło o zaszczucie pisarza, któremu honor nie pozwalał łasić się do komunistycznych władz i który na każdym kroku podkreślał katolicki charakter swojego pisarstwa.

Obrońca prymasa

Tymczasem już na pierwszym posiedzeniu ZLP po przywróceniu go w prawach członka, Grabski od razu przeszedł do bezkompromisowego ataku. Bronił swego dobrego imienia, zakwestionowanego przez prominentnych członków Związku, ale za najważniejszą uważał sprawę uwolnienia uwięzionego kardynała Stefana Wyszyńskiego. Prymas Polski od 1953 roku przebywał w internowaniu, najpierw w Rywałdzie, potem w Stoczku Klasztornym, wreszcie w Prudniku i Komańczy. Grabski uważał, że o swojego pasterza powinni się upomnieć także ludzi kultury i chociaż jego apel do ZLP nie został podchwycony, to na fali październikowej 1956 roku odwilży kardynała Wyszyńskiego uwolniono. Był to jeden z wielu ważnych epizodów w życiu Władysława Jana Grabskiego.

Syn premiera

Przyszły pisarz urodził się 21 października 1901 roku w Warszawie, jako syn Władysława Grabskiego, przyszłego ministra skarbu i premiera rządu RP. Dzieciństwo spędził w Borowie, opisując później te lata w autobiograficznej powieści Blizny dzieciństwa. W 1918 roku rodzina przeniosła się do Warszawy, gdzie Władysław Jan podjął naukę w gimnazjum Konopczyńskiego. W lipcu 1920 roku zgłosił się jako ochotnik do wojska, służąc w 214. Pułku Ułanów. Zdemobilizowany, rozpoczął studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, później studiował także na paryskiej Sorbonie, kończąc edukację tytułem doktorskim na Uniwersytecie Warszawskim za prace poświęconą Charlesowi Fourierowi. W tym okresie również przeszedł głębokie nawrócenie, a w listopadzie 1927 roku poślubia Zofię Wojciechowską, córkę Stanisława Wojciechowskiego, byłego prezydenta RP.

Bracia

Na początku lat 30. powstał pierwszy tom jego najważniejszej powieści, trylogii Bracia, porównywanej z Czarodziejską górą Thomasa Manna. Współpracował wówczas z popularnym dziennikiem „ABC” oraz tygodnikiem literackim „Prosto z Mostu”, gdzie zaprzyjaźnił się z Jerzy Andrzejewskim, Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim, Alfredem Łaszowskim, Jerzym Waldorffem, Wojciechem Żukrowskim i innymi pisarzami tego środowiska. Nie wszystkie te przyjaźnie przetrwały ciężką próbę czasów komunizmu.

W 1938 roku Władysław Jan Grabski został członkiem Związku Literatów Polskich – tego samego, z którego usunięto go później w 1953 roku. Ukazały się też kolejne jego książki, w tym W cieniu kolegiaty, uznawana dziś za jeden z najważniejszych przykładów polskiej powieści katolickiej.

Doktor Paweł

Z wybuchem wojny Władysław Jan Grabski zgłosił się ochotniczo do wojska, w dodatku z własnym chevroletem (był miłośnikiem motoryzacji i jednym z pionierów polskiego automobilizmu). W ciągu kilkunastu dni awansował na starszego sierżanta Pułku Zbornego Chełm, dowodził kolumną samochodową, wziął udział w bitwie pod Tarnawatką. Po zakończeniu walk powrócił do Warszawy. Jedno z własnych przeżyć z tego okresu – odmowę jazdy z panami oficerami do Rumunii i wyproszenie ich ze swojego auta – opowiedział już po wojnie Wojciechowi Żukrowskiemu, który wykorzystał go w swej powieść Klęska.

W czasie okupacji hitlerowskiej był żołnierzem Armii Krajowej (ps. „Doktor Paweł”), pomagał w organizowaniu sieci motoryzacyjnej, przechowywał broń i prasę podziemną, pomagał poszukiwanym. W tym dramatycznym okresie napisał Konfesjonał, powieść stanowiącą dalszy ciąg W cieniu kolegiaty, oraz dokończył rozpoczętą jeszcze przed wojną Sagę o Jarlu Broniszu.

Podczas Powstania Warszawskiego organizował pomoc dla uciekinierów i wygnańców. Jako ostatni miał się zjawić u niego, poprzez Dulag 121 Pruszków, teść – Stanisław Wojciechowski.

„Zapis” cenzury

Po objęciu władzy przez komunistów, Grabski zaangażował się w prace Rady Prymasowskiej dla Odbudowy Kościołów Warszawy, podjął także współpracę z „Tygodnikiem Powszechnym” oraz „Tygodnikiem Warszawskim”. Na zaproszenie prymasa Stefana Wyszyńskiego wykładał na kursach duszpasterskich i w seminariach. Bez przerwy pisał, ale zaczął wówczas obowiązywać wobec niego „zapis” cenzury w prasie i wydawnictwach. Sytuacja finansowa Grabskich była coraz trudniejsza, pisarz musiał wyprzedawać zbiory swojej słynnej biblioteki, trochę ratowały ich honoraria żony, która otrzymywała wiele zamówień na obrazy do kościołów. Na to nałożyły się problemy w Związku Literatów Polskich, zakończone wspomnianym wykluczeniem Grabskiego z ZLP.

Blizny dzieciństwa

Szykany władz komunistycznych i nieustanna inwigilacja Służby Bezpieczeństwa, której był świadom, spowodowały podupadniecie na zdrowiu, po latach odnowiła się gruźlica, hospitalizowany pisarz otarł się o śmierć. Jak wspominał jego syn, znacznie boleśniejsze okazało się jednak odwrócenie od niego tych, których uważał dotąd za swoich kolegów, przy Grabskim pozostała tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele.

W okresie rekonwalescencji powrócił do pracy pisarskiej, podejmując współpracę z wydawnictwami katolickimi. W 1967 roku nastąpiło jednak kolejne odnowienie się choroby i ostateczne wyłączenie Władysława Jana Grabskiego z aktywnego życia, dokończył jeszcze prace nad wspomnieniowymi Bliznami dzieciństwa. Przewieziony ponownie w sierpniu 1970 roku do Instytutu Gruźlicy w Warszawie, zmarł 2 listopada 1970 roku. Został pochowany w grobie rodzinnym na Cmentarzu Powązkowskim .

Artykuł został opracowany na podstawie książki prof. Macieja Urbanowskiego «Od Brzozowskiego do Herberta» (Łomianki 2013) oraz materiałów udostępnionych przez Bibliotekę Publiczną im. Władysława Jana Grabskiego w Warszawie.

Na Wilanowie odbyła się konferencja, która zgromadziła muzealników i konserwatorów kościelnych z całej Polski. W spotkaniu, którego gospodarzem był Paweł Jaskanis, dyrektor Muzeum Pałacu Króla Jana III, wzięli także udział przedstawiciele Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego.

W referacie wprowadzającym Bartosz Skaldawski, dyrektor Narodowego Instytutu Dziedzictwa, przedstawił założenia Krajowego Programu Ochrony Zabytków i Opieki nad Zabytkami. Ten wielokierunkowy i wieloaspektowy program obejmuje większość postulatów ochrony i opieki nad zabytkami oraz jest wciąż poszerzany o innowacyjne pomysły, jak na przykład centra kompetencji ds. rewitalizacji, platforma dla specjalistów ds. konserwacji oraz platformy do zdalnego nauczania.

Podczas dyskusji, którą prowadził x. Andrzej Rusak, prezes Stowarzyszenia „Ars Sacra”, wskazywano na znaczenie kościelnych służb konserwatorskich dla ochrony dziedzictwa narodowego oraz konieczność zacieśnienia współpracy w dziedzinie ochrony zabytków z administracją państwową, zwłaszcza z Wojewódzkimi Urzędami Ochrony Zabytków.

Muzealnicy wymienili szereg trudności na jakie napotykają w swojej działalności na rzecz upowszechniania kultury narodowej. W pandemicznym okresie zamknięcia wszystkich placówek muzealnych, zostali w znacznej mierze pozbawieni ochrony. Ksiądz dr Jacek Kurzydło, dyrektor Muzeum Archidiecezji Krakowskiej, zasugerował jako panaceum na trudności z utrzymaniem muzeów, zakładanie fundacji o szerszym spectrum działania na rzecz ogólnie pojętej kultury lokalnej.

W drugiej części spotkania uczestnicy konferencji mieli okazję zwiedzić pobliskie Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, oprowadzani przez Grzegorza Polaka, zastępcę dyrektora Mt 5,14.

źródło: Katolicka Agencja Informacyjna (KAI)

Mówiono o nim: Boży człowiek. Za najważniejsze uznawał wypełnianie obowiązków wynikających z zasad ewangelicznych – czynienie dzieła miłosierdzia względem chorych i najuboższych. 30 lat temu zmarł x. Jan Zieja, duchowny i pisarz religijny, kapelan Szarych Szeregów.

Przypominamy „Audycję Kulturalną” Narodowego Centrum Kultury, gdzie historiami i anegdotami z życia duchownego dzielił się Grzegorz Polak, wicedyrektor Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego.

„AUDYCJE KULTURALNE”: Niezwykły świadek historii. Kim był ksiądz Jan Zieja?

GRZEGORZ POLAK: Ksiądz Zieja był przede wszystkim prorokiem Ewangelii. To był człowiek zafascynowany Ewangelią, bezkompromisowym wyznawcą, człowiekiem radykalnym w jej głoszeniu, który nie szedł na żadne kompromisy tam. No po prostu wziął sobie do serca słowa Chrystusa: „Niech wasza mowa będzie tak, tak, nie, nie”. On wierzył w moc Ewangelii, że ona jest w stanie przemieniać pojedynczego człowieka i przemieniać świat.

Skąd pochodził ksiądz Zieja?

Pochodził z takiej niewielkiej wsi Osse niedaleko Opoczna, tam funkcjonowało w tej społeczności takie porzekadło: „Skąd żeście? Z Ossego! Nie ma psa gorszego”. A x. Jan Zieja jak gdyby temu zaprzeczył, bo z rodzinnej wsi dzięki matce wyniósł głęboką wiarę i stał się niepospolitym księdzem, który wyprzedził swoją epokę, chociażby nawet w swojej otwartości wobec Żydów i prawosławnych. Zaprzyjaźnił się z Żydami, zapamiętałem taką scenę jak ten jeden jego przyjaciel wyjeżdżał do Palestyny. Ksiądz Jan Zieja poszedł go odprowadzić, to był chyba 1933 albo 1934 r., Żydzi śpiewają wtedy swoje pieśni, tańczą, dołącza się do tego ksiądz Zieja i jakiś podróżny osłupiały ostrzega: „Proszę księdza, to są Żydzi”, a ksiądz Zieja mówi: „Tak, to moi koledzy z judaistyki”. Ten podróżny ucieka niemalże przerażony tym, co zobaczył, bo mu się w głowie nie mieściło, że ksiądz może być przyjaźnie nastawiony do Żydów.

Czym się wyróżniał na tle innych duchownych?

Na tle innych księży był bardzo oryginalny. Na przykład w swojej parafii na Polesiu, gdzie pracował pod kierunkiem świątobliwego bp. Zygmunta Łoźnickiego, nie zbierał na tacę podczas Mszy Świętej. Nauczył się szwedzkiego tylko po to, aby tłumaczyć słynne Drogowskazy Daga Hammarskjolda, sekretarza generalnego ONZ, który zginął w katastrofie lotniczej.

Dodajmy tylko, że ksiądz Zieja nauczył się szwedzkiego sam, samodzielnie i to w wieku 60 lat! Wróćmy proszę teraz do pierwszej połowy XX wieku, kiedy to ksiądz Zieja był kapelanem wojennym.

Biskup Władysław Miziołek nazwał go kapelanem piątego przykazania, czyli nie zabijaj. Jako kapelan, x. Jan Zieja był kapelanem podczas wojny polsko-bolszewickiej i wrócił z tej wojny, jako przekonany, że wojna nie ma sensu, że nie można zabijać nikogo i dla jakiejkolwiek racji. To było pod wpływem tego, co przeżył, widoku pola bitwy pełnej trupów i zrozumiał, że przykazanie: „Nie zabijaj” jest jednoznaczne. I on do końca życia będzie tym prorokiem tego piątego przykazania, będzie o tym stale mówił kazania, będzie pisał, będzie mówił o tym w rozmowach z ludźmi. To była jego można powiedzieć taka święta obsesja.

Ksiądz Zieja spotkał na swojej drodze Prymasa Tysiąclecia.

Tak, tu trzeba powiedzieć, że święci ludzie jakoś tak się nawzajem przyciągają. Znali się jeszcze z Lasek, gdzie już w 1939 r. tam zaczął się udzielać x. Jan Zieja, a x. Stefan Wyszyński dość długi okres spędził w podwarszawskich Laskach, jako kapelan zakładu dla niewidomych, a potem, jako kapelan Armii Krajowej. Ksiądz Zieja po wojnie na tak zwanych ziemiach odzyskanych w Słupsku prowadził dom samotnej matki. To była też praca pionierska i niezwykła. Prymas go znał i wiedział, że to jest niezwykle wartościowy, oddany kapłan. Prymas go ściągnął do stolicy. Ksiądz Zieja przez prawie 9 lat był rektorem znanego kościoła SS. Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu. No i można powiedzieć, że ksiądz prymas się na księdzu Ziei nie zawiódł, a dowodem tego był właśnie rok 1953, kiedy to prymas został bezprawnie aresztowany i uwięziony i wówczas w odważnym kazaniu ksiądz Zieja poruszył ten temat, a to był temat taboo w ogóle można sobie wyobrazić sytuację w czasach stalinowskich, kiedy wszyscy byli zastraszeni, kiedy nawet na ambonie księża byli bardzo powściągliwi, obawiając się straszliwych represji. Komuniści byli do wszystkiego zdolni, nie wiadomo było jak się tam sytuacja rozwinie, a on tutaj mówi, że prymas został uwięziony i bronili go wówczas „tylko Niemiec i pies. Chodziło o administratora diecezji warmińskiej, x. Wojciecha Zinka, który nie dopuścił do tego, żeby z ambon było odczytane oświadczenie Rady Państwa o aresztowaniu prymasa, i pies Baca, który w momencie, gdy funkcjonariusze UB, przyszli aresztować prymasa, pogryzł jednego z ubeków.

Ksiądz Jan Zieja nie pełnił nigdy wysokich funkcji w kościele, krótko był proboszczem, a jednak wywarł ogromny wpływ na Polaków i polski Kościół.

Świętość, czystość, szczerość intencji, bezinteresowność wyczuwa się bardzo łatwo i doceniają to właściwie wszyscy, nawet ci, którzy nie podzielają poglądów takiej czy innej osoby i ją szanują. Niejednokrotnie przytaczałem przykład św. Alojzego Orionego, fanatycznego wręcz przyjaciela Polaków, człowieka absolutnie świętego, przed którym klękali agnostycy i całowali go w rękę. Oczywiście ksiądz Zieja nie pełniąc ważnych funkcji w kościele nie miał możliwości szerokiego oddziaływania. W epoce, kiedy jeszcze media nie miały takiej siły rażenia, takiego zakresu działania. Postać księdza, który dzisiaj też jest bardzo aktualny w swoim podejściu do ludzi, w swojej otwartości takiej ekumenicznej, w swoim absolutnym braku uprzedzenia do kogokolwiek. Przecież on zaznał i wiele złego od Rosjan i Niemców, nie było słowa skargi, nie było słowa potępienia. Bardzo mi się wydaje taka charakterystyczna jest scena dla księdza Ziei z września 1939 r., kiedy znowu jest kapelanem, znowu jest na froncie. W jego oddziale są prawosławni, on jest ich duszpasterzem, udziela im Komunii, co wówczas no było rzeczą niezwykłą, ale w obliczu śmierci to było dozwolone i przychodzą do niego Niemcy, już w obozie jenieckim. Przychodzą do niego Niemcy i nie mają kapelana i proszą go żeby odprawił im Mszę Świętą. Ksiądz Zieja się zgodził bez żadnych uprzedzeń. Nawet pisze po niemiecku kazanie, w którym miały być zawarte słowa, żeby miłość ludzi łączyła, jednoczyła. No, ale Niemcy, już to było dla nich za dużo i poprosili o Mszę Świętą bez kazania, natomiast to bardzo dużo mówi o księdzu Ziei, jako człowieku niezwykle otwartym, szanującym drugiego bez względu na to, czego od tego człowieka się doświadczyło.

Rozmawiał: Piotr Kania („Audycje Kulturalne”)

Za nami XIV Bieg Papieski w Parku Moczydło z udziałem Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. W zawodach wystartowało 330 uczestników w kilku grupach wiekowych, którzy biegli na różnych dystansach. Wszyscy otrzymali pamiątkowe medale z wizerunkiem papieża Polaka oraz logotypami współorganizatorów imprezy: Mt 5,14, Urzędu Dzielnicy Wola oraz Ośrodka Sportu i Rekreacji.

Pomysłodawcą Biegu Papieskiego jest x. kanonik Zbigniew Godlewski – proboszcz parafii i kustosz sanktuarium św. Józefa Oblubieńca NMP w Warszawie, który zorganizował pierwsze zawody o puchar proboszcza jeszcze w 2008 r.

W kolejnych latach zwiększyła się liczba uczestników imprezy i atrakcji oferowanych przez jej współorganizatorów. Mt 5,14 uczestniczyło w niej po raz kolejny, przygotowując efektowną wystawę Papież atleta do sportowców, poświęconą związkom Jana Pawła II i sportu, a także prezentując słynną muzealną „Warszawę Wojtyły” – replikę auta, którym poruszał się bp Karol Wojtyła. Nad wszystkim czuwali muzealni wolontariusze, którzy zachęcali gości do oglądania wystawy, wręczali foldery i zakładki oraz pomagali w dekoracji zwycięzców na podium.

Relację z imprezy znalazła się m.in. w Telewizyjnym Kurierze Warszawskim TVP3 Warszawa. Wystawę Papież atleta do sportowców można oglądać do końca października br. w sanktuarium św. Józefa przy ul. Deotymy.

Edgar Sukiennik, Mt 5,14

fot. Urząd Dzielnicy Wola

Pól wieku temu papież Paweł VI beatyfikował o. Maksymiliana Marię Kolbego OFMConv., franciszkańskiego misjonarza i męczennika. Przypominamy zapiski prymasa Stefana Wyszyńskiego z tych niezwykłych dni w Watykanie.

 

Rzym – 17.X.1971 – niedziela

Dzień Beatyfikacji Ojca Maksymiliana Marii Kolbe. Błogosławiony dzień!

Trudno sobie wymarzyć dzień piękniejszy. Nawet niebo przyoblekło się w lazurową szatę bez skazy chmurki, jak płaszcz Niepokalanej, wyczarowany pędzlem Murillo. – Cicho, słonecznie, ciepło, pogodnie. Plac świętego Piotra rozbrzmie­wa polską mową we wszystkich odcieniach języków świata. Franciszkanie włoscy ustawili długie łańcuchy delegacji z całej Italii. Franciszkanie polscy więcej uwagi poświęcają swoim grupom, przywiezionym z Ojczyzny. Całej pielgrzymce polskiej z kraju patronuje biskup Władysław Miziołek, a służy Jej w Romie biskup Szczepan Wesoły. Natomiast biskup Władysław Rubin, który jest bardzo zajęty Synodem, raczej poświę­ca swój czas, grupom polskim z Emigracji, które skupiły się przy polskim kościele świętego Stanisława.

Od wczesnego ranka ciągną autokary ku Bazylice świętego Piotra. Przyjechało jeszcze wiele ludzi pociągami z Polski, wiele też przybyło prywatnymi autami. Obliczamy Polaków z Kraju na trzy tysiące i Polaków z Polonii świata – także na około trzy tysiące.

Idziemy przez plac świętego Piotra z infułatem Franci­szkiem Mączyńskim, rektorem Polskiego Instytutu w Rzymie i z ks. dr. Józefem Glempem – do Portone di Bronzo. Ks. prałat Hieronim Goździewicz wybrał się znacznie wcześniej i już od 7 rano tkwi, zdaje się, w Bazylice,

Jest obecnie godzina 9.00. Ubieramy się w kaplicy Matki Bożej – Pieta. Obok w kaplicy ma się ubierać Ojciec Święty. Wszyscy są przedziwnie rozradowani. Z głębi świątyni, od konfesji, docierają głosy pieśni Serdeczna Matko. Śpiewają Polacy z kraju i z zagranicy, skupieni w bocznych skrzydłach krzyża Bazyliki Piotrowej. Śpiewają z całego serca, jak na Jasnej Górze. Dostali bardzo wygodne miejsca. Chciano nawet zrobić dla nich specjalne podia, ale przy takim tłumie mogłoby to utrudnić krążenie ludzi. W loży po prawej stronie konfesji zajmują miejsce przedstawiciele rządu PRL na Beaty­fikację Ojca Maksymiliana Kolbe: p. Ambasador Chabasiński i dyr. Skarżyński. Rząd PRL ocenia zdarzenie Beatyfikacji bar­dzo wysoko. Najlepszy dowód, że wysyła swoje przedstawicielstwo.

Kardynałowie, dygnitarze dworu Ojca Świętego, ceremoniarze, przedstawiciele z Corteo Pontificio składają nam życzenia z powodu dzisiejszej uroczystości. “Polski dzień” – mówią wszyscy. A my odpowiadamy: okazuje się chwała Boga, który “z gnoju” wyprowadza ubogiego syna Narodu udręczonego i sam upomina się o chwałę sponiewieranych w czasie wojny.

Ciśnie się mnóstwo myśli… Ileż trzeba wiary i cier­pliwości – iście hiobowej – aby to wszystko przetrzymać i doczekać się chwały Ojca narodów! Właściwie dziś w Bazylice świętego Piotra okazuje się zwycięstwo Boga Miłości nad nienawiścią, rozpętaną w czasie wojny. Dopełnia się wielka synteza potwornych dziejów wojny. Widzimy jasno sens wytrzymałości ponad miarę – dla dobra Ojczyzny, dla chwały Boga i Niepokalanej. Bóg w tej Beatyfikacji chce zostawić Znak czasu dla przyszłych dziejów Rodziny ludzkiej, która ma nadal przezwy­ciężać świat wiarą i miłością. To jest program dla przyszłości rozwojowej Rodziny człowieczej. Nie­nawiść skonała, została miłość uwielbiona i wyniesiona dziś do chwały ołtarzy. Gdy się o tym myśli, nie sposób opanować łez serdecznego wzruszenia.

Ojciec Święty przychodzi z kilkuminutowym opóźnieniem. Witam Go, dziękując, że raczył sam przewodniczyć dzisiejszej uroczystości. Za chwilę znika w bocznej kaplicy, gdzie ubiera się w pontyfikalia. Ceremoniarze ustawiają Corteo Pontificio. Są tu polscy franciszkanie i przedstawiciele różnych dykasterii papieskich. W koncelebrze jest 6 osób: Prymas Polski, kardynał Wojtyła, kardynał Jan Król z Filadelfii, biskup Jan Zaręba – jako ordynariusz miejsca urodzenia Ojca Kolbe, arcy­biskup z Tokio Shirayanagi i generał franciszkanów – o. Heiser.

Gdy Papież ukazuje się w Bazylice, Włosi zgromadzeni przy drzwiach rozpoczynają swoje potężne wołanie – Evviva il Papa! To wołanie do Ojca Świętego jest dla mnie zawsze wstrząsające, chociaż już tyle razy brałem udział w Corteo.

W miarę jak zbliżamy się do Konfesji, wchodzimy w nieco odmienną atmosferę – jest tu nieco ciszej, ale Papież widzi po twarzach, że tu się wszyscy modlą i … płaczą. Głos jest stłumiony, nie przyzwyczajony do krzyku, ale przebija przezeń polskie: “Niech żyje”! Polacy mówią bardziej sercem niż wargami. Wyznają swoją wiarę milczeniem i modlitwą.

Ojciec Święty kroczy ze swoim krzyżem w dłoni, którym się podpiera. Wprawdzie go nie widać z głębszych miejsc Bazy­liki, ale – jest, życzliwie się uśmiechając i błogosławiąc. W Bazylice panuje ogromny tłok. Wydano ponad 30.000 biletów. Nasi Rodacy są także bardzo stłoczeni. Ale pomimo tego jest wzorowy porządek – każdy na swoim miejscu.

Rozpoczyna się celebra. Cichnie powoli Serdeczna Matko, dochodzi do głosu Introit dzisiejszej Mszy św. o Błogosławio­nym Maksymilianie Marii. Antyfonę do Introit wykonuje chór papieski pod batutą słynnego Bartolucci. Zbliżamy się do ołtarza przy Konfesji św. Piotra, całujemy mensę ołtarzową i przechodzimy na swoje miejsce, przygotowane po obydwu stro­nach Konfesji. Przed nami piękny obraz: purpury kardynałów, zebranych w wielkiej liczbie; za nimi polscy Biskupi – ponad 40! Potem członkowie Synodu i duchowieństwo z Polski. Za moimi, plecami “dyszy” modlitwa polska.

Przedstawiciel Kongregacji Pro Causis Sanctorum – Arcybiskup Antonelli prosi Ojca Świętego o zaproszenie do grona Błogosławionych – Sługi Bożego Ojca Maksymiliana Marii Kolbe. Biskup Władysław Rubin podaje tekst w języku polskim. Ojciec Święty sam odczytuje uroczyste orzeczenie Beatyfikacji. Jest to rzeczą niezwykłą, ponieważ czyni to osobiście tylko przy aktach kanonizacji. Dla Ojca Maksymiliana Kolbe Papież zrobił wyjątek. Potężnie brzmią słowa pod sklepieniem Bazyli­ki Piotrowej, które pójdą na wszystek świat i brzmieć będą przez wszystkie wieki: Servum Dei Maximilianum Mariam Kolbe… in album Beatorum adscribimus!– Papież wyznacza równocześnie dzień męczeńskiej śmierci nowego Błogosławione­go – 14 sierpnia – dla corocznego oddawania Mu czci. Aula Bazyliki napełnia się frenetycznymi oklaskami. Zdaje się, że to jeden wielki huk potężnego morza.

Ojciec Święty intonuje hymn Gloria in excelsis podję­ty przez wszystkich. Śpiew jest mocny, wspaniały. Powoli opa­da zasłona w Glorii Berniniego i ukazu­je się w niej prześwietlona słońcem postać Błogosławionego Maksymiliana Marii, lecącego do nieba z otwartymi ramionami, w zachwycie. Całe życie śpiewał on swą ukochaną pieśń do Niepokalanej: Już niedługo ujrzę Ją. Wygląda teraz w Glorii Berniniego, jakby właśnie ujrzał Ją! Jakie to przedziwne. Mamy jeszcze przecież oczy pełne Ojca Maksymiliana, leżącego na kamiennej posadzce bunkra głodowego w Oświęcimiu, sponie­wieranego, udręczonego ponad wszelką miarę, konającego dobro­wolnie za brata współwięźnia. Ale upomniała się o niego Niepo­kalana, dla której żył i umierał, sięgając po białą i czerwo­ną koronę. I oto dzisiaj Kościół Boży pod­nosi Go niejako z kamiennej posadzki celi śmierci i z prochów krematorium, gdzie zostało spalone jego ciało. Umieszcza go w chwale ołtarzy, kładąc mu na głowę trzecią koronę – złotą, o której pokorny Sługa Maryi nigdy nie pomyślał. Tak Bóg czci przyjaciół swo­ich, a cóż dopiero, gdy są to przyjaciele Jego Ukochanej Matki!

Papież śpiewa teraz modlitwę do Błogosławionego Maksy­miliana Marii. Po raz pierwszy Kościół modli się do Niego. Znowu oklaski, długo nie milknące.

Liturgia słowa – pierwsza lekcja po polsku.  Czyta ks. Bogumił Lewandowski. Druga – po włosku, Ewangelia – po łacinie. Teksty liturgiczne są przedziwnie trafnie dostosowane. Zostały podobno osobiście dobrane przez samego Papieża: “A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Odejście ich poczytano za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim zrozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności… Bóg ich doświad­czył jak złoto w tyglu i przyjął jak całopalną ofiarę. W dzień nawiedzenia swego zajaśnieją…”- Jakież to wspania­łe odzwierciedlenie dobrowolnej ofiary i męczeńskiej kaźni Ojca Maksymiliana, oraz nagrody, którą otrzymuje dziś od całego Kościoła, w chwale nieba, w obliczu wszystkich narodów, A czyż mogły być lepiej dobrane, słowa Ewangelii, którą śpie­wa Kardynał Vaggnozzi; “Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości nad tę, gdy kto życie swoje daje za przyja­ciół swoich” – Ojciec Maksymilian wypełnił nakaz Chrystusa dosłownie! – Sięgnął po stopień miłości najwyższej.

Po odczytaniu Ewangelii, Ojciec Święty wygłasza homilię w języku włoskim. Jest zwarta i bardzo mocna. Papież podkre­śla zasadniczy rys duchowości nowego Błogosławionego: niezwykłą miłość do Matki Najświęt­szej, jego maryjny żar apostolski i głęboko teologiczne podstawy, jakimi kierował się w swej nauce i entuzjastycznym kulcie Maryjnym. Zaznaczył mocno, że cha­rakterystyczną „rzec można – oryginalną cechą mariologii Ojca Kolbe jest wyjątkowe znaczenie, jakie przypisuje Jej zadaniu – wśród obecnych potrzeb Kościoła”. Jest to niezwykle odważne twierdzenie Ojca Maksymiliana, na wiele lat przed Soborem Watykańskim II, który naukę o Maryi umieścił w Konstytucji dogmatycznej o Kościele

Dalej Ojciec Święty mówi o wstrząsającej śmierci Ojca Maksymiliana i towarzyszących jej okolicznościach. W mocnych słowach stwierdza, że miliony padły ofia­rą przemocy, pychy i kultu rasy, i że dzieje świa­ta nie będą mogły wykreślić tych tragicznych kart. Punkt świe­tlisty, przezwyciężający tragizm nienawiści – to Ojciec Maksymilian Kolbe.

W dalszym ciągu Ojciec Święty podkreślił marty­rologię Narodu polskiego, Jego wier­ność Chrystusowi i Stolicy Apostolskiej, oraz niezłomną ufność Polaków w cudowną opiekę Matki Najświętszej.

Po homilii Papieża następuje modlitwa wiernych, w językach: francuskim, angielskim, polskim, niemieckim, hisz­pańskim i portugalskim. Wszyscy odpowiadają: Te rogamus, audi nos.

Zbliżamy się do ołtarza, by stanąć obok Ojca Świętego. Ja stoję po prawej stronie – obok mnie – kard. Król z Filadel­fii i arcybiskup z Tokio Shirayanagi. Po drugiej stronie – kardynał Karol Wojtyła, biskup Zaręba i generał franciszkanów Heiser. Modlitwa napełnia serca wszystkich.

Teraz formuje się procesja z darami. Idzie przed Obli­cze Papieża Pan Gajowniczek, ten właśnie, za którego Ojciec Kolbe poszedł na śmierć. Podaje Papieżowi puszkę z hostiami do Komunii św. Ojca Świętego i koncelebransów. Siwą głowę Gajowniczka Papież serdecznie obejmuje i przytula do serca. Następują pary czarnych habitów ze świecami, a wreszcie na­szych polskich górali “spod samiutkich Tater” i z Żywca. Za nimi olbrzymi kosz biało-czerwonych kwiatów, jakby sztandar polski i symbol biało-czerwonej korony Ojca Maksymiliana, niosą Krakowianka i Japonka. Właśnie Polacy śpiewają: “Jak pośród kwiatów wonna lilia, jak wśród gwiazd zorza, Zdrowaś Maryja”. Wspaniale i entuzjastycznie brzmi śpiew Polaków na Beatyfika­cji Rodaka, który umarł śmiercią głodową, z miłości do Niepo­kalanej i braci. “Ty, coś karmiła świata Zbawienie, i nam jak Matka, daj pożywienie”.

Zbliża się moment Podniesienia. Ojciec Święty podnosi białą Hostię i obraca się z Nią w pozostałe trzy strony świa­ta, pokazując wszystkim Ciało Pana, a potem w kielichu – Jego Krew. Pochylają się wszystkie głowy ku Najświętszym Postaciom, wyniesionym dokładnie nad grobem Pierwszego Apostoła – Piotra.

W Bazylice panuje atmosfera niezwykłej modlitwy i ducho­wego podniesienia. Polacy z kraju modlą się i śpiewają jak na Jasnej Górze, zjednoczeni ze sobą wzajemnie, z Polonią świata i z całym Kościołem Powszechnym. Czuje się tu moc zjed­noczonego Narodu, który wie, że jest… na Opoce! Pierwszy raz od przeszło 30 lat są tutaj, w Bazylice Piotrowej, u stop Namiestnika Chrystusowego, jako delegacja z Kraju, i to w liczbie tak pokaźnej. Tyle lat trwali na kolanach w Ojczyźnie za Kościół święty, za Sobór, za Synod, za Papieża. I oto teraz spełniają się ich marzenia: Są razem, w Rzymie, jako żywa cząstka wierzącego Narodu, wsparci na Opoce, której Naród Polski pozostał zawsze wierny. Są w momencie, gdy ich Brat, jakby “delegat” udręczonego Narodu, który skupił na sobie całą mękę Polski, wznosi się do chwały ołtarzy, zabierając tam jakby wraz z sobą całą naszą wierzącą, katolicką Ojczyznę.

Zbliża się moment Komunii świętej. Śpiew polski: “Bądźże pozdrowiona Hostyjo żywa”, podrywa wszystkie serca. Mocno śpiewa kardynał Jan Król, śpiewają i inni, chociaż nie rozumieją znaczenia słów, wydrukowanych w książce litur­gicznej, rozdanej uczestnikom uroczystości. Formują się dwa szeregi przystępujących do Komunii świętej, udzielanej przez Papieża. Ojciec Święty obdziela Ciałem Eucharystycznym Konce­lebransów. Przeszło 40 kapłanów idzie na bazylikę rozdawać Komunię świętą – wśród nich 14 kapłanów polskich.

Papież udziela Komunii św. wybranym 5o osobom z Polski i 50 z innych krajów. Wzruszający to obraz wspólnoty ludów, karmionych, przez Chrystusa dłońmi Jego Zastępcy na ziemi!

Msza św. się kończy. Jeszcze rozlegają się pod kopułą słowa pieśni Witaj Jezu, Synu Maryi – z wielką mocą i wiarą. Wsłuchują się w te głosy kardynałowie i Sodales Synodu.

Formuje się Corteo Pontificio – wzdłuż Bazyliki. Tym razem Ojciec Święty niesiony jest na Sedia Gestatoria, aby mógł być widziany przez wszystkich. Najpierw Papież niesiony jest wokół Konfesji. Zbliża się do ramienia krzyża Bazyliki, w której stoją Polacy. Entuzjazm niebywały! Ojciec Święty wyciąga ręce, pozdrawia. Polacy szaleją! Prawie wszyscy pła­czą – z radości. Przy drzwiach Bazyliki tłoczno.

Dziękuję Ojcu Świętemu raz jeszcze za to, że osobiście beatyfikował Ojca Maksymiliana Kolbe. Papież jest rozradowa­ny i bardzo wzruszony. Wracamy do domu przez Bramę św. Anny. W tym czasie Plac świętego Piotra przepełniony jest Pielgrzy­mami: tymi, którzy nie mogli dostać się do Bazyliki i tymi, którzy wyszli z Bazyliki na plac. Ojciec Święty ukazuje się w oknie domu papieskiego i mówi piękną, krótką homilię o Błogosławionym Maksymilianie Marii i Jego czci dla Matki Najświętszej. Razem z zebranymi tłumami odmawia Augelus Domini.

Na godzinę 13-tą jestem zaproszony na obiad do Ojca Świętego. W sali Różańca świętego, gdzie znajdują się wielkie mozaiki tajemnic różańcowych na ścianach – czekamy na Papieża: kardynał Wojtyła, ja, i biskup Rubin. Przyłączyli się do nas Mons. Macchi i drugi kapelan Ojca Świętego. Papież wita się z nami, już drugi raz w tym dniu – niezwykle serdecznie. Wrę­czam Ojcu Świętemu dary przywiezione z Polski. Najpierw – album soborowy śp. Jadwigi Walker, wydany przez Pallotynów w Poznaniu. Nadto wręczamy Ojcu Świętemu album z 5 września 1971 roku, ilustrujący uroczystości na Jasnej Górze – oddania Kościoła Powszechnego i świata Matce Najświętszej przez cały Episkopat Polski i delegacje Narodu. Przy tej okazji wznawiamy sprawę rozdanego Biskupom na Synodzie Memoriału – dotyczącego ofia­rowania świata Matce Kościoła, co było przecież największym pragnieniem Ojca Maksymiliana, który cały świat chciał zdobyć dla Niepokalanej. Papież przyjął również małą figurkę Błogo­sławionego Maksymiliana Kolbe – pracę górali tatrzańskich.

Przechodzimy do sali stołowej. Ojciec Święty jest nie­zwykle pogodny, rozmowny, rozradowany dzisiejszą uroczystoś­cią w Bazylice. Odnosi się wrażenie, jakby jakiś ciężar spadł z Jego ramion. Może ujął Mu ciężaru Błogosławiony Maksymilian Maria, przywołując swą Umiłowaną Matkę Niepokalaną na pomoc Papieżowi i Kościołowi? Wszak uczynił tak przed laty, 17 paź­dziernika 1917 roku. Gdy widział, jak nieprzyjaciele Kościoła rzucają kamieniami w okna Watykanu, sprzeciwiając się Zastęp­cy Chrystusa na ziemi, założył “Milicję Niepokalanej” dla wspo­magania Papieża i ratowania Kościoła. Dziś właśnie jest rocz­nica tego pamiętnego dnia i dzień dzisiejszy został wybrany na Beatyfikację O. Maksymiliana. Jest to wymowny znak, skąd przyjdzie Papieżowi i Kościołowi Powszechnemu, pomoc i ratunek …

Obiad trwa godzinę. Z uwagi na rodzinny charakter spot­kania nie notuję tego, co mówiliśmy. Wyrażamy Ojcu Świętemu słowa radości, że jest On tak podniesiony na duchu, rozrado­wany i pełen podziwu dla atmosfery modlitwy, jaką Polacy wnieśli do Bazyliki – przez swego ducha wiary, czci dla Papie­ża i modlitewnego śpiewu. Ojciec Święty podkreśla bowiem nieustannie, że dawno nie doznał tak głębokiej radości i po­ciechy, jak dzisiaj, z powodu entuzjastycznej wiary Narodu pol­skiego, którą zobaczył na własne oczy w Bazylice Piotrowej.

Po obiedzie Papież wręcza nam dary: piękne brązowe odlewy świętego Piotra na krzyżu i książeczki ze swymi przemó­wieniami na Wschodzie.

Wstępujemy do kaplicy, aby się pomodlić. Ojciec Święty modli się do Matki Najświętszej i Błogosławionego Maksymilia­na Marii. – Prosimy o błogosławieństwo.

Długo jeszcze gawędzimy w drodze do wyjścia. Papież zwleka z pożegnaniem, ale my wiemy, że należy Mu się odpoczynek.

Wracamy rozradowani, że Kościół polski sprawił dziś Głowie Kościoła Chrystusowego tyle radości, i to w imię Czci­ciela Matki Najświętszej!

21.00 – godzina Apelu Jasnogórskiego! Kończy się ten błogosławiony, jasny dzień! Dzień zwycięstwa pokornego Ojca Maksymiliana. Dzień zwycięstwa Miłości, która nie umiera! Dzień zwycięstwa Narodu polskiego, którego owoc wiary zajaśniał dzisiaj w chwale ołtarzy. Ale nade wszystko – dzień zwycięstwa Służebnicy Pańskiej, Niepokalanej Matki Boga Człowie­ka i Matki Kościoła, która wychowuje sobie takich synów, a za zawierzenie całkowite Jej – płaci aż tak! Chwała Jej sługi, jest Jej chwałą. Chwała Narodu Jej całkowi­cie oddanego – jest Jej chwałą!

Dzień dzisiejszy jest potwierdzeniem naszej polskiej drogi – przez Maryję do Jezusa. Jeżeli ze szkoły Maryi wychodzą tacy ludzie, jak Bł. Maksymilian Kolbe, to Naród polski, miłujący Maryję całą potęgą gorącego serca, jest w dobrej szkole i na dobrej drodze. Gdyby nas kto dzisiaj zapytał, co było tajemnicą miłości i wytrwałości – aż do męczeńskiej śmierci – O. Maksymiliana, odpowiedzielibyśmy bez wahania: miłość do Niepokalanej. Ale gdyby nas ktoś zapytał – co dziś niejednokrotnie miało miejsce – co jest tajemnicą jedności, wiary i wytrzymałości Narodu polskiego, wśród największych nawet cierpień – odpowie­dzielibyśmy również bez wahania: miłość i oddanie się Maryi, Matce Kościoła, przedziw­ny związek z Panienką Jasnogórską, Zwycięską Dziewicą Wspomożycielką. Ludzie i narody mają swoje tajemnice… Tajemnica Bł. Maksymiliana Marii Kolbe i tajemnica Narodu, polskiego jest ta sama: na imię Jej – Maryja!

Dlatego dzisiaj Wieczna Roma oglądała ze zdumieniem tych przedziwnie wierzących, rozmodlonych i rozśpiewanych ludzi znad Wisły, Odry, Bugu, nie rozumiejąc: skąd im to wszystko?!

Błogosławiony nasz Ojcze Maksymilianie! Wydaje nam się, że spełniamy wiernie Twój niepisany Testament, gdy całą Polskę i wszystkich Polaków oddajemy w macierzyńską niewolę miłości Maryi, za Kościół Święty, który Ty chciałeś ratować w Imię Niepokalanej! Spełniamy Twój Testament, gdy prowadzimy Społeczną Krucjatę Miłości, ucząc miłować braci tak, by życie umieli oddawać za innych, jak Ty. Spełniamy go, gdy podejmujemy dzieło „Pomocników Maryi”, które jest jakby przedłużeniem Twej „Milicji Niepokalanej” na czasy współczesne! Pomóż nam, by każdy Polak oddał się całkowicie Matce Najświętszej, stając się w Jej Dłoniach narzędziem wspomagania Kościoła i ratowania braci dla Chrystusa.

A wreszcie pomóż nam spełnić to, co było największym pragnieniem Twego życia – by cały świat zdobyć dla Maryi, Matki Kościoła, iżby Błogosławioną zwały Ją wszystkie narody ziemi.

 

Rzym – 18.X.1971 – poniedziałek

Godzina 7.30 – Msza święta w kaplicy domowej Instytutu Polskiego. W czasie Mszy śpiewamy polskie pieśni dziękczynne za dzień wczorajszy, który jest na ustach wszystkich. Dziękujemy Bogu za to, co uczynił przez Maryję Niepokalaną, aby “wywyższyć ubogiego” i dać satysfakcję Narodowi. Dziś czujemy, że właś­ciwie wojnę wygrał Błogosławiony Ojciec Maksymilian Maria Kolbe. On wyszedł na tej wojnie najlepiej – do chwały w niebie!

9.oo – W drodze do Auli Synodalnej, przed Bazyliką groma­dzą się Pielgrzymi polscy, by razem przejść do Groty Matki Naj­świętszej z Lourdes w Ogrodach Watykańskich – na Mszę św., którą odprawi arcybiskup Baraniak.

W Auli Synodalnej – wszyscy są rozradowani. Zapewniają, że nigdy nie przeżyli takiego duchowego nastroju. Kard. Duval mówi: “Bóg wczoraj zwyciężył!”. Kardynał Confalonieri dodaje: „To największy dzień dla Waszej Eminencji.” Skwapliwie kieruję wszystko ku Bogu – Comune gioia nella S. Chiesa! Inny biskup zapewnia: „To satysfakcja Boża dla narodów uciśnionych”! – “To nasza wspólna radość. Księże Biskupie – odpowiadam. Bóg chciał dać chwałę człowiekowi, który wszystko postawił na Niepokalaną”.

Trzeba być dzisiaj bardzo uważnym, by ustrzec się najlżej­szej myśli satysfakcji osobistej. W czasie tego rozgwaru człowiek mały modli się, by nie myślał, że jest kimś, bo tylko Bóg jest Kimś – Benedictus Deus in sanctis suis!

12.3o – Biskup Rubin przychodzi na circolo i prosi, byśmy z biskupem Stefanem Barełą przeszli już do Sali Audiencjonalnej i oczekiwali na przyjazd Ojca Świętego. Sala już jest napeł­niona Pielgrzymami, którzy śpiewają. Z kardynałem Wojtyłą czeka­my w holu. Obecny jest arcybiskup Martin. Ojciec Święty zostaje przyjęty śpiewem – My chcemy Boga. Gdy zajął miejsce w centrum wielkiego podium wspaniałej sali, wygłaszam przemówienie imie­niem Biskupów, Duchowieństwa i Pielgrzymów. Przemówienie w języ­ku polskim przerywane jest oklaskami wiernych. Oto wyjątki z tego przemówienia:

[…] Masz przed sobą, Ojcze Święty, Polaków z Kraju, i Polaków z całego świata, rozproszonych po globie – wśród ludów i narodów. Dziś wszyscy, niezależnie od tego, gdzie żyjemy i pracujemy, czujemy się zjednoczeni przy Twojej Osobie. Oglądamy Cię oczyma Wiary, jako Zastępcę Chrystusa, który sprawia, że wszyscy stanowimy jedno, Congregavit nos in unum Christi Amor.

[…] Na wczorajszą uroczystość w Bazylice św. Piotra – której raczyłeś sam przewodniczyć – przybyliśmy ex omni populo et natione. Ma ona dla nas pocieszającą wymowę. Przecież ta uro­czystość zrodziła się z męki, udręki, ogni i popiołów obozów koncentracyjnych, strasznych miejsc wyniszczenia absolutnego Narodu Polskiego. Potworny plon nienawiści został zniweczony przez Ojca ludów i narodów. Przeprowadził nas Bóg przez ogień i wodę i wyprowadził na miejsce ochłody.

Co więcej – Bóg wsławił swoje Imię wśród nas w wielkich naszych Męczennikach; na tle milionów ludzi wyniszczonych, setek tysięcy spalonych w piecach krematoryjnych, w obliczu zbombardowanych miast i wsi – nie utraciliśmy wiary w Miłość Boga, w Jego Opatrzność i Moc, która zdołała wszystko prze­zwyciężyć.

[…] Stoją przed Tobą, Ojcze Święty, Dzieci Narodu, który w świecie uważany jest za Naród Chrystusowy i Maryjny. Nasze wiekowe doświadczenia zostały potwierdzone w tym właśnie, że nienawiść została zwyciężona przez Miłość Rycerza Niepokalanej.

Właśnie dlatego Episkopat Polski oddał Kościół w Polsce i cały Naród 3 maja 1966 roku – Matce Kościoła, w Jej macierzyń­ską niewolę miłości w nadziei, że na tej drodze dochowamy wier­ności Chrystusowi. Oddaliśmy również cały świat Matce Kościoła – 5 września 1971 roku, wyrażając przez to, że jest to bezpieczna droga do Chrystusa dla całej Rodziny ludzkiej. Dlatego zaprosi­liśmy Biskupów całego świata, odpowiednim Memoriałem, aby poświęcili Matce Kościoła swoje ludy i narody, dla ratowania Kościoła w świecie współczesnym.

A teraz, w obliczu wyniesionego wczoraj na ołtarze wielkiego Miłośnika Maryi, który cały świat chciał zdobyć dla Niepokalanej i Jej mocami ratować Kościół i zagrożoną Rodzinę ludzką, przed­stawiamy Ci, Ojcze Święty, naszą pokorną, a zarazem najdroższą – prośbę: byś zechciał raz jeszcze cały Kościół Powszechny i całą ludzkość oddać w macierzyńskie Dłonie Maryi, Matki Kościoła – tym razem wspólnie ze wszystkimi Biskupami świata, odpowiedzialnymi za Chrystusowe oblicze ziemi. Prosimy Cię pokornie, byś uczynił to w roku następnym, który będzie 30-tą rocznicą pierwszego poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi, przez Ojca Świętego Piusa XII.

[…] W Twoim obliczu, Ojcze Święty, chcemy wyznać naszą żywą Wiarę… Chcemy wyrazić naszą głęboką ufność ku Matce Kościoła. Chcemy Cię zapewnić, że zawsze pozostaniemy wierni Kościołowi. Chcemy Cię zapewnić o naszej głębokiej czci i ufności ku Twojej Osobie […]

Po moim przemówieniu głos zabiera Ojciec Święty. Biskup Rubin jest tłumaczem. Oklaski prawie nie milkną. Podaję tylko wyjątki gorącego przemówienia Papieża, które rozgrzało serca Polaków:

„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

[…] Witamy Was, wszystkie Dzieci Umiłowanej Polski, którzy przybyliście, aby uczcić waszego Brata, uwielbionego w niebie, Błogosławionego Maksymiliana Kolbe. […] Witamy Ciebie – Mło­dzieży i Was – Robotników! Witamy wszystkich wierzących; mężczyzn i niewiasty. Przez waszą obecność sprawiliście nam radość, bo znaleźliśmy, się wśród Narodu umiłowanej Polski. Łączymy się z Wami w żałobie po synach i córkach waszego Narodu, którzy odda­li życie w obronie wolności własnej Ojczyzny, a także wolności – Italii, jak bohaterowie polegli na Monte Cassino, gdzie też znajdują się ich groby.

Pragniemy również pozdrowić z szacunkiem Władze cywilne Polski, które swoją obecnością chciały uczcić nadzwyczajne zda­rzenie beatyfikacji Ojca Maksymiliana Kolbe. Polecamy pośrednic­twu i opiece nowego Błogosławionego całą jego Ziemię ojczystą, której służył religijną działalnością, a którą wsławił swoim „męczeństwem miłości”, aby cały Kraj mógł radować się wolnością, pokojem religijnym i obywatelskim, oraz dobrobytem należnym tradycyjnym zaletom ludzkim i religijnym szlachetnego Narodu polskiego.

[…] Przyjmujemy Was i witamy w imieniu waszych tysiąclet­nich dziejów, które czynią z Was Naród wielki, mężny, chrześci­jański, o wysokiej kulturze.

[…] Wzywamy waszych Świętych, aby to nasze spotkanie zosta­ło pokrzepione ich opieką.

[…] Ale w szczególny sposób wzywamy teraz waszą Matkę Bożą Częstochowską, aby Was strzegła, pocieszała i zjednywała Wam wszelkie łaski Chrystusa, dla waszego dobra materialnego i du­chowego. Modlimy się do Niej i modlić się będziemy za Was, w tej intencji.

[…] Dzieci Katolickiej Polski – bądźcie wiernymi! Wiernymi waszej wierze katolickiej, wiernymi waszym tradycjom religijnym i obywatelskim, wiernymi waszej postawie Narodu zdrowego, Narodu zjednoczonego, Narodu mocnego.

[…] Bądźcie wiernymi, a więc postępujcie jako szczerzy katolicy! Bądźcie wiernymi, a więc miejcie świadomość waszej przynależności do współczesnej rodziny międzynarodowej i waszego powołania: narodu zjednoczonego, zgodnego, o wysokiej kulturze. Bądźcie wierni w wydobywaniu wartości moralnych z waszych minio­nych cierpień, przez przebaczenie i wytrwałość, a zwłaszcza przez dostrzeganie duchowych potrzeb młodzieży oraz społecznych potrzeb waszego pracującego ludu! Bądźcie wiernymi, a znajdziecie w Koś­ciele, który Was wychowuje, Wami się opiekuje i prowadzi Was do nieprzemijających celów Królestwa Bożego, już tu obecnego i wiecznego – ufną nadzieję, która zapewni Wam życie dobre, praco­wite i radosne.

Niechaj przykład i pomoc waszego nowego Błogosławionego umocni to nasze wezwanie. Niechaj uczyni je owocnym dla Was, tu obecnych, oraz dla wszystkich waszych drogich w Polsce i w świe­cie, którym przekazujemy Nasze Apostolskie Błogosławieństwo”.

Po przemówieniu Ojca Świętego przedstawiam Mu, według spo­rządzonej listy, osoby do tego przeznaczone. Potem przedstawiają się wszyscy biskupi polscy, którzy w liczbie ponad 40 brali udział w Beatyfikacji.

Schodzimy do grona osób, które siedziały na podium za pra­łatami. – Wyprowadzam zza ich pleców zespół folklorystyczny górali i Żywczan. Ojciec Święty chce się z nimi fotografować. Prałaci z dworu nieco oponują, ale Mons. Macchi decyduje, widząc że Ojciec Święty zaprasza do fotografii. Papież dostał ciupagę i oszczypki, z czego bardzo się cieszy. Wszystkim niesłychanie podobali się Górale, którzy już na placu Świętego Piotra wzbudza­li sensację.

Audiencja zbliża się do końca. Powoli schodzimy na salę. Na wszystkie strony Ojciec Święty jest rozrywany przez wyciąg­nięte dłonie rozkochanych Polaków. Wychodzimy wśród wielkiego krzyku do holu. Po pożegnaniu Ojca Świętego, wracam na Salę, gdzie na podium jest jeszcze wiele zdjęć fotograficznych, między innymi z panem Gajowniczkiem, góralami, franciszkanami, Instytutem.

Wspaniała audiencja, pełna szczerego uczucia, śpiewu, radoś­ci, przedziwnej jedności, wiary – dobiegła końca. Nasi pielgrzymi przyszli tu po nabożeństwie przy grocie Matki Bożej z Lourdes – w Ogrodach Watykańskich, gdzie Mszę świętą odprawił i wygłosił kazanie o Błogosławionym Maksymilianie Marii – arcybiskup Baraniak.

18.oo – W Bazylice Dodici Apostoli – Polonia czci Błogosła­wionego Maksymiliana Marię Kolbę. Wielka koncelebra, w której biorą udział kardynał Karol Wojtyła, arcybiskup Baraniak, arcy­biskup Kominek, biskup Rozwadowski, biskup Zaręba, biskup Hendsbach z NRF, generał Heiser, 4 ojców z Niepokalanowa i 4 księży z obozów koncentracyjnych. Ponad 20 osób! Wygłaszam homilię pt. Ojciec Kolbe wygrał wojnę – wykazując znaczenie tego zwycięstwa na poziomie indywidualnym i ogólnoludzkim.

Wiele osób przystępuje do Stołu Pańskiego. Wszyscy śpiewają tak mocno, jak tylko Polacy śpiewać umieją: jedna wiara, jeden duch, jeden Naród, zda się – jedno serce! Jeśli gdzie, to tu w Rzymie, na uroczystościach beatyfikacyjnych, Polacy poczuli się jakąś przedziwną, nierozerwalną jednością. Może sobie nawet nie uświadamialiśmy, jak bardzo jesteśmy jedno! Śpiew polski brzmi tu tak, jakby te 6 tysięcy Polaków z Kraju i z Polonii świata stanowiło jeden zgrany chór, który ćwiczył pieśni na Beatyfikację od wielu lat. Gdy zaintonowano Błękitne rozwińmy sztandary, śpiew stał się jakąś potęgą radości i nadziei. Zdawało się, że błękitny płaszcz Niepokalanej, otulającej Bło­gosławionego Maksymiliana Marię w obrazie głównego ołtarza, rozciągnął się na całą Bazylikę, na Polskę, na świat.

Ojciec Heiser, generał franciszkanów wręcza mi piękny relik­wiarz. Dziękuję po włosku.

Było to niezwykłe dla Romy wystąpienie ludzi, którzy w świe­cie zobojętniałym – modlili się całą narodową duszą. Takiego śpiewu nikt dawno w Rzymie nie słyszał. I takiej atmosfery modlitwy, w świecie umiaru, rozwagi i wyważonej pobożności – nikt dawno nie widział.

Bazylika 12 Apostołów zamieniła się w kościół polski, ze wszystkimi jego modlitewnymi ustami.

 

Rzym – 19.X.1971 – wtorek

9.00 – In Aula Synodali. Obecny Ojciec Święty. Kardynał Duval dziękuje Ojcu Świętemu, że raczył w czasie Synodu beaty­fikować Maksymiliana Marię Kolbe – wspaniały wzór kapłaństwa współczesnego. „To postać ubogiego człowieka, który jest świat­łem dla kapłanów całego świata”. Nadto prosi Ojca Świętego, by pozwolił ex praesidio podziękować „Episkopatowi Polski za całą pracę duszpasterską we wspaniałym Narodzie polskim, którego zapał religijny wszyscy podziwiamy. Owoc pracy Episkopatu Polski widzieliśmy we wczorajszej Beatyfikacji”.

„Jest nam wiadomo, że w przesławnym Sanktuarium Matki Naj­świętszej na Jasnej Górze – modli się za Synod dniem i nocą Naród polski, wysyłając tam delegacje parafialne”. Kardynał Duval składa podziękowanie ex praesidio za te modlitwy Narodu Polskiego w in­tencji Synodu. Podziękowałem przez powstanie. Ojciec Święty życz­liwie się uśmiechnął.

Wszystko – „Tobie Dziewico na chwałę, Niepokalanie Poczęta!” Matko Chrystusowa, Matko Kościoła i Matko nasza! Przez wstawien­nictwo naszego nowego Błogosławionego – Maksymiliana Marii Kolbe.

Omnia – per Mariam – Soli Deo!