EN

AKTUALNOŚCI

przewiń w dół

28 MARCA 1946: OGŁOSZENIE NOMINACJI KSIĘDZA STEFANA WYSZYŃSKIEGO NA BISKUPA LUBELSKIEGO

28 marca 2021

Wizytacja bp. Stefana Wyszyńskiego, fot. Archiwum Archidiecezjalne Lubelskie

28 MARCA 1946: OGŁOSZENIE NOMINACJI KSIĘDZA STEFANA WYSZYŃSKIEGO NA BISKUPA LUBELSKIEGO

28 marca 2021

Pod koniec 1945 r. zmarł wyczerpany tułaczką wojenną biskup lubelski Marian Fulman. Lublin nie czekał długo na nowego pasterza, bowiem już 28 marca 1946 r. ogłoszono, że nowym ordynariuszem został mianowany x. prof. Stefan Wyszyński. W środowisku duchownych Lublina był postacią znaną jako absolwent Wydziału Prawa i Nauk Społeczno-Ekonomicznych KUL. Wiedziano też, że podczas okupacji ukrywał się na Lubelszczyźnie.

Swój format duchowy nowy pasterz odsłonił już w pierwszym liście do tymczasowego rządcy diecezji lubelskiej, x. rektora Piotra Stopniaka, prosząc go o jak najskromniejsze urządzenie mieszkania, tak żeby potem nie musiał usuwać rzeczy, które uważałby za zbyteczne. „Nie przywożę z sobą żadnych mebli, gdyż wszystko mi zabrano podczas wojny. Może uda się księdzu Rektorowi zdobyć jakieś łóżko do sypialni. Niech będzie zwykłe, żelazne, nie meblowe” – pisał bp Wyszyński do x. Stopniaka.

Dzieci moje!

Diecezjanie z niecierpliwością oczekiwali na pierwsze słowa nowego biskupa. Już na samym początku, w kazaniu wygłoszonym na ingresie w katedrze lubelskiej, pozyskał sobie zaufanie i sympatię wiernych wyznaniem, w jakim charakterze przybył do Lublina: „Dzieci moje! Dwa te słowa mogą wydać się Wam zuchwalstwem. Czy mam prawo Was, Najmilsi, tu zebranych, nazywać «dziećmi moimi», gdy widzę u wielu posiwiały włos? Zapewne w porządku przyrodzonym byłoby to zuchwalstwem. Ale istnieje inny jeszcze porządek na świecie, stokroć silniej łączący lud niż więzy krwi, nazwiska, narodu. To porządek łaski nadprzyrodzonej, ustanowiony na krzyżu przez Chrystusa Pana. W imię tego porządku staję dziś przed Wami, jako Wasz, z woli Boga i Stolicy św., Ojciec”.

Odtąd tak będzie zaczynać swoje kazania do ludu Bożego, a po wyborze na prymasa rozwinie tę frazę tak: „Umiłowane dzieci Boże, dzieci moje”.

W czasach, kiedy nowa władza zaczęła wyraźnie dawać do zrozumienia, że Kościół katolicki jest dla niej wrogiem numer jeden, otuchą musiały napawać słowa biskupa Wyszyńskiego z listu pasterskiego na ingres do katedry lubelskiej: „Obowiązkiem moim jest walczyć za «święty lud Boży» i w walce tej pierwsze ciosy ugodzą zawsze we mnie, jak być powinno. Moim obowiązkiem jest przyjąć te ciosy, by Was przed nimi osłonić. Ale to właśnie daje mi prawo do Waszej, najmilsi mi Bracia, wiary, miłości i modlitwy”.

Biskup będzie z młodzieżą!

Prawdziwość tych słów potwierdziła dramatyczna rzeczywistość powojenna. W styczniu 1947 r. lubelska młodzież szkół średnich zastrajkowała przeciwko udziałowi w propagandowym wiecu, który miał być wyrazem poparcia komunistów w wyborach do Sejmu. Młodzi wyszli na ulice, a potem zebrali się w katedrze. Zdenerwowany wojewoda lubelski zadzwonił do biskupa Wyszyńskiego, mówiąc: „Księże biskupie, ksiądz przetrzymuje młodzież w katedrze, a powinna być w szkole. Jeśli nie opuści katedry, zastosujemy wszelkie środki”. Biskup odpowiedział: „Panie wojewodo, proszę mnie nie straszyć”. Usłyszał w słuchawce: „Będziemy strzelać!”. Bp Wyszyński ripostował: „My, Polacy, nie boimy się strzałów, ale proszę przyjąć do wiadomości, że biskup lubelski będzie wtedy z młodzieżą”. Rozmowę zakończył trzask słuchawki rzuconej przez wojewodę.

Przedstawiciel władzy ludowej nie żartował. Na ulicach pojawiły się patrole milicji obywatelskiej i nowo powstałej formacji, osławionego ORMO. Wielu młodych spałowano i wywieziono za miasto. Tu jednak swój stosunek do władzy zademonstrowali chłopi, którzy z honorami odwozili furmankami młodzież do Lublina. Kiedy delegacja strajkującej młodzieży przyszła do nowego biskupa lubelskiego, ten przyjął ją z otwartymi ramionami. Pochwalił za patriotyczną postawę i obiecał, że będzie interweniował u władz w sprawie represjonowanej młodzieży.

Furą, ale z banderią

Przyszło mu dźwigać diecezję z powojennych ruin. Zaczął swoją posługę w czasie, kiedy w lasach działali jeszcze żołnierze antykomunistycznego podziemia. Nowy biskup ich nie potępił, czego oczekiwałaby komunistyczna władza.

Bp Wyszyński okazał się tytanem pracy. Nie oszczędzał się. Nie miał ani biskupa pomocniczego, ani zaplecza strukturalnego, nie posiadał nawet kapelana, cały ciężar pracy w diecezji wziął na siebie. Do wielu parafii dojeżdżał furmanką, ale ponieważ wierni chcieli, żeby było paradnie, biskupowi zawsze towarzyszyła banderia konna.

Tak go wspominał abp Bolesław Pylak, późniejszy ordynariusz lubelski: „Bp Wyszyński był człowiekiem szalonej pracy, był nieprawdopodobnie pracowity. Podziwiałem go za to, odpoczywał jedynie, gdy był chory. W ciągu 2 lat i 8 miesięcy zwizytował 1/3 diecezji, 80 z 244 parafii. To był nadludzki wysiłek. Czasami jechaliśmy na cały tydzień. Biskup spotykał się z setkami osób, bierzmował – pamiętam Zamość, gdzie asystowałem podczas bierzmowania 6 tysięcy młodzieży. Z każdej wizytacji przygotowywał protokół, który liczył, nie zwyczajowo jedną czy dwie strony, ale kilkanaście. Ujmował w nich wszystkie aspekty życia parafii. Nie wiem, kiedy to pisał, chyba w nocy”.

Biskup w tych opisach nie koloryzował. Dostrzegał ofiarność wiernych, ale nie uchodziło jego uwagi zwyczajne duchowe lenistwo. Podczas wizytacji parafii Uchanie zaobserwował: „Nabożeństwo lud spędza głównie na cmentarzu, choć świątynia jest przestronna i pusta, wielu wprost leży na trawie, nawet gdy się odprawia nabożeństwo, albo siedząc gromadkami gwarzy sobie na wozach. Zaproszeni do kościoła idą z ociąganiem się”.

Biskup zohydzający socjalizm

Biskup lubelski od początku był na celowniku władzy ludowej. Inwigilowano jego najbliższe otoczenie, nagrywano wszystkie jego kazania i wystąpienia. Do Ministerstwa Publicznego w Warszawie raportowano z Lublina, że „biskup lubelski Wyszyński stosuje obecnie politykę rugowania księży o nastawieniu pozytywnym do obecnych rzeczywistości”.

Naczelnik Wydziału V Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie wydał taką opinię biskupowi lubelskiemu: „Działalność jego nacechowana jest zdecydowanie wrogim stosunkiem do marksizmu. Biskup Wyszyński prowadzi różnostronną wrogą działalność antyludową i antyradziecką. W swych kazaniach, konferencjach wszelkimi mniej lub więcej wyrafinowanymi sposobami usiłuje zohydzić obecny ustrój”.

Na pewno na taką klasyfikację zasługiwało kazanie bp. Wyszyńskiego wygłoszone 3 kwietnia 1948 r. do robotników w kościele na Bronowicach w Lublinie. Jego treść znamy z relacji pracownika Urzędu Bezpieczeństwa: „Wystąpił on (biskup) przeciwko wyścigowi pracy, który daje może więcej produkcji, ale jakościowo znacznie gorszą. «Cóż z tego, że mam pudełko zapałek, skoro jest w nim tylko jedna zapałka dobra, cóż z tego, że mamy dużo traktorów, skoro wśród nich do użytku nadaje się tylko jeden». Dzisiaj każą pracować jak najszybciej i jak najwięcej – a Kościół każe pracować powoli i dokładnie. Kościół zawsze walczy o prawa człowieka, dawniej walczył o prawa dla niewolników i dzisiaj walczy o prawa dla proletariatu, który w nowym ustroju stał się niewolnikiem”.

Takie słowa, obnażające absurdalność systemu socjalistycznego, mógł wygłosić człowiek naprawdę bardzo odważny.

Profetyczna rozmowa na gruzach katedry

Bp Wyszyński zastał diecezję „drewnianą”, a zostawił „murowaną”. Zniszczony po wojnie Kościół lubelski pamiętał jeszcze bestialstwo Niemców, czego symbolem był obóz koncentracyjny na Majdanku czy tzw. eksperyment etniczny na Zamojszczyźnie, który polegał na wysiedleniu miejscowej ludności i zastąpienie jej niemiecką.

Odchodząc na stolicę prymasowską w Gnieźnie i Warszawie, bp Wyszyński zostawił diecezję lubelską ze wszystkimi funkcjonującymi strukturami, wieloma odbudowanymi świątyniami, nade wszystko z karnym i dynamicznym zespołem duszpasterskim, gotowym skoczyć w ogień za swym biskupem.

Cofnijmy się do 25 marca 1946 r., kiedy w Poznaniu kard. August Hlond oznajmił x. Wyszyńskiemu decyzję Piusa XII o mianowaniu go biskupem lubelskim. Było to trzy dni przed oficjalnym ogłoszeniem nominacji. Wieczorem prymas Polski spacerował po Ostrowie Tumskim wokół zburzonej katedry poznańskiej razem ze swoim kapelanem, x. Bolesławem Filipiakiem, późniejszym kardynałem. W pewnym momencie kard. Hlond odezwał się do kapelana: „Był dziś nowy biskup lubelski – młody, inteligentny, dzielny. Jestem rad, że tę ważną stolicę obejmuje x. prof. Wyszyński”. Na to odezwał się x. Filipiak: „Teraz to ja już wiem, kto będzie przyszłym prymasem!”. Kard. Hlond się żachnął: „Księże, ja jeszcze żyję!”. Kapelan pospieszył z wyjaśnieniem: „Eminencjo, to po najdłuższym życiu Waszej Eminencji!”. Udobruchany prymas zamyślił się, po czym powiedział: „Ksiądz profesor Wyszyński! Niezła propozycja – doskonale”.

Kard. Hlond musiał pamiętać tę rozmowę. Kiedy umierał trzy lata później, wskazał papieżowi jako swego następcę na stolicy prymasów Polski biskupa lubelskiego Stefana Wyszyńskiego. To, co robił w skali diecezji, realizował od 1949 r. jako prymas w wymiarze ogólnopolskim, wzbogacając o programy duszpasterskie i społeczne, które zmieniły Kościół i Polskę. Nie ulega wątpliwości, że okres lubelski zahartował i znakomicie przygotował biskupa Wyszyńskiego do pełnienia najważniejszej funkcji w Kościele katolickim w Polsce.

Grzegorz Polak, Mt 5,14

 

Źródła wykorzystane:

abp Bolesław Pylak, Stefan Wyszyński, biskup lubelski, Lublin 2000

Dzieci moje! Biskup Stefan Wyszyński, ordynariusz lubelski 1946–1949, Lublin 2017