EN

Belgijskie Banneux to niewielka miasteczko położona niedaleko Liège, w pobliżu granicy niemieckiej. 90 lat temu miały tu miejsce objawienia Maryi, która ukazała się 11-letniej Mariette Beco. Banneux odwiedził także papież Jan Paweł II w maju 1985 r. podczas pielgrzymki do Belgii.

Niesamowite zdarzenia w Banneux miały swój początek 15 stycznia 1933 r. W zimowy niedzielny wieczór mała Mariette właśnie była z mamą w kuchni i spoglądała przez okno czekając na młodszego brata. W pewnym momencie w ogrodzie zauważyła kobietę, która pomimo zimna była boso, ubrana tylko w zwiewną białą suknię, przepasaną niebieską szarfą. Na głowie miała biały welon, a w ręku trzymała różaniec. Kobieta nie wyglądała na zmarzniętą. Unosiła się nad ziemią na obłoku, Mariette zauważyła także, że spod sukni wystawała bosa stopa ze złotą różą.

Pozdrowienie anielskie

Dziewczynka najpierw myślała, że wszystko jej się tylko wydaje, ale ponownie podeszła do okna i sprawdziła, Kobieta nadal tam była i uśmiechała się do niej. Mariette wzięła do ręki różaniec i zaczęła odmawiać Pozdrowienie anielskie. Kiedy patrzyła na kobietę widziała, że jej wargi także się poruszają – Maryja modliła się razem z nią.

Mariette opowiedziała o tym matce, ale ta nie uwierzyła jej. Rodzina Beco bynajmniej nie była przesadnie religijna. Rzadko widywano ją w kościele, a Mariette – najstarsza z siedmiorga rodzeństwa, nie wyróżniała się jakoś szczególnie, w każdym razie rodzice nie dbali o jej religijne wychowanie. Jedenastolatka jednak miała na swoim stoliczku wizerunek Matki Bożej i czasami przed snem modliła się różańcem, który kiedyś przypadkiem znalazła na drodze wiodącej do szkoły.

Następnego dnia miejscowy ksiądz Louis Jamin, ujrzał zdziwiony Mariette na porannej Mszy św. w kościele. Mariette pojawiła się także na lekcji religii. Zaintrygowany – dziewczynka nie pojawiała się bowiem w kościele zbyt często – począł wypytywać Mariette. Ta zwierzyła się mu z objawień dnia poprzedniego. Mimo wątpliwości – wypytywał szczegółowo dziewczynkę, podejrzewając autosugestię w rezultacie zasłyszanych opowieści o objawieniach w Fatimie i niedawnych zdarzeniach w pobliskim Beauraing – kapłan zanotował świadectwo dziewczynki.

Dziewica Ubogich

18 stycznia podczas drugiego objawienia, Mariette uklękła w ogródku i zaczęła odmawiać Różaniec. Nagle uniosła ręce w górę. Ujrzała postać, która utrzymywała się nad ziemią na obłoku, wydawała się modlić razem z dziewczynką. Po chwili dziewczynka opuściła ogród i zaczęła oddalać się od domu idąc w górę lekko wznoszącej się ścieżki. Tłumaczyła potem, iż podążała za przywołującą ją Dziewicą. Dwukrotnie w trakcie marszu padała na kolana, na zmarzniętą o tej porze roku ziemię. Trzeci raz uklękła w pobliżu niewielkiego źródełka. Maryja poprosiła Mariette: „Włóż ręce do wody! To źródełko jest przeznaczone dla Mnie”. Po czym zniknęła.

Następnego wieczora Maryja znów się zjawiła w ogrodzie. Tym razem przekazała dziewczynce, że jest Dziewicą Ubogich. I znów poprowadziła Mariette do źródełka. Tam uśmiechając się powiedziała: „To źródło jest przeznaczone dla wszystkich narodów, dla ulżenia cierpiącym”. Dziewczynka podziękowała Maryi, po czym usłyszała słowa: „Będę się za Ciebie modlić”.

Kolejnego dnia Maryja powiedziała: „Chciałabym mieć tutaj kapliczkę”. Dziewica wyciągnęła dłonie i prawą ręką pobłogosławiła dziewczynkę.

Módl się nieustannie

Przez trzy kolejne tygodnie Matka Boża nie pojawiła się. Dopiero 11 lutego, gdy Mariette udała się do źródełka, usłyszała głos: „Przyniosę ulgę cierpiącym”. Jedenastolatka opowiedziała potem o wszystkim kapłanowi, a cztery dni później ponownie ujrzała Maryję, która powiedziała: „Wierz we Mnie, a ja będę wierzyć w Ciebie. Módl się nieustannie”. I, żegnając się, powierzyła dziewczynce sekret, który miał pozostać między nimi.

20 lutego, mimo śniegów, dziewczynka ponownie udała się na modlitwę do ogrodu. A zmierzając w stronę źródełka trzykrotnie upadała na kolana. Przy źródełku miało miejsce krótkie widzenie. Mariette niepocieszona wróciła z płaczem do domu. Powiedziała jedynie, że „Pani tak szybko odeszła”, wcześniej wielokrotnie jej powtarzając: „Kochane dziecko, usilnie się módl”.

Matka Boga

Ostatnie widzenie miało miejsce 2 marca. Przy trzeciej dziesiątce Różańca odmawianego co wieczór w ogrodzie, Mariette ujrzała Maryję po raz ostatni. Jaśniejąca Pani rzekła: „Jestem Matką Zbawiciela, Matką Boga. Módl się usilnie”. Maryja pożegnała się, tym razem ostatecznie.

Objawienia formalnie uznane zostały przez bp. Louisa-Josepha Kerkhofsa w 1949 r. Kościół uznał je za kontynuację objawień z Lourdes: tam została potwierdzona dogmatyczna prawda o Niepokalanym Poczęciu Matki Bożej, natomiast w Banneux najstarszy dogmat, że Maryja jest Matką Boga – Theotokos. Oczywiście spełniono życzenie Maryi i w Banneux stanęła kaplica objawień, powstało sanktuarium Matki Bożej Ubogich. Dziś znajduje się też tutaj m.in. kaplica św. Michała Archanioła i stacje Drogi Krzyżowej.

Sanktuarium jeszcze w latach 30. zdobyło znaczną popularność w samej Belgii oraz w całej Europie. Odwiedzający je katolicki pisarz Jan Dobraczyński wspominał: „W Banneux byłem w dniu Niepokalanego Poczęcia. […] Przed drewnianą kapliczką modliła się gromadka holenderskich pielgrzymów. Poza rytmicznie przewalającymi się falami Zdrowiasiek, poza szumem sosen w sąsiadującym z domami lesie, nad osadą rozpinała się głucha cisza. Jeden czy dwa sklepy wsunięte dyskretnie między domy, zwykła, drewniana studzienka z pompą przy cudownym źródle, prowizoryczny ołtarz między drzewami. Tak wyglądały początki…”.

Zwierciadło Bożego Miłosierdzia

Obecnie odwiedza je rocznie prawie milion pielgrzymów. W maju 1985 r. do Banneux przybył papież Jan Paweł II w czasie swojej pielgrzymki do Belgii. Spotkał się z Mariette Beco, a podczas Mszy Świętej sprawowanej dla chorych mówił: „Jesteśmy dzisiaj wszyscy gośćmi Matki Chrystusa, Matki Bożej z Banneux. Oto już ponad 50 lat nie tylko chorzy, ale i ogromna rzesza współczesnych ubogich – tak wiele jest postaci ubóstwa!  –  czuje się w Banneux jak u siebie. Przychodzą tu, by szukać pociechy, odwagi i nadziei, zjednoczenia z Bogiem w cierpieniu. Przybywają wielbić Dziewice Maryję  i wzywać Ją zwracając się do Niej niezwykłym i pięknym imieniem: Matki Bożej Ubogich. Słusznie są przekonani, że nabożeństwo to jest zgodne z Ewangelią i z wiarą Kościoła: jeśli bowiem Chrystus określił swe posłannictwo jako głoszenie Dobrej Nowiny ubogim, to jakże Jego Matka mogłaby ich nie przygarnąć? Wiecie, że już wielu otrzymało dowody Jej Matczynej troski tu, w tym sanktuarium poświęconym Jej za zgodą miejscowego biskupa. Zachęcam pielgrzymów, którzy tu przybywają, by modlili się do Tej, która zawsze i wszędzie w Kościele jest zwierciadłem Bożego Miłosierdzia”. A w liście do belgijskich wiernych z 1999 r. Ojciec Święty tłumaczył: „Objawienia z Banneux zapraszają chrześcijan do zadania sobie pytania o tajemnicę cierpienia, którego znaczenie wpisane jest w tajemnicę Krzyża Pańskiego. W obliczu cierpienia, którego nie można wyjaśnić z ludzkiego punktu widzenia, wierzący spontanicznie zwraca się ku Bogu, bo tylko On może mu pomóc w jego zniesieniu i przeżyciu, oraz tylko On umacnia nadzieję na zbawienie i wieczne szczęście”.

Artykuł został opracowany m.in. z wykorzystaniem artykułu Agnieszki Stelmach «Objawienia maryjne w Beauraing i Banneux» («Przymierze z Maryją» 2016, 89).

W dniu 3 stycznia 2023 r. zmieniają się godziny otwarcia Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego:

Więcej: https://mt514.pl/bilety/

W związku ze śmiercią papieża-seniora Benedykta XVI publikujemy fragment wspomnień prof. Stanisława Grygiela, poświęconych kard. Josephowi Ratzingerowi, które znalazły się w książce Żyć znaczy filozofować, wydanej w 2020 r. przez Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. Książka jest zapisem wywiadu-rzeki, jaki z profesorem Stanisławem Grygielem przeprowadziła dr Maria Zboralska.

MARIA ZBORALSKA: Pan Profesor miał też szczęście znać Josepha Ratzingera – Benedyk­ta XVI. W jakich okolicznościach się poznaliście?

STANISŁAW GRYGIEL: Kardynała Ratzingera poznałem dopiero w Rzymie. Znałem go jako wielkiego teologa i współzałożyciela międzynarodowego czasopisma „Communio”, z którym na polecenie kardynała Karola Wojtyły współpra­cowałem, próbując wcisnąć polską wersję tego pisma w komunistycz­ną rzeczywistość w Polsce. Niestety, bezskutecznie. Władze milcząco odmawiały pozwolenia. Dopiero po wydarzeniach sierpniowych po­zwolenie otrzymali ojcowie pallotyni, ale wtedy ja już byłem w Rzymie.

Po raz pierwszy spotkałem kardynała Ratzingera podczas jednego z zebrań u papieża. Omawiano jakiś dokument papieski. Uderzyła mnie wtedy skromność i pokora wielkiego teologa. Mówił mało: dwa, trzy zdania, ale takie, że zmuszały innych do przemyślenia na nowo tego, co powiedzieli. Tkwi mi w pamięci jedna dyskusja z pa­pieżem, którą kontynuowaliśmy w czasie obiadu u niego. Kardynał zabrał głos na końcu. Mówił niby o innym problemie, ale czułem, że dotknął istoty rzeczy, tak że w dokumencie trzeba będzie ją inaczej wyartykułować. Kiedy wszyscy wyszli z jadalni, papież zatrzymał mnie na progu krótkim zdaniem: „Kardynał Ratzinger nie zgadza się w tym punkcie. Trzeba to jeszcze raz przemyśleć”.

Jak Pan Profesor określiłby stosunek łączący Jana Pawła II i kardy­nała Ratzingera?

Łączyło ich wspólne wyczucie spraw człowieka ukierunkowanego Boga. Miłość człowieka w Bogu, a Boga w człowieku dała począ­tek wielkiej filozofii Karola Wojtyły oraz wielkiej teologii Josepha Ratzingera. Dlatego oni czuli się dobrze ze sobą. Wystarczyło im parę słów, żeby porozumieć się w rzeczach istotnych dla wiary Kościoła w Boga i w człowieka. Na tej wierze osadzona była ich przyjaźń, nad którą obydwaj pracowali. Oni ją ustawicznie tworzyli. Byli podobni, a jednocześnie bardzo różni.

Kardynał Ratzinger jest wielkim erudytą. Długie lata spędził na katedrach uniwersyteckich. Miał czas poznać dzieła wielkich myśli­cieli. Nikt nie zamykał przed nim dostępu do nowych książek. Karol Wojtyła natomiast studiował samotnie najpierw w tajnym semina­rium podczas niemieckiej okupacji, a potem, po dwóch latach po­bytu na Zachodzie, znowu musiał zadowalać się książkami, które docierały do nas od przypadku do przypadku. Według mnie kardynał Karol Wojtyła, będąc mistykiem i poetą, miał większe metafizyczne wyczucie rzeczywistości. Kardynał Ratzinger natomiast znał więcej tego, co inni o niej powiedzieli. Podczas jednej z wieczornych wę­drówek w podkrakowskich lasach usłyszałem od kardynała Wojtyły mniej więcej tę samą uwagę, kiedy dotknęliśmy różnicy pomiędzy jego filozofowaniem a filozofowaniem jednego z nieżyjących już profesorów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Dlaczego, zdaniem pana profesora, papieżowi zależało na bliskiej współpracy z kardynałem Ratzingerem?

Jan Paweł II od razu zdał sobie sprawę z konieczności ściągnięcia kardynała Ratzingera do Rzymu. Dla papieża było jasne, że jego mistyczne i metafizyczne wyczucie ludzkiej i Bożej rzeczywistości musi być osadzone w głębokiej teologicznej znajomości Tradycji, jeżeli ma on służyć Kościołowi, który nie od dziś wsłuchuje się wiarą i rozumem w Słowo Boga, w Chrystusa. Prosił więc usilnie kardynała Ratzingera, by przybył do Watykanu. Nie od razu udało mu się go przekonać. Sądzę, że pontyfikat Jana Pawła II nie do końca byłby ta­kim, jakim był, gdyby kardynał Ratzinger pozostał był w Monachium. Ponadto prawdopodobnie nie mielibyśmy potem równie wielkiego pontyfikatu Benedykta XVI.

Jan Paweł II wypowiadał się wprost o kardynale Ratzingerze?

Nie. Dawał jednak niedwuznacznie do zrozumienia, że kardynał Jo­seph Ratzinger był dla niego autorytetem. Widać to było w sposobie zwracania się do kardynała, we wpatrywaniu się w niego, kiedy zabie­rał głos. Papieżowi zależało bardzo na poznaniu tego, jak kardynał Ratzinger widział niektóre „momenty” jego papieskiego nauczania. Kardynał Ratzinger nie zawsze był tego samego zdania co Jan Paweł II. Zawsze jednak, proszony o wypowiedź, wyrażał się z wielkim respek­tem dla papieża. On także był świadom tego, w czym papież go prze­wyższał. Powiedziałbym tak: Jan Paweł II miał słuch poetycki, a kardy­nał Ratzinger muzyczny. Spotykali się gdzieś wyżej, ponad poetyckimi i muzycznymi słowami, a przede wszystkim ponad erudycją. Spotykali się tam, gdzie panuje harmonia wiary i rozumu – fides et ratio.

A czy pan profesor pamięta swoją pierwszą rozmowę z kardynałem Ratzingerem poza kontekstem spotkań u Jana Pawła II?

Trudno mi dzisiaj powiedzieć, kiedy pierwszy raz rozmawiałem pry­watnie z kardynałem Ratzingerem. Nie wszystkie moje spotkania z nim miały charakter prywatny. Na początku zawsze był jakiś powód, by prosić go o spotkanie. Z okazji rocznicy „Znaku” moi redakcyjni przyjaciele prosili mnie o pomoc w zorganizowaniu w Rzymie spo­tkania, konferencji, na którą może udałoby się zaprosić kardynała Ratzingera. Najpierw wraz z moją żoną udałem się z prośbą o pomoc Joseph Ratzinger – Benedykt XVI do kardynała Paula Pouparda, prefekta Papieskiej Rady ds. Kultury, z którym znaliśmy się bliżej. Zaproponowaliśmy mu urządzenie spo­tkania u niego w Radzie. Zgodził się bez wahania. „Ale chcielibyśmy zaprosić także kardynała Ratzingera. Bylibyśmy wdzięczni, gdyby ksiądz kardynał otworzył nam drzwi do niego, bo nie znamy go na tyle, żeby je otwierać bez niczyjej pomocy”. „Zadzwonię do niego” – odpowiedział kardynał. Zadzwonił i umówił nas z nim na spotkanie. Doszło do niego w mieszkaniu kardynała Ratzingera. Uderzyła nas prostota, z jaką przyjęli nas on i jego siostra. W pokoju na kanapie siedział pluszowy miś. Kardynał zaproszenie przyjął od razu: „Wy­głoszę konferencję, tylko kiedy? Ile minut?”. Precyzja i dokładność kardynała Josepha Ratzingera do dziś wprawiają nas w podziw.

A czy kardynał Ratzinger bywał u Państwa w domu?

Tak, ale rzadko. Z tym wiąże się też pewna historia, bardzo miła i ważna dla Staszka Rodzińskiego, byłego rektora Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Było tak: po kolacji przeszliśmy z kardynałem Ratzingerem do pokoju, który w naszym mieszkaniu pełni funkcję salonu. Kardynał usiadł na kanapie na wprost obrazu Staszka Ukrzy­żowanie, na którym zło uobecnione w dwóch postaciach przedsta­wionych czarnymi pociągnięciami pędzla naigrawa się z Chrystusa wiszącego na krzyżu i zamierza się w Niego włócznią. Z drugiej stro­ny krzyża natomiast adorują Ukrzyżowanego dwie kobiety: niebieski kolor ukazujący jedną z nich przechodzi w biel odsłaniającą drugą. Kardynał zapatrzył się w ubóstwo formy tego obrazu w milczeniu, które jest najbardziej odpowiednim słowem, jakie można dać przed­stawionemu na tym obrazie wydarzeniu. Z tego obrazu spływa na tego, kto nań patrzy, nadzieja i pokój. Kardynał jednym zdaniem zdradził, czym była dla niego chwila, w której jednoczył się z treścią obrazu: „To jest najgłębszy religijnie obraz sztuki współczesnej, jaki znam”. Nie omieszkałem przy najbliższym spotkaniu opowiedzieć to wydarzenie Staszkowi Rodzińskiemu. Zapytałem go, czy nie ma jakiegoś podobnego obrazu: „Sprawiłbyś nim wielką radość kardy­nałowi”. „Mam, przyniosę ci go”. Obraz był podobny w treści, ale z dodaną czerwoną kreską wzdłuż postaci na krzyżu. Już w drew­nianej ramie. Rodziński przyniósł mi go razem z książką Ratzingera wydaną w Polsce i powiedział stanowczo: „Daję mu ten obraz, ale nie za darmo: tu jest jego książka. Ma się na niej podpisać”. Kardynał ucieszył się prezentem Rodzińskiego. „Rodziński jest interesowny – powiedziałem kardynałowi, wręczając mu obraz – prosi o podpisa­nie mu tej książki”. Po dwóch dniach sekretarz kardynała przyniósł książkę, na której widniała napisana maczkiem dedykacja, jeśli się nie mylę, w języku łacińskim. Mówi ona o krzyżu…

Kardynał wziął obraz do swojego biura, ale nie powiesił go na ścianie. Umieścił go po prawej stronie fotela, przy stole, przy któ­rym pracował i podejmował decyzje jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Jakiś czas później ukazała się biografia kardynała Ratzingera, w której jest zdjęcie przedstawiające jego stojącego przy tym stole, a obok widać obraz Staszka Rodzińskiego. To zdjęcie zrobiło karierę. Publikowały go czasopisma w wielu krajach. Zadzwoniłem z Rzymu do Rodzińskiego: „Stasiu, twój obraz jest na zdjęciu kardynała…”. „Wiem, już je mam!”.

Po wyborze kardynała Ratzingera na papieża pani Ewa Cza­czkowska zrobiła ze mną obszerny wywiad dla „Rzeczpospolitej”. Opowiedziałem historię tego obrazu. Rodziński opisał ją obszernie w „Więzi”. Profesor Władysław Stróżewski, słuchając tej opowieści, skomentował ją dosadnie: „Cholera, Rodziński miał większe szczęście niż Michał Anioł…”. O ile wiem, papież Benedykt XVI zabrał ze sobą ten obraz do apartamentu papieskiego. Nie wiem, czy teraz ma go u siebie, czy zostawił w Pałacu Apostolskim. Myślę, że go zabrał do monasteru Mater Ecclesiæ w Watykanie. Będzie to obraz omodlony przez wielkiego papieża.

Czy profesorowie Instytutu Jana Pawła II współpracowali z kardy­nałem Ratzingerem?

Oczywiście. Kardynał przychodził do Instytutu na różne uroczystości. Nieraz brał też aktywny udział w sympozjach czy w kongresach przez nas organizowanych. Zdarzyło się, że po jednym z nich zaprosiliśmy go na kolację do restauracji, czterech profesorów i on. Zamówiliśmy bardzo dobre wino. Kelner chciał mu je nalać do kieliszka, żeby jako najważniejszy przy stole spróbował i osądził, czy nadaje się do picia, a on na to: „Ja proszę fantę”.

Czy może Pan opowiedzieć jeszcze o jakimś spotkaniu ukazującym osobę kardynała Josepha Ratzingera?

Ze wzruszeniem wspominam każde spotkanie. Mieszkaliśmy blisko siebie, przy tej samej ulicy. Za każdym razem, kiedy spotykaliśmy się, zatrzymywał się i zanim podał rękę na przywitanie, zdejmował z głowy beret i cały czas trzymał go w ręce. Nakładał go na głowę dopiero wtedy, kiedy się rozchodziliśmy. Któregoś dnia szedł przed nami przez plac św. Piotra z teczuszką w ręce. Podeszliśmy do niego z tyłu i bez słowa wzięliśmy go pod ręce, Ludmiła z jednej, a ja z dru­giej strony. On stanął, spojrzał na nas, uśmiechnął się i powiedział: „Jak dobrze, żeście mnie zatrzymali!”. Jak zwykle zdjął beret i trzymał go w ręce przez cały czas rozmowy. Podziękował za spotkanie. Za­łożył beret na głowę i z mocno wytartą teczuszką poszedł do pracy w Kongregacji.

Były też i inne spotkania. Kiedyś znaleźliśmy się razem na kon­gresie zorganizowanym przez uniwersytet w Bolonii. Rektor wydał obiad dla prelegentów w luksusowym hotelu. Piękna zastawa, sztuć­ców bez liku. Pierwsza przystawka i od razu problem. Wszyscy czeka­ją, żeby kardynał zaczął, a on szeptem do mnie: „Panie Stanisławie, którym sztućcem to się je?”. „Nie wiem, księże kardynale, ale proszę się nie martwić, wszyscy będą jedli tym, którym ksiądz kardynał  będzie jadł”. I tak się stało. Po obiedzie zabrał mnie do swojego auta. W połowie drogi do Rzymu, w okolicach Arezzo, zaproponował po­stój i jakiś pożywny obiad. Wyjechaliśmy z autostrady i w pierwszej wiosce zaczęliśmy szukać, jak się wyraził ówczesny sekretarz kardy­nała, don Clemens (obecnie biskup), „godnej nas karczmy”. Zoba­czyliśmy jedną, na której pionowo stała napisana jej nazwa: Inferno (Piekło). Don Clemens poszedł sprawdzić, czy karczma jest odpo­wiednia. Wrócił wesoły i zawołał do kardynała i do mnie odważnie, ale widać mógł sobie na to pozwolić: „Chłopaki (Ragazzi), w sam raz dla nas! Idziemy!”. W środku były cztery stoły. Przy dwóch chłopi pili wino i grali w karty. Usiedliśmy przy trzecim. Kardynał: „Ja funduję”. Wybraliśmy to, co było: kotlety schabowe i piwo.

Tymczasem istnieje opinia, że Benedykt XVI jest nieprzystępny…

Jego nieśmiałość może sprawiać takie wrażenie. Pod tym względem przypomina mi Sługę Bożego biskupa Jana Pietraszkę: to samo spoj­rzenie, ten sam uśmiech, ten sam sposób nawiązywania i prowadze­nia rozmowy. Podczas jednego ze spotkań z Instytutem stał obok nas chłopiec z ręką w gipsie. Papież pobłogosławił go i zatrzymał się przy nim. Zagipsowana ręka wyciągnęła się w stronę Ojca Świętego, a chłopiec poprosił o złożenie na niej podpisu. Ktoś podał papieżo­wi mazak i po chwili na gipsie widniały duże litery układające się w imię BENEDYKT XVI. To były piękne gesty Benedykta XVI, ale przy wielkości jego nauczania schodziły na drugi plan.

A jak to się stało, że pan profesor przyczynił się do nadania kardyna­łowi Ratzingerowi Nagrody św. Benedykta w 2005 r.?

Nie wiem, czy się przyczyniłem. Łączą mnie przyjazne stosun­ki z opatem benedyktynów w Subiaco, biskupem Mauro, który czasem zaprasza mnie do siebie. Daje mi pokój, który zajmował kardynał Ratzinger, kiedy zatrzymywał się w opactwie. Z jego okna Joseph Ratzinger – Benedykt XVI roztacza się piękny widok na wielki wąwóz i na zalesione góry. Subiaco jest kolebką Europy. By podkreślić ten fakt, opat wespół z władzami miasta i regionu utworzył fundację, która co roku przy­znaje Nagrodę św. Benedykta dla ludzi zasłużonych dla Europy. Należę do jury tej nagrody. Dzięki mojej propozycji jako jeden z pierwszych otrzymał ją Tadeusz Mazowiecki. Jednego roku po­stanowiliśmy przyznać tę nagrodę także kardynałowi Ratzingerowi. Opat Mauro zaproponował mi, żebyśmy razem poszli do kardynała z prośbą o jej przyjęcie. Kardynał przywitał nas serdecznie: „Proszę usiąść, słucham, co mogę dla was zrobić?”. Kiedy usłyszał, z czym przyszliśmy, pierwszą reakcją było pytanie: „Czy ja jestem godny Nagrody św. Benedykta?”. Trochę infantylnie odpowiedziałem: „Jak najbardziej. Jan Paweł II ucieszy się, kiedy dowie się, że kardynał Ratzinger nam nie odmówił”. Kardynał roześmiał się serdecznie. „Dziękujemy – powiedziałem – ale mamy jeszcze jedną prośbę. Chcemy, żeby ksiądz kardynał w czasie uroczystości wręczania tej nagrody wygłosił konferencję o Europie. W Subiaco są przecież jej duchowe początki”. „Dobrze, wygłoszę, a kiedy odbędzie się ta uroczystość?”. „Równo za rok, 1 kwietnia 2005 r.”. Zatrzymał nas jeszcze na chwilę przyjacielskiej pogawędki, a potem odpro­wadził do drzwi.

Doszło do tej uroczystości w wyjątkowych okolicznościach – odcho­dzenia Jana Pawła II…

Myśleliśmy, że kardynał Ratzinger nie przyjedzie do Subiaco, gdzie do tej uroczystości przygotowano solenną oprawę z koncertem. Wzięły w niej udział także władze państwowe. W Rzymie umierał Jan Paweł II. Prosimy kardynała o decyzję. „Przyjadę, ale niech nie będzie koncertu. papież umiera. Wygłoszę konferencję, pomodli­my się za niego i wrócę do Rzymu”. Ja niestety nie pojechałem do Subiaco, patrzyłem w okno mieszkania Jana Pawła II, który umarł następnego dnia. Kardynał wygłosił wspaniałą konferencję. Wydali­śmy ją w pięknym, bibliofilskim albumie w siedmiu językach z wy­sublimowanymi zdjęciami. Zrobiła furorę w Europie.

A jak pan profesor przyjął wybór kardynała Ratzingera na papieża?

Do wyboru kardynała Josepha Ratzingera na papieża na różny sposób przygotowywał nas pontyfikat Jana Pawła II. W 2005 r., kiedy słuchaliśmy z żoną bolesnych rozważań kardynała Ratzingera pod­czas drogi krzyżowej w Koloseum, o brudnej barce, jaką z naszej winy jest Kościół, wzmogła się nasza pewność, że to chyba on będzie jej sternikiem. Jeszcze bardziej zdumiała nas jego homilia wygło­szona w czasie Mszy Świętej odprawianej przez niego na otwarcie konklawe. Domyślaliśmy się, jakie problemy gnębiły tego człowieka. Dzisiaj wielu ludzi zdaje się tego nie pamiętać. Ludzie pamiętają tylko to, co dzieje się w tej chwili… Czekaliśmy na wynik konklawe na placu św. Piotra. Kiedy któryś z kardynałów wyszedł na balkon i ogłosił, że na papieża został wybrany kardynał Joseph Ratzinger i że przybrał on, tak jak przypuszczaliśmy, imię Benedykta, podskoczy­liśmy z radości. Rozmowa z nim sprzed roku, Subiaco, konferencja o Europie – wszystko to stopiło się we mnie w jedną myśl i w jeden obraz. Radość Ludmiły i moja była tak wielka, że stojący obok nas Anglik zapytał, czy jesteśmy Niemcami. Zdziwił się, kiedy usłyszał, że jesteśmy z Polski i że tak się cieszymy.

Czy po wyborze na papieża pan profesor widział się z Benedyktem XVI?

Kilka razy widzieliśmy się przy okazji spotkań z nim naszego Insty­tutu. Witał nas zawsze z serdecznym uśmiechem i słowami: „I miei vicini, moi sąsiedzi!”. Nigdy nie odwiedziliśmy go prywatnie jako pa­pieża panującego. Dopiero kiedy „abdykował”, byliśmy w klasztorze Mater Ecclesiae, zaproszeni przez niego na Mszę Świętą.

Czym była dla pana profesora decyzja o rezygnacji Benedykta XVI?

Na podobne pytanie dziennikarza Telewizji Polskiej odpowiedziałem, że na decyzję Benedykta XVI można patrzeć tak, jak Dante albo Pet­rarka patrzyli na ucieczkę Celestyna V z Watykanu po pięciu miesią­cach rządów. Dante oceniał ją politycznie. W Boskiej komedii umieścił Celestyna V w przedpieklu, gdzie „szła mara człowieka, co z trwogi wielką skaził się odmową”. Petrarka natomiast w De vita solitaria  nazwał czyn papieża Celestyna aktem wolno­ści wielkiego ducha. Tak też i ja widzę rezygnację Benedykta XVI ze Stolicy Piotrowej. To jest gest wielkiej pokory, to jest danie głęboko adekwatnego słowa prawdzie rzeczy. Myślę, że wstrząs, jaki Bene­dykt XVI wywołał swoją decyzją, przyniesie owoce. Może nie od razu. Może dopiero po okresie wielkiego doktrynalnego i duszpasterskiego zamieszania, kiedy może dowiemy się, co Benedykt XVI miał na myśli, prosząc wiernych o modlitwę, aby nie uląkł się wilków i nie uciekł. On nie uciekł spod krzyża, lecz pod nim nadal trwa. Proszę mieć na uwadze, że on nie opuścił Stolicy Apostolskiej. Trwa w niej i służy wiernym, tak jak latarnia morska służy ludziom znajdującym się na morzu. Niósł swój krzyż do chwili, w której zdecydował się wejść na niego. Jest nadal Benedyktem XVI. Kilka miesięcy temu przeczy­tałem wywiad, który 13 marca 2014 r. ukazał się w „Gazecie Wy­borczej” pod tytułem: Biskupi bójcie się jezuity. Przeprowadził go o. Tomasz Dostatni OP ze znanym czeskim teologiem Tomášem Halíkiem, który wieńczy swoje wywody na temat poprzedników pa­pieża Franciszka stwierdzeniem: „Najważniejszym aktem nauczania Benedykta XVI była jego abdykacja”. Tym powiedzeniem Halík wszedł do antologii, mówiąc oględnie, opinii nieprzyjaznych mądrości, bez której nie można być ani filozofem, ani teologiem.

Czy po abdykacji rozmawiał pan profesor z papieżem-emerytem?

Tylko raz. Zaprosił mnie z żoną na niedzielną Mszę Świętą do mo­nasteru Mater Ecclesiæ. W kaplicy byli tylko jego domownicy i my. Śpiewaliśmy z nim na przemian Gloria, Credo i Pater noster. Po prze­czytaniu Ewangelii napił się trochę wody i wygłosił do nas wspaniałą homilię, w której pokazywał, jak człowiek rozpoznaje wolę Bożą. Mówił, że powoli dochodzi do poznania jej, układając w całość frag­menty swojego życia w świetle, które odsłania mu je w różnych sy­tuacjach, a nie w jednej. To nie jest chwila, to jest proces. Po Mszy Świętej zatrzymał nas na rozmowę. „Wiem, że oboje macie wygłosić konferencje do biskupów europejskich na zaproszenie kardynała Pétera Erdő przed otwarciem synodu biskupów. Proszę was, mów­cie odważnie i jasno. Jasność! Jasność!” – powtarzał z naciskiem, w którym wyczuwało się troskę o nauczanie Kościoła w odniesieniu do małżeństwa i rodziny.

Jak pan profesor ocenia rolę, jaką teraz odgrywa papież emeryt?

Benedykt XVI służy teraz Kościołowi przede wszystkim modlitwą, ale także samą swoją obecnością w Watykanie. Dzięki jego modlitewnej obecności przy grobie św. Piotra ci, którzy szukają prawdy, nawraca­jąc się do niej, mają odwagę sprzeciwiać się jakiemukolwiek igraniu z Ewangelią. Człowiek albo nawraca się do obiecanej mu prawdy i powraca do niej, albo pozostaje w egipskiej niewoli opinii, hipotez, sondaży i statystyk. Wolność eksploduje w ludziach, którzy z prawdy nie czynią przedmiotu układów i kompromisów. Tylko ludzie wolni, których nie ma czym szantażować, dają świadectwo prawdzie.

Ostatnio jednak papież-senior od czasu do czasu zabiera głos. Wydał książkę wywiad, w której powiedział wiele rzeczy dających do myślenia w sytuacji krytycznej, w jakiej żyje dzisiaj Kościół. Swój głęboki wykład o pięknie, wygłoszony w Castel Gandolfo z okazji Joseph Ratzinger – Benedykt XVI przyznania mu doktoratu honoris causa przez Akademię Muzyczną i przez Papieski Uniwersytet Jana Pawła II w Krakowie, pozwolił mi opublikować w książce Il richiamo della bellezza należącej do serii „Sentieri della verità” , wy­dawanej przez Katedrę im. Karola Wojtyły w Papieskim Instytucie Jana Pawła II dla Studiów nad Małżeństwem i Rodziną w Watykanie w 2015 r. Wielkie znaczenie mają jego przedmowy do książek kardynała Roberta Saraha oraz kardynała Gerharda Ludwiga Müllera. Ostatnio wydał bardzo ważne rozważania o dialogu z żydami.

Jak pan profesor określiłby osobę i posługę Benedykta XVI?

Kształt jego osobie nadaje dziecięca, wyniesiona z rodzinnego domu prostota zawierzenia się Słowu, które jest Prawdą, Drogą i Życiem. Z takiego zawierzenia się Chrystusowi wynika głębia jego myśli oraz jasność słów, którymi ją wyraża. Nie ulegał i nie ulega on pokusie łatwizny w głoszeniu Osoby Zbawiciela. Benedykt XVI wie, że ła­twizna, czyli zastępowanie myślenia kojarzeniem zasłyszanych tu i tam opinii, a nawet słów, powoduje chaos. Jego Piotrowe Magiste­rium pozostanie w Kościele jako niegasnąca latarnia morska. Jestem przekonany, że Kościół zaliczy go w poczet swoich doktorów. Urzeka mnie ukryta świętość tego człowieka, jego nieafiszujące się ubóstwo, czyli wolność od bałwochwalstwa, a więc adoracja tylko jednego, prawdziwego Boga albo, mówiąc inaczej, jego życie na pustyni. Po wygłoszeniu przez niego homilii nad trumną Jana Pawła II, kardy­nał Carlo Caffarra powiedział mi krótko: „Staszu (dla niego trudne było do wymówienia polskie „ś”), mamy nowego świętego papieża”. Myślę, że tak jest. Jego osobowa obecność jest obecnością dla osób, a więc dla ich wspólnoty, czyli dla Kościoła w najgłębszym tego słowa znaczeniu. Jego obecność w Kościele jest obecnością… kościelną, a nie marketingową. Służy osobom, a nie bezosobowym masom czy ośrodkom władzy. Podobnie jak św. Jan Paweł II, Benedykt XVI nie próbował leczyć ludzi słodkimi pocieszeniami i rozwadnianą Ewangelią. Obydwaj głosili całą Ewangelię, a nie jej fragmenty odpo­wiednio dobrane do sytuacji ze strachu, że ludzie wyjdą z Kościoła. Oby Bóg zachował go nam jak najdłużej! W tym milczeniu, które coraz donioślej krzyczy.

Stanisław Grygiel, Żyć znaczy filozofować, Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, Warszawa 2020

Książka, wyróżniona w ub.r. nagrodą Książka Historyczna Roku, jest do nabycia w Sklepie Mt 5,14.

31 grudnia 2022 r. w watykańskim klasztorze Mater Ecclesiæ zmarł papież-senior Benedykt XVI, kardynał Joseph Ratzinger (1927-2022). Metropolita warszawski Kazimierz kard. Nycz powiedział po jego śmierci, że Benedykt XVI był papieżem kontynuującym w sposób twórczy pontyfikat Jana Pawła II: „Mieli jedno myślenie i jedno serce. Benedykt XVI kontynuował to, co uważał, że dla Kościoła i świata jest dobre. Wsłuchiwał się w modlitwie w głos Boga w swoim sumieniu. Chciał zaproponować światu i Kościołowi drogę zachowując postawę Jezusową: jeśli chcesz chodź za mną”.

Żegnając papieża-seniora, przypominamy list Jana Pawła II, skierowany 20 czerwca 2001 r. do kard. Josepha Ratzingera, wówczas prefekta Kongregacji Nauki Wiary, z okazji 50-lecia święceń kapłańskich, która przypadała w uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Dokument jest świadectwem wielkiego uznania i szacunku, jakimi Ojciec Święty darzył jednego ze swych najbliższych współpracowników, który z woli Opatrzności został jego następcą:

 

Do czcigodnego Brata Josepha Ratzingera
Kardynała Świętego Kościoła Rzymskiego
Prefekta Kongregacji Nauki Wiary

Z głęboką radością składam Księdzu Kardynałowi serdeczne gratulacje i najlepsze życzenia z okazji zbliżającej się radosnej rocznicy, jaką jest 50-lecie święceń kapłańskich. Jubileusz Księdza Kardynała zbiega się z liturgiczną uroczystością Świętych Apostołów Piotra i Pawła, co przywodzi na myśl szerokie horyzonty duchowe i kościelne: ich osobistą świętość posuniętą do najwyższej ofiary, łączenie powinności misyjnej z ciągłą troską o jedność Kościoła, konieczność powiązania daru duchowego i świętego urzędu.

Ksiądz Kardynał dokładnie przeanalizował w swoich badaniach teologicznych te zagadnienia doktrynalne: z postacią Piotra łączy się zasada jedności, oparta na niezłomnej wierze Księcia Apostołów, z postacią Pawła — wynikający z Ewangelii nakaz wzywania wszystkich ludzi i całych narodów do posłuszeństwa wierze. Te dwa wymiary łączą się zresztą we wspólnym świadectwie świętości, które mocno przypieczętowało wielkoduszne poświęcenie się obydwu apostołów służbie nieskalanej Oblubienicy Chrystusa. Nie sposób nie dostrzec w tych dwóch wymiarach głównych kierunków drogi, którą czcigodnemu Bratu wyznaczyła Opatrzność Boża, powołując do kapłaństwa.

W tej właśnie optyce wiary trzeba widzieć ukończone z doskonałymi wynikami studia filozoficzne i, przede wszystkim, teologiczne, jak też wcześnie rozpoczętą karierę wykładowcy na prestiżowych uniwersytetach niemieckich. Idea, która zawsze przyświecała Księdzu Kardynałowi, zarówno w okresie studiów, jak i nauczania, została znakomicie wyrażona w motto, które czcigodny Brat obrał jako biskup nominat: Cooperatores Veritatis. Celem, do którego Ksiądz Kardynał dążył od pierwszych lat kapłaństwa, była zawsze służba Prawdzie: staranie o coraz głębsze jej poznawanie i o to, by była w coraz większym zakresie przyjmowana przez ludzi.

Mój świętej pamięci poprzednik Paweł VI, w uznaniu tego duszpasterskiego zapału nieustannie cechującego działalność akademicką Księdza Kardynała, wyniósł czcigodnego Brata do godności biskupiej i mianował ordynariuszem archidiecezji Monachium-Fryzynga. Ten ważny moment w życiu Księdza Kardynała wywarł wpływ na jego następne etapy. Mianowanie wkrótce potem przez niezapomnianego papieża kardynałem związało Brata mocnym węzłem ze Stolicą Apostolską i jej działalnością. Niespełna dwadzieścia lat temu poprosiłem, aby Ksiądz Kardynał poświęcił się jej całkowicie jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Od tamtego czasu Ksiądz Kardynał nie szczędził swych intelektualnych i moralnych sił, by w całym świecie katolickim szerzyć nauczanie wiary i obyczajów i ich strzec (por. Pastor Bonus), popierając jednocześnie badania mające na celu coraz głębsze zrozumienie wiary, aby w świetle słowa Bożego można było dać właściwą odpowiedź na nowe problemy wynikające z rozwoju nauki i samego społeczeństw.

W pełnieniu tego urzędu apostołowie Piotr i Paweł z największą mocą inspirują kapłańskie życie i posługę Księdza Kardynała na rzecz Kościoła powszechnego. Zatem to radosne wydarzenie w życiu Księdza Kardynała stanowi dla mnie miłą okazję, aby wyrazić wdzięczność za ogromną pracę wykonaną i prowadzoną w powierzonej Księdzu Kardynałowi Kongregacji. W sposób szczególny dziękuję za ducha pokory i wyrzeczenia, który zawsze wyróżniał działalność Księdza Kardynała. Niech Pan obficie Księdzu Kardynałowi wynagrodzi!

W tym momencie, który ma dla Księdza Kardynała szczególne znaczenie, pragnę wyznać, że owo duchowe oddanie, zawsze okazywane Następcy Piotra, było i jest dla mnie pokrzepieniem w codziennym trudzie mojej posługi Chrystusowi i Kościołowi. Proszę zatem Boskiego Pasterza, za wstawiennictwem Jego Najświętszej Matki Maryi, o duchowe dary dla Księdza Kardynała, potrzebne dla spełnianej posługi, i dla wszystkich, którzy są Księdzu Kardynałowi bliscy, i z braterską miłością udzielam z serca Księdzu Kardynałowi specjalnego Błogosławieństwa Apostolskiego.

Jan Paweł II

Watykan, 20 czerwca 2001 r., w dwudziestym trzecim roku Pontyfikatu

 

BENEDYKT XVI (Joseph Ratzinger) urodził się w Wielką Sobotę 16 kwietnia 1927 r. w Marktl am Inn w Niemczech. Święcenia kapłańskie przyjął 29 czerwca 1951 r. wraz ze swoim bratem Georgiem. 25 marca 1977 r. papież Paweł VI mianował x. Josepha Ratzingera arcybiskupem Monachium i Fryzyngi, który jako swoją dewizę biskupią wybrał słowa: Cooperatores Veritatis. Niedługo później, 27 czerwca 1977 r. został kardynałem, a cztery lata później, w 1981 r. Jan Paweł II powierzył kard. Ratzingerowi urząd prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Kardynał Ratzinger przewodniczył uroczystościom pogrzebowym Jana Pawła II, 8 kwietnia 2005 r., a od 18 kwietnia kierował obradami konklawe, które wybierało nowego papieża. 19 kwietnia 2005 r. kolegium kardynałów wybrało kardynała Josepha Ratzingera na 265. papieża, który przybrał imię Benedykt XVI. W czasie pontyfikatu Benedykt XVI napisał trzy encykliki: Deus caritas est (Bóg jest miłością, 2006), Spe salvi (W nadziei zbawieni, 2007) i Caritas in veritate (Miłość w prawdzie, 2009). Benedykt XVI pielgrzymował do Polski w maju 2006 roku. Odwiedził wówczas miejsca związane ze swoim poprzednikiem Janem Pawłem II – Częstochowę, Wadowice, Kalwarię Zebrzydowską, Kraków, Oświęcim. Po ośmiu latach pontyfikatu, 11 lutego 2013 roku Benedykt XVI ogłosił rezygnację z urzędu papieskiego. Jako papież senior Benedykt XVI mieszkał w klasztorze Matter Ecclesiæ na terenie Watykanu. W kwietniu skończył 95 lat.

W sobotę 7 stycznia o g. 12 w Świątyni Opatrzności Bożej zostanie odprawiona Msza Święta w intencji zmarłego Benedykta XVI z udziałem Episkopatu Polski. Eucharystii będzie przewodniczył abp Salvatore Pennacchio, Nuncjusz Apostolski w Polsce.

Przez cały styczeń br. w Sklepie Mt 5,14 dostępne będą w specjalnych cenach następujące pozycje:

 

Grzegorz Polak, Najbardziej lubił nasturcje. Nieznane fakty z życia prymasa Wyszyńskiego – 18,70 zł (rabat 25% + autograf autora)

Katalog wystawy głównej Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego (w języku polskim i angielskim) – 180 zł (rabat 25%).

 

W Nowym Roku zachęcamy do zapoznania się z całą ofertą Sklepu Mt 5,14.

…gdy przeglądamy codzienną prasę okresu Bożego Narodzenia, nie spotykamy tam prawie tytułu tych Świąt. Mówi się o jakichś świętach, rysuje się gałązki choinkowe, czasem świeczki – ale przesłania się Światłość. Nie znajdujemy w tych sprzedawanych po sklepach i kioskach publikacjach wychodzących w języku polskim świadectwa o tym Święcie, z któregośmy się poczęli i narodzili jako naród.

Ale chociaż taki jest wygląd prasy świątecznej w naszej współczesnej Ojczyźnie, to przecież ze wszystkich stron odzywają się kolędy. Ludzie śpiewają je nie tylko na pasterkach, ale i po domach. Wszędzie jarzą się światła choinek. To nie tylko tradycja bez pokrycia – to jakaś prawda o tym, kim jesteśmy jako naród. To jakaś prawda o tym, jak bardzo urodziliśmy się i rodzimy się z roku na rok, z pokolenia na pokolenie, wciąż razem z Nim w tę Noc. «Ta Noc jest dla nas Święta» – pisał Wyspiański.

+ Karol Kardynał Wojtyła, Boże Narodzenie 1976

 

Niech wśród nocnej ciszy towarzyszą nam słowa kolędy i radość najbliższych, pozwalające odrodzić się na nowo i wzmocnić te wzajemne więzi, które na co dzień zespalają rodzinę i wspólnotę.

Dyrektor Piotr Dmitrowicz

wraz z zespołem Mt 5, 14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego

 

 

 

Poznaj godziny otwarcia Mt 5,14 w okresie świąteczno-noworocznym.

24 grudnia – Wigilia Świąt Bożego Narodzenia / zamknięte

25 grudnia – Boże Narodzenie / zamknięte

26 grudnia – wspomnienie św. Szczepana, Diakona i Męczennika / zamknięte

31 grudnia – wspomnienie św. Sylwestra, Papieża / zamknięte

1 stycznia – Nowy Rok / zamknięte

3-5 stycznia / otwarte (godz. 10.00 – 17.00, ostatnie wejście godz. 16.00)

6 stycznia – Święto Trzech Króli / zamknięte

…Z głęboką czcią pochylamy się nad brukami Gdyni, Gdańska, Szczecina, Słupska i Elbląga. Po kapłańsku zbieramy te krew i ofiarujemy ja Ojcu. Wiemy, że Syn oddający swoja krew Ojcu pamiętał o krwi wszystkich współtowarzyszy męki swojej aż do skończenia świata…

Stefan Kardynał Wyszyński, Prymas Polski, 4 stycznia 1971 r.

mat. Instytutu Pamięci Narodowej oraz Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego

Sobór Watykański II. Polska historia Michała Białkowskiego to najnowsza publikacja wydana staraniem Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. Jej prezentację w Pałacu Arcybiskupów Warszawskich poprzedziło uroczyste podpisanie listu intencyjnego o współpracy Mt 5,14 z Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II w Wadowicach.

Podpisy pod dokumentem złożyli dyrektorzy obu instytucji: Piotr Dmitrowicz (Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego) oraz x. Łukasz Piórkowski (Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II). Obecny na spotkaniu kard. Kazimierz Nycz, metropolita warszawski  powiedział, że przybliżenie postaci, ale i dorobku tych dwóch wielkich postaci jest wielkim zobowiązaniem dla naszego pokolenia: – Mam takie głębokie przekonanie, że dla dzisiejszego świata pontyfikat Jana Pawła II i nauczanie prymasa Stefana Wyszyńskiego, ale też pontyfikat Benedykta XVI, są niewygodne, bo ich nauczanie staje w poprzek tego, co jest subiektywizmem i relatywizmem, i to jest powód tego ogromnego ataku na osobę Jana Pawła II – zauważył kardynał.

Niech przeczytają książkę

Kardynał Nycz zauważył, że ciągle jesteśmy na etapie poznawania ducha soboru, ale też na etapie wprowadzania dokumentów i odnowy soborowej w życie – Niektórzy wybiegają w przyszłość i ochotnie myślą już o trzecim soborze, ale trudno powiedzieć, jak znają drugi, niech więc przeczytają tę książkę.

Rozpoczynając prezentację swojej książki prof. Michał Białkowski zaznaczył, że starał się rozprawić z mitami i stereotypami na temat roli polskich biskupów w pracach soborowych. Przypomniał, że polscy biskupi byli znaczącą reprezentacją i bezsprzecznie najliczniejszym episkopatem, jaki uczestniczył w obradach spośród wszystkich „Kościołów milczenia”. Stanowili w Rzymie dość zwarte środowisko, mimo że władze PRL manipulując zezwoleniami na paszporty starały się ich skłócić i podzielić. Choć różniły ich poglądy na niektóre kwestie, np. na temat ekumenizmu, na zewnątrz prezentowali jednolitą postawę, ze skupieniem się wokół lidera, jakim był kard. Stefan Wyszyński.

Zasadniczą część publikacji stanowi opis przebiegu czterech sesji soborowych. Profesor Białkowski zauważył, że polskich ojców soborowych nie można identyfikować z żadnym ze stronnictw soborowych, ani z konserwatystami, ani z tzw. progresistami. W ocenie autora, Polacy kierowali się swoim własnym doświadczeniem i realizmem związanym z funkcjonowaniem w systemie komunistycznym.

Maryja Matką Kościoła

Wnieśli za to istoty wkład w przygotowanie kilku dokumentów soborowych, m.in. konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes oraz deklaracji o wolności religijnej Dignitatis humanæ. Profesor Białkowski zaznaczył, że na forum soborowym najaktywniej występowali trzej biskupi z polskiej grupy: Stefan kard. Wyszyński miał 10 publicznych wystąpień, bp Michał Klepacz – 9, a bp Karol Wojtyła – 8. Zasługą polskich biskupów było też ogłoszenie Maryi – Matką Kościoła. Tę polską inicjatywę podjął papież Paweł VI, nadając Maryi ten tytuł już poza obradami sesji.

Autor przypomniał, że polscy biskupi byli rzecznikami katolików żyjących „za Żelazną Kurtyną”. Na mapie środowej Europy, gdzie Kościoły katolickie stanowiły niejako „białą plamę”, polski Kościół tworzył wyrazisty punkt. Ich głos był zauważany i doceniany. Między innymi z powodu sprzeciwu polskich biskupów, w dokumentach soborowych nie ma jednoznacznego zapisu potępiającego komunizm, co stało się później powodem zarzutów wobec ojców soborowych. Według autora publikacji biskupi kierowali się w tym względzie pragmatyzmem wiedząc, że takie oświadczenie może bardzo zaszkodzić Kościołowi katolickiemu na Wschodzie, zwłaszcza prześladowanym grekokatolikom. Prymas Wyszyński był także przeciwny zapisom o diakonacie stałym obawiając się, że w państwach komunistycznych diakoni mogą stać się narzędziami infiltracji środowiska duchownego.

Zdolni i pracowici

Polscy biskupi z wielką intensywnością podejmowali kontakty z episkopatami zagranicznymi, informując o problemach i bieżącej sytuacji Kościoła w Polsce. Naukowiec zaznaczył, że pobyt w Rzymie był czasem umacniania więzi z następcami św. Piotra: Janem XXIII i Pawłem VI. Kolejne sesje Vaticanum II potwierdziły niekwestionowane przywództwo prymasa Stefana Wyszyńskiego, jego talent organizacyjny, zdolności myślenia koncepcyjnego i niezwykłą pracowitość. Dla biskupa (a od 1964 roku arcybiskupa) Karola Wojtyły, Sobór Watykański II stał się czasem intensywnego rozwoju i wewnętrznego przełomu – wzrastania do roli metropolity krakowskiego i jednego z najbliższych współpracowników papieża Pawła VI.

Podstawą źródłową książki są przede wszystkim materiały archiwalne, zgromadzone w Archiwum Archidiecezjalnym Warszawskim. Bibliografia zawiera również podstawową literaturę polską, dotyczącą Soboru Watykańskiego II. Autor zebrał najważniejsze prace, które powstały na przestrzeni minionych 60 lat od jego inauguracji. Całość zamyka aneks zdjęciowy, w którym umieszczono dokumenty i fotografie pochodzące z kilkunastu archiwów kościelnych. Zwracają uwagę niepublikowane dotąd materiały archiwalne pochodzące z Sekretariatu Prymasa Polski.

Promocję w Pałacu Arcybiskupów Warszawskich poprowadził Dawid Gospodarek, redaktor Katolickiej Agencji Informacyjnej. Książka prof. Michała Białkowskiego Sobór Watykański II. Polska historia dostępna jest w Sklepie Mt 5,14. Do końca roku będzie sprzedawana z rabatem 20%.

źródło: Katolicka Agencja Informacyjna (KAI)

W najbliższy weekend 17-18 grudnia mamy dla Was przedświąteczną niespodziankę! Zapraszamy na ostatnie w tym roku 26 metrów ponad chodnikami – bezpłatne oprowadzanie gości indywidualnych wraz z przewodnikiem po Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego.

2000 metrów kwadratowych ekspozycji, wielkoformatowe projekcje, unikatowe eksponaty, muzyka skomponowana przez Michała Lorenca, Sztuka przez duże „S”… Tego wszystkiego można doświadczyć już 26 m ponad chodnikami w pierścieniu kopuły Świątyni Opatrzności Bożej.

26 metrów ponad chodnikami to cykl bezpłatnych oprowadzań po Muzeum z przewodnikiem, podczas których prezentujemy zwiedzającym najciekawsze elementy naszej ekspozycji stałej.

KIEDY? sobota-niedziela 17-18.12; g. 12.00, 14.00, 16.00

GDZIE? Mt 5,14 | Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego

DLA KOGO? Dla wszystkich wszystkich, niezależnie od wieku.

Serdecznie zapraszamy!

Na oprowadzanie nie obowiązują zapisy. Wstęp bezpłatny.